-Coś nie tak? – blond włosy mężczyzna spytał z troską
kobietę, która właśnie usiadła obok niego. Siedzieli w salonie w ich wielkim
domu. Wielkie ściany pomalowane na biało, bez najmniejszej skazy, perfekcyjne.
Wisiały na nich portrety członków rodziny, patrząc zimnym wzrokiem na to, co
dzieje się w pomieszczeniu. Czarno- biała podłoga, ułożona w szachownice
odbijała, prawie jak lustro kolumny, będące tam raczej jako dekoracja, niż
zamysł budowlany, podtrzymujący konstrukcje. One tez były białe, łagodnie
oplatały je smukłe sylwetki węży, wyryte w kamieniu. Pod jedną ze ścian stał
ogromny regał, z ciemnego drewna, wypełniony książkami, wielkimi i starymi. Cześć
z nich była nieużywana od wielu lat, ale nie było możliwości, by znalazła się
na nich chociaż odrobina kurzu. O porządek miał kto dbać. Przy regale, na
nogach z wężowym ornamentem stał mały stolik, tego samego koloru. Przy stoliku
jedno krzesło, nie odbiegające wyglądem i klasą od reszty mebli. Na środku
salonu stała wielka, czarna, skórzana kanapa, a po bokach fotele, z tego samego
materiału. Wszystko z klasą, eleganckie, pełne smaku, puste. W każdym domu
wchodząc do pomieszczeń wyczuwa się coś, coś w rodzaju duszy domu, którą
zostawili jego mieszkańcy. Ale nie tutaj. Tu było ponuro i zimno, mimo ognia
buchającego w kominku. Ale tutaj nawet ogień był zachowawczy i cyniczny
-Martwię się o Dracona- westchnęła cicho, patrząc smutno na
męża
-Pisał ostatnio? Coś się stało?- zapytał zaniepokojony
-Nie Lucjuszu, od ostatniej wizyty się nie odezwał, ale mam
złe przeczucia
-Zawsze uważałem, że za bardzo się przejmujesz- powiedział
uśmiechając się w jej stronę. To był właśnie ten czas, ta chwila, gdzie mogli
pozbyć się maski obojętności, którą zakładali przy każdym. Bez wyjątku. Nawet
ich najbliższa rodzina miała o nich mylne pojęcie. Uważali ich za zimnych,
bezuczuciowych, bezdusznych arystokratów. Za nic mieli innych. Nie obchodziło
ich, co się dzieje z osobami z ich otoczenia. Górowali nad innymi postawą,
pewnością siebie. Nikt nie byłby tak głupi, by z nimi zadzierać. Potrafili
wdeptać w ziemię tych, którzy nie spełniali ich oczekiwań. Aroganccy,
bezczelni, bezlitośni, ale z kasą. Z całą pewnością klasy nikt nie mógł im
odmówić. Perfekcyjni w każdym calu.
-Nigdy tego nie okazywałeś- mruknęła cicho Narcyza. Tak
było, Lucjusz nie mieszał się do tego, jak jego żona wychowuje syna, bo ona
pozwalała mu na pełną swobodę, we wpajaniu poglądów w Dracona. Byli ze sobą zgodni.
Chcieli go wychować na godnego, porządnego, dumnego arystokratę, chociaż bardzo
się w tym zatracili. Chcieli dla niego jak najlepiej, był ich synem, kochali
go. Lucjusz nie mógł pozwolić sobie na okazywanie uczuć synowi. Zawsze go
wspierał, był cierpliwy, służył radą. Uczył jak podejmować decyzje, by były jak
najbardziej korzystne dla jego osoby. Zasiał w nim ziarno egoizmu, które rosło,
podlewane zapewnieniami, że wszystko mu się należy. Rozpieszczali go, dawali
to, o czym tylko zamarzył. Nie liczyła się cena, rozmiar, kształt. Liczył się
tylko uśmiech, pojawiający się na jego twarzy. Niezależnie od wieku. W końcu
cały czas był ich synem. To, że dorastał, wcale nie znaczyło, że powinni mu
czegoś zabraniać, czy pozwolić, by sam o to zawalczył. Wtedy jeszcze nie
rozumieli, że przez to go skrzywdzili. Stał się nieczułym młodzieńcem, którego
interesował wyłącznie on sam. Musiał mieć to, co chciał, natychmiast. Nie
obchodziło go, że ktoś może przez niego cierpieć. Przecież liczył się tylko on.
Dokładnie to mu wpajano od dziecka.
-Myślisz, że powinniśmy coś zrobić?
-Wiesz, że najchętniej po prostu bym go tutaj sprowadziła.
Chciałabym, żeby znowu z nami zamieszkał, chciałabym mieć o na oku, tak dużo
przeżył…Lucjuszu, on przeszedł za dużo jak na swój wiek- powiedziała kobieta
patrząc na męża ze łzami w oczach. Nie wstydziła się tego, w innych
okolicznościach, przy kimś innym, mówiąc te słowa, jej głos nawet by nie
zadrżał, ale nie teraz. Była matką, nie mogła ukrywać swoich uczuć
-Wiem- westchnął cicho, wstając z fotela. Podszedł do
kominka, by wziąć z niego zdjęcie i ponownie usiadł obok żony. Ze zdjęcia
patrzyła na nich trójka blondynów. Poważny mężczyzna, z morderczym spojrzeniem,
dumna kobieta, na której twarzy błąkał się lekki uśmiech i kilkuletni chłopiec
wpatrujący się z podziwem w ojca
-Wtedy nawet się nie spodziewał co go czeka- szepnęła
Narcyza
-Nikt się tego nie spodziewał. ON miał już nie wrócić,
wszystko miało być inaczej, zupełnie inaczej
-Wciąż nie mogę sobie darować, że tak go naraziliśmy. Przecież
mogliśmy go stracić
-Wiesz, że nie mieliśmy wyjścia. Tylko w ten sposób mogliśmy
go chronić. Dać mu kilka lat bezpieczeństwa. Inaczej…inaczej on by go
zniszczył- opowiedział drżącym głosem
-I tak go zniszczył. Draco był za młody na coś takiego. Nie
mógł tego wytrzymać. To co się działo przez te wszystkie lata…to musiało go
zmienić
-Jest silny, bardzo silny. Poradzi sobie. Wierzę w niego
-Ta dziewczyna…Leaila…mimo wszystko bardzo mu pomogła
-Tak, możemy być jej wdzięczni. Nie pozwoliła żeby jego
uczucia zupełnie obumarły
-A tak się martwiliśmy, kiedy się z nią związał
-Nadal nie uważam, że była to idealna partnerka dla
niego…ale w jego obecnym życiu, chyba nie mógł trafić lepiej
-Wciąż zastanawiasz się, czy dobrze zrobiliśmy, prawda? Czy
powinniśmy pozwolić mu tak żyć?
-Cały czas byłem wręcz pewny, że po ukończeniu szkoły
obejmie jakieś wysokie stanowisko w Ministerstwie. Wychowując go, uczyłem
zasad, by mógł się tam odnaleźć. Chciałem by został kimś wielkim, by przywrócił
honor naszemu nazwisku. Ale nie przewidziałem tego, że ratując godność rodziny,
przyczynie się do tego, by to wszystko zaprzepaścić
-To nie była Twoja wina Lucjuszu. Skąd mogliśmy wiedzieć, że
tak się stanie?
-Nie mogliśmy, ale mimo to…czuję, że go zawiedliśmy, że ja
go zawiodłem, że nie dałem mu tego, czego potrzebował.
-Daliśmy mu wszystko
-Nie daliśmy mu wystarczająco dużej miłości, by mógł sobie
poradzić. W pewnej chwili stracił wszystko, cały jego świat, jego wyobrażenia,
legły w gruzach. A on nie miał gdzie szukać pomocy, bo my byliśmy zbyt zajęci
-Zajęci chronieniem go, nie zapominaj o tym
-Wiesz. Chciałbym, żeby Dracon pracował w Ministerstwie.
Przynosił nam chwałę swoimi zasługami. Ale teraz…kiedy patrzę na to, co
przeszedł, ile musiał znieść. Jak radzi sobie w świecie zwykłych ludzi, czuję,
że dobrze go wychowaliśmy. Zrobił z tym, co w niego wpajaliśmy to, co uważał za
słuszne, część przejął, część odrzucił, ale nigdy nie dał nam powodu do wstydu.
Najlepsze, co możemy dla niego teraz zrobić, to go wspierać. Pokazać, że
akceptujemy jego wybory. Pokazać, że jesteśmy z niego dumni. Bo jesteśmy
-Nigdy nie byłam bardziej dumna z was obu- powiedziała z
uśmiechem Narcyza, patrząc na swojego męża z miłością. Miłością, która przeszła
bardzo wiele, co umocniło ją jeszcze bardziej.
a za to kocham Cię jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńsalon Malfoyów opisany perfekcyjnie, czytając to, widziałam go oczyma wyobraźni :D
i podoba mi się to, że nareszcie ktoś wydobywa cechy rodu Malfoyów.
świetne! :D
// hermiones-diary
weź napisz w końcu coś złego, bo ile można pisać pozytywne komentarze ;))
OdpowiedzUsuńCudowny blog, a zaczęłam czytać go dziś. Nie mogę się doczekać na następny rozdział! Tak cudownie piszesz..
OdpowiedzUsuńB.
wciągające... naprawdę wciągające :)
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem wpadłam do Ciebie i nie mogłam sie oprzeć.
OdpowiedzUsuńzwłaszcza że kocham Dracona Malfoya i może to mnie przyciągnęło.
Wspaniałe opisy i zaskakujące relacje Narcyzy i Malfoya.
Przynajmniej w jednym opowiadaniu nie zachowują się jak zakochani w sobie arystokraci.
W ogóle podoba mi się sam pomysł.
jak znajdziesz chwile i chęci zapraszam do siebie:
http://niesmiertelne-serca.blogspot.com
Rozmowa Lucjusza i Narcyzy jest po prostu niesamowita! Nigdy mi nie pasowało, gdy pisano o nich jako o takich kompletnych cyborgach bez uczuć. Dialog tak realistyczny, naturalny i szczery *.*
OdpowiedzUsuńMalfoy i 'zwykli ludzie' zamiast 'mugole' - to takie nierealne ... :)Zaczęłam czytać dzisiaj i chyba przeczytam do końca, jest świetne <33 /K
OdpowiedzUsuń