czwartek, 30 maja 2013

37. Revedere

Przyszkolny, ogromny plac. Zieleń roztaczająca się dookoła pałacu była tak ogromna, że do jej pielęgnacji potrzeba było nie tylko wiele skrzatów, ale też specjalnie wyszkolonych ogrodników. Akademia Magii Beauxbatons bardzo dbała o wygląd szkoły, mimo tego, że nie mieli zbyt wielu gości. Siedząca pod drzewem brunetka, uśmiechała się lekko, obserwując, jak jeden z pracowników usiłuje pozbyć się z pomostu ogromnego krzewu dzikiej róży. Roślina, znajdująca się na samym środku pomostu, była jednym z wielu żartów uczennic. Kto powiedział, że grzeczne, dobrze wychowane dziewczęta, pochodzące z arystokratycznych rodów zawsze będą poważne? Jak wiadomo, nauka we Francji rozpoczyna się nieco wcześniej, niż w innych krajach. Przed nauką czarów, grono pedagogiczna, dokłada wszelkich starań, by dziewczynki, posyłane do szkoły były nie tylko zdolnymi czarownicami, ale też wszechstronnie uzdolnionymi kobietami. Dba się o rozwój ich zainteresowań i talentów. Stąd nauki tańca, gry na instrumentach, śpiewu, czy rysunku. Część nauczyclieli sądziła również, że przydatna będzie nauka sztuczek. Do których nie wymaga się nawet różdżki. Ot, sztuczka, dla rozbawienia towarzystwa na spotkaniu rodzinnym. Gdyby wiedzieli, że te niewinne dziewczynki w przyszłości będą wykorzystywać tę wiedzę przeciwko nim, z całą pewnością, nie zdecydowaliby się na nauczanie ich. Ponieważ czarów można było używać także poza pałacem, ale na terenie szkoły, uczennice za pole do popisu obrały sobie właśnie ogród. Miały tam pełno miejsca, na swoje wygłupy, przy okazji nie szkodząc nikomu. Jedynie ogrodnicy mieli więcej pracy. Normą były ptaki, uporczywie nad kimś latające, korzenie drzew, przewracające nieostrożnych, czy właśnie krzewy, które usunąć mogła jedynie ta osoba, która je wyczarowała. Alea przeniosła swoje oczy na jedną z pokładających się ze śmiechu uczennic. Skylet Elgin była niewątpliwie najbardziej uciążliwą dla nauczycieli osobą w szkole. Była w grupie z Aleą, jednak nigdy nie nawiązała się między nimi widoczna więź. Czasem rozmawiały, ale różnice ich charakterów przeszkadzały w utworzeniu przyjaźni. Skylet była niezwykle radosną, pełną energii i skorą do żartów dziewczyną. Uwielbiała wygłupy, oraz psikusy. Za to pałała ogromną niechęcią do nauki. Uczyła się jedynie tego, co ją interesowało, lub jak sądziła, przyda się jej w przyszłości, w efekcie nie uczyła się niczego. Była zupełnie beztroska, nie przejmowała się niczym. Ale jej pogodne usposobienie sprawiało, że wszyscy mieli wobec niej ciepłe odczucia. Alea z kolei, mimo swojej popularności oraz szacunku, jaki wywołuje, wolała trzymać się na uboczu. Była opanowana, poważna, małomówna. Dlatego inne uczennice zawsze dziwiły się, kiedy widziały te dwójkę razem. Mało osób kojarzyło, że rozmawiają ze sobą głównie przed egzaminami. A jeśli już na to wpadli, było to dla nich sporym zdziwieniem. Oczywiście, Aleandra uczyła się dobrze. Była świetna z eliksirów, wróżbiarstwa, numerologii czy starożytnych run, za to fatalna w rzucaniu zaklęć. Po prostu nie tolerowała tego, że musi wykonywać różdżką jakieś niezidentyfikowane ruchy, mówiąc przy tym idiotyczne formułki. Nie to, że była złą czarownicą. Wręcz przeciwnie, potrafiła wiele, ale wolała używać innego rodzaju magii, który wyniosła z domu. Nauczyciele jednak jej na to nie pozwalali, sądzili, ze jest na to zbyt młoda i niedoświadczona. Alea jednak wiedziała, że jest coś jeszcze. Bali się tej magii. Przymknęła oczy, rozkoszując się ciepłem, ale po chwili je otworzyla, słysząc jakiś ruch obok siebie. Kręcone, blond włosy dziewczyny były potargane bardziej niż zwykle. Policzki zaróżowione od śmiechu dodawały uroku, a czarne oczy, ciskające wesołe iskierki sprawiały, że człowiek mimowolnie się uśmiechał. Jest coś o czym nie wiedzą inni mieszkańcy Akademii Magii, a o czym wiedziała tylko blondynka. Sekretem na dobre oceny z testów była nie tylko wiedza, którą niewątpliwie miała, ale też fakt, że Alea Salarin potrafiła wkraść się w umysły innych. Układ był prosty, Alea mówi dziewczynie czego może się spodziewać na testach, a ta w zamian zachowuje tę wiedzę dla siebie.
-Masz jakieś przypuszczenia, odnośnie jutrzejszego testu z transmutacji?- spytała pogodnym głosem
-Niestety nie Sky, profesor Auiperx bardzo poprawiła swoją oklumencję, nie mogę się dostać do jej umysłu. Właściwie jak do większości.
-Myślisz, że coś wiedzą?- zapytała dziewczyna, mimo swojej niechęci do nauki, nie można było jej odmówić inteligencji, błyskawicznie kojarzyła fakty i łączyła je ze sobą.
-Jestem pewna. Do tej pory mówili, że oklumencja nie jest nikomu potrzebna, a teraz sami się zamykają
-Wątpie, żeby to miało oś wspólnego ze strachem o uczciwie zdane egzaminy
-To coś więcej
-Myślisz, że może chodzić o Niego?- bardziej stwierdziła, niż zapytała cichym głosem, by przechodzące obok uczennice jej nie usłyszały
-O nikogo innego nie może chodzic. Jeśli pojawiło się jakieś niebezpieczeństwo, powinni nam o tym powiedzieć.
-Nam nic nie grozi, On nie pozbędzie się czystokrwistych rodów- powiedziała uspokajającym głosem
-Wiem, że jesteśmy bezpieczne, wolałabym jednak wiedzieć na czym stoję.
-Niedlugo pewnie się dowiesz.
-Co masz na myśli?
-Skontaktują się z tobą, tata coś wspominał, że dadzą znak, kiedy wszystko się zacznie
-Czemu Śmierciożercy mieliby się ze mną kontaktować? Mój tata im nie wystarczy?
-Jesteś przydatna, Czarny Pan będzie chciał mieć i ciebie po swojej stronie
-Daj spokój, ma poparcie moich rodziców, czego mógłby chcieć od piętnastoletniej uczennicy?
-Może pewności, że Frollo będzie mu wierny- odparła poważnie, patrząc na nią, by po chwili przenieść wzrok na pomost.- Jak myślisz, kiedy się zorientuje, że to nie ma sensu?-pozornie zmieniła temat. Alea podniosła się, a po chwili otrzepała swój niebieski mundurek z ziemi.
-Myślę, że on już o tym wie, po prostu ciągle ma nadzieję, że tym razem się uda- powiedziała z uśmiecham, oddalając się w stronę szkoły.

Alea uniosła lekko powieki, odglądając się nieco zdezorientowana dookoła. Była w klubie, na urodzinach Marlene. Wszystko było dobrze. Wszyscy żyją, nikt nie planuje nikogo zabić, ani zaatakować. Jeszcze. Obok niej, na sofie, spokojnie spał Vincent. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca, krztusząc się po chwili dymem papierosowym , który był w klubie wszechobecny. Nie mogła odszukać reszty znajomych, ale nie specjalnie zaprzątała sobie tym głowę. Ważna była wizja. Nauczyła się nie pokazywać po sobie, kiedy nadchodzi. Wolała jednak, być wtedy sama. Miała pewność, że nikt na nią nie patrzy, nie oczekuje odpowiedzi. Była sama, więc mogła w spokoju ją analizować. Chłopak, na którego miała mieć przez jakiś czas oko mówił przez sen zupełnie niezrozumiałe rzeczy. Biorąc pod uwagę, że jeszcze nikt do nich nie przyszedł, wizja nie trwała długo. Podskoczyła lekko na sofie, kiedy usłyszala nad sobą głos.
-Jesteś wolna, teraz ja się nim zajmę-  powiedziała postać,  w której rozpoznała Adama.
-Zabierasz go stąd?
-Tak, on i Davin do niczego się nie nadają. - powiedział, starając się nie zaśmiać, widząc swojego przyjaciela w takim stanie.
-Wrócisz jeszcze?- spytała Alea podając Adamowi płaszcz, który po chwili na siebie ubrał
-Tak, tylko jeszcze pozamykam wszystkie okna i drzwi, żeby nie przyszła im do głowy nauka latania, albo przywoływanie magicznego dywanu, co mają w zwyczaju.- Dziewczyna zaśmiała się na te słowa, a po chwili pochyliła się nad chłopakiem, który za nic w świecie nie chciał się podnieść
-Wstawaj Vinnie, Adam odwiezie cię do domu
-Nie.- zaprotestował chłopak, wciskając się w oparcie sofy.
-Ale co nie?- spytała zdezorientowana
-Nie.
-Chcesz tu zostać?
-Nie.
-Chcesz wracać do domu?
-Nie.
-To czego ty chcesz?- zawołała, opadając bezradnie na siedzenie
-Przytul mnie.- powiedział cichym, błagalnym głosem, robiąc przy tym oczy, jak małe dziecko. Adam parsknął śmiechem, a Alea dusząc w sobie chichot, mocno się w niego wtuliła.
-No juz, wystarczy- powiedziała  Adam, starając się go odciągnąc od Alei
-Nie.- zaprostestował chlopak
-No dalej, chyba, ze chcesz, żeby Malfoy ci nakopał
-Ale jego tu nie ma- powiedział płaczliwym głosem
-Ale jest David, który ledwo stoi przy drzwiach, no dalej, przestań się wyglupiać. Dzięki mała, trzymaj się.- powiedział Adam, odchodząc z rozpaczającym Vincentem. dziewczyna odprowadzałała ich wzrokiem, do czasu, kiedy zniknęli za drzwiami. Usiadła na kanapie, rozglądając się dookoła. Ann stała za barem, na stołku przy ladzie siedziała Helena, żywo gestykulując, opowiadała jej o czymś. Wzrokiem szukała Marlene, rozmawiały dzisiaj tylko przez chwilę. Znalazła ją pod sceną, stała razem z Mauro i Draconem. Coś się stało. Wyglądała na przestraszoną. Mauro, zawsze radosny i uśmiechnięty, stał teraz z żądzą mordu w oczach. Miał mocno zaciśniętą szczękę, jego oczy wręcz ciskały piorunami. A drobna dłoń Marlene, zaciskała się na jego ramieniu, jakby chcąc powstrzymać, przed rzuceniem się na kogoś. Tym kimś był Dracon, który jak zwykle miał na sobię cholerną maskę obojętności, ktora doprowadzała wszystkich do szaleństwa. Oczy, jak zawsze, nie pokazywały zupełnie żadnych emocji. Nie było w nim tej troski, sprzed kilku godziń. Marlene się bała, była wręcz przerażona, a strach nasilił się, kiedy zorientowała się, że Alea ich obserwuje. Nieznacznie pokręciła glową, jakby przekazując, żeby nie zwracała na nich uwagi. Alea posłała jej uspokajający uśmiech i odwrociła głowę. We śnie, była wzmianka o tym, że potrafiła wkraść się do czyjegoś umysłu, najwyższy czas, żeby to przetestować. Głowa Dracona była dla niej zamknięta, jego oklumencja poprawiła się, od kiedy Alea zaczęła wyłapywać pojedyncze myśli. W umyśle Mauro panował teraz zbyt duży chaos, by mogła z nich cokolwiek wyczytać. Pozostała Marlene. Zamknęła oczy i skupiła się na jej osobie. Zacisnęła mocno powieki, by móc jeszcze bardziej się skoncentrować. Nie potrafiła jeszcze swobodnie przeglądać czyichś myśli, widziała jedynie to, co miała w głowie w tej chwili, ale już ta myśl wystarczyła, by Alea zaczęła być równie przestraszona. Nagle poczuła, że coś usiłuje jej przeszkodzić. Poczuła, jakby coś przszywało jej skroń, skutecznie przerywając połączenie. Zakryła głowę, chowając ją w dłonie, jakby to miało odgrodzić ją od bólu. Kiedy ten ustał, podniosła głowę, by popatrzeć na trójkę, stojącą przy scenie. Wciąż stali w tym samym  miejscu, jednak Dracon po chwili odwrócił się w jej stronę. Mimo dzielącej ich odległości widziała, jak bardzo był wściekły, nie bylo w nim nic, z postaci, którą był wcześniej. Co się z nim stało? Czy to on chciał jej przeszkodzić? Nagle przeniósł wzrok na coś za nią. Jego twarz byla jeszcze bardziej zacięta, chciał ruszyć w jej stronę, ale zatrzymała go dłoń Mauro, który jednocześnie wyrwał się Marlene. Blondynka cofnęła się  o kilka kroków, przestraszona. Alea zerwała się z miejsa, ale zanim postawiła krok, usunęła się ponownie na sofę. Coś w nią trafiło. Szarpiący ból rozlał się po całym jej ciele. Nie mogła złapać tchu, a oczy zaszły jej mgłą. Kiedy ból ustał, powoli się podniosła, odkrywając, że pod sceną już nikt nie stoi. Zobaczyła coś, co ją zaniepokoiło. Postawną sylwetkę, dugowłosego blondyna, która zniknęła w tłumie. Pospiesznie ubrała swój płaszcz i zabrała torebkę. Przedzierała się przez tłum, nie zwracając uwagi, na ilość potrąconych przez siebie osób. Zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy ktoś przygwoździł ją do ściany na zewnątrz.
-Gdzie się tak spieszysz?- spytał mężczyzna, przeraźliwie zimnym głosem, mocno ściskając jej ramiona
-Puść mnie- szepnęła, ledwo powstrzymując łzy, które napłynęły jej do oczu
-Pytałem o coś- warknął wściekły
-Draco puść mnie! To boli!- wrzasnęła, wypuszczając spod powiek pojedyncze krople.W tej chwili blondyn się opamiętał, poluzował uścisk,  a mgła, którą były spowite jego oczy gdzieś się ulotniła. Dziewczyna wykorzystała ten moment i wyrywając się mu, odeszła. Dracon patrzył przez chwilę na ścianę przed nim. Bała się go. Dopiero kiedy usłyszal oddalający się dźwięk, ktory powodowaly jej obcasy. Pobiegł za nią.
-Alea, przepraszam, byłem wściekły, a jeszcze ty sama wyszłaś, nie panowałem nad tym...Alea- powiedział zdenerowany, stając przed nią- Mówię do ciebie.
-Wiem, ignoruję cię- powiedziała oschle, wymijając go. Na jej twarzy już nie było strachu, zastąpiła ją złość, ogromna złość.
- I co? Chcesz sama wracać do domu? W nocy?- spytał, łapiąc ją za ręke, co samo w sobie ją zirytowało. Nie miała jednak szansy odpowiedzieć, bo ponownie przeszył ją ten straszny ból, nieco mniej nasilony niż w klubie, a może po prostu już się do niego przyzwyczaiła.
-Przynajmniej będę mieć pewność, że ci po drodze nie odbije- powiedziała przez zaciśnięte zęby, nie odwracając się do niego
-Mówiłem już, byłem wśćiekły i...
-To nie znaczy, że masz prawo się na mnie wyładować. - warknęła, odwracając się w jego stronę
-Przepraszam, wiesz, że nie chciałem ci skrzywdzić
-O czym rozmawiałeś z Mauro i Marlene?- spytała, ingorując jego przeprosiny
-To nic takiego, nic czym powinnaś sobie zaprzatać głowę. Powiedział patrząc jej posto w oczy, którye nie były ani jasne ani ciemne,  wydawały się być jeziorami płynnego ognia.
-Czyli jak zwykle nic mi nie powiesz?
-Po prostu są rzeczy o których nie powinnaś wiedzieć. Tak będzie lepiej, bezpieczniej
-Ona już nigdy nie będzie bezpieczna Malfoy- odezwał się głos za nimi. Kilka kroków od nich stał Mauro, posyłając im jeden z najbardziej cynicznych uśmiechów, jaki mieli okazję widzieć.
-Nie mieszaj jej w to. Ona nie ma z tym nic wspólnego- powiedział Draco, zasłaniając sobą dziewczynę.
-Jak najbardziej ma- powiedział chłodno. Co się stało ze starym Mauro, tym kochanym, roześmianym Mauro? Czemu teraz stoi przed nimi ktoś zupełnie obcy?
-To nie jej wina, że znalazła się w złym miejscu...
-Ale to jej wina, że w nim została- przerwał mu chłopak.- Wybacz księżniczko, to nic osobistego.- powiedział uśmiechając się, lecz ten uśmiech zupełnie nie przypominał tego, którym zwykle ją obdarowywał. Nie było w nim już tego ciepła. Alea, będąc w połowie drogi do bruneta nagle zwątpiła. Opuściła ją cała pewność siebie, kiedy zobaczyła ten przeraźliwie zimny wzrok.
-Gdzie Marlene? - spytała drżącym głosem.
-Pewnie w połowie drogi do domu
-Pozwoliłeś jej wracać samej?- spytał Dracon, nie mogąc przyjąć tego do wiadomości
-Nie mam wobec niej żadnych zobowiązań, jak tak bardzo ci jej szkoda to biegnij, może ją dogonisz.
Dziewczyna nie wierzyła w to, co słyszała. Kim był ten ktoś, kto wyglądał jak jej przyjaciel? Poczuła coś jeszcze, miejsce bólu, zastąpiło zimno. Jakby ktoś chciał zamrozić ją od środka. Chciała coś powiedzieć, ale usłyszała rozpaczliwe wołanie. Po głosie rozpoznała, że to Helena. Podbiegła do nich, kiedy tylko zobaczyła w ciemności blond włosy Dracona.
-Draco, musisz mi pomóc! Ktoś jest w środku, zaatakował Ann! Szybko!- wołała przez łzy, ciągnąc go za rękę w stronę klubu. Chłopak poszedł za nią, ponaglając wzrokiem Aleę, nie chciał, żeby została sama z Mauro. Lekko zdezorientowana brunetka zaczęła iść za przyjaciółmi, ale poczuła, że Mauro szarpie ją za ramię. By po chwili nachylić się nad nią.
-Obiecaj mi coś Salarin-szepnął prosto do jej ucha- Obiecaj mi, że nikomu nie będziesz ufać, rozumiesz? Co by się nie działo, nikomu nie ufaj.
-Nawet Draco i Marlene?- spytała zbita z tropu
-Zwłaszcza im- odpowiedział i popchnął ją w stronę klubu z którego wychodzili ludzie. Jak mugole mogą być tak głupi, by nie widzieć, co się dookoła nich dzieje? Przed samym wejściem Alea spojrzała do tyłu, ale Mauro już tam nie było. Zniknął za rogiem budynku. Sam jednak nie spodziewał się, że czeka go wyjątkowo krótka droga. Z jednęj z wnęk kamienicy wyłoniła się postać mężczyzny. Wśród ciemności ciężko było odgadnąć kim jest. Kiedy podszedł bliżej rozpoznał charakterystyczną czuprynę, oraz błyszczące w świetle latarni niebieskie oczy.
-Miło cię widzieć Mauro- powiedział pogodnym głosem, chowając ręce do kieszeni
-Niestety nie mogę powiedzieć tego samego- powiedział, opierając się o słup i zaplatając ręce na piersi.
-Nigdy nie byłeś zbyt miły- westchnął ktoś za nim, Mauro odwrócił się i zobaczył, że zbliża się do nich następny mężczyzna. Jego od razu rozpoznał po głosie. Uśmiechnął się lekko, do niego.
-Jakoś nie było okazji, by zacieśnić więzy Chester, co u rodziny, wciąż w świętym Mungu? Biedni...ledwo przeżyli. A może nie przeżyli?- spytał, przekrzywiając głowę.
-Wszyscy mają się świetnie. Przynajmniej jeśli chodzi o nas- odpowiedział drugi
-Co masz na myśli Trip? Czyżbyć usiłował mi grozić?
-Nigdy w życiu przyjacielu. Ja cię tylko informuję o podróży,na jaką niedługo się wybierzesz- odparł z uśmiechem, podchodząc do swojego znajomego.
- Miejsce  wybierasz sobie sam, ale jedziesz pociągiem , którego nazwa zaczyna się i kończy na "A", dodam, że jest dwuczłonowa. To jak? Walizki spakowane? Czy jednak przekładamy wycieczkę i się dogadamy? -spytał Chester nadzwyczaj spokojnym głosem
-Po moim trupie- odparł Mauro, zaciskając pięści.
-Właśnie o to nam chodziło, przyjacielu- powiedział Trip, posyłając mu ogromny uśmiech.- Przy okazji, pozdrowienia od Clawtena, bardzo mu przykro, że nie może ci teraz towarzyszyć, ale miał coś ważnego do załatwienia.

Witam, muszę przyznać, że ten rozdział kosztował mnie sporo nerwów. Kiedy kończyłam go wczoraj w nocy, magiczna siła skasowała całą treść. Tak więc miałam miłą noc, spędzoną na ponownym pisaniu, by nic przypadkiem nie wypadło mi z głowy. Mam nadzieję, że było warto. Zapraszam jeszcze tutaj http://ask.fm/ArlandriaSalarin jeśli macie do mnie jakieś pytania ;))

poniedziałek, 20 maja 2013

36. Videre animum

Wysoki, umięśniony blondyn siedział na jednej z ławek w parku. Opierał czoło o zaciśnięte pięści, a długie włosy skutecznie zasłaniały jego twarz. Zwykły przechodzień mógłby pomyśleć, że mężczyzna zwyczajnie się zamyślił. Bardziej uważny zauważyłby, że z wielkim skupieniem obserwuje pewną dziewczynę. Niebieskie oczy dokłanie śledzą każdy jej ruch. Mógłby powiedzieć, ile razy w ciągu ostatniej godziny poprawiła swoje włosy, ile razy skrzywiła się z niezadowolenia, ile razy uśmiechnęła się do przechodzących obok osób. Powiedziałby ile zmarszczek tworzy się na jej czole, kiedy w skupieniu rysuje. Serce niemal stawało, kiedy patrzyła w jego stronę. Nie wiedząc kim jest. Dziewczyna siedziała po drugiej stronie parku, nie widziała go, nie zwrócił na siebie uwagi niczym, ale taki był jego cel. Patrzy na niego, lecz nie widzi. Ile by oddał, by mieć w sobie część jej obojętności. Tak bardzo chciałby po prostu wstać, odejść, zapomnieć o jej istnieniu. Nie mógł. Zrobiła straszne rzeczy. Była jednym z najgorszych ludzi, których kiedykolwiek poznał. Ale on jej nie zostawi, nie odpuści. Nie może. To wciąż jego siostra, jego malutka siostra, która po prostu się pogubiła. Wciąż ją obserwował. Ona wciąż go nie widziała. Nie mogła go widzieć. On po prostu wiedział, gdzie będzie. Wiedział, że po zajęciach na uczelni będzie wracać parkiem. Kiedy będzie ciepło, usiądzie na ławce, zawsze tej samej. Wyjmie szkicownik i znowu będzie rysować. Zawsze robiła to perfakcyjnie. Dlatego ją tam wysłali. Chcieli, by szkoła rozwijała jej wszystkie umiejętności. Zupełnie bez sensu, skoro i tak chcieli jej to odebrać. Czemu nie zrobili tego od razu? Czemu nie załatwili wszystkiego, kiedy był na to czas. Tego nie dowiedzą się już nigdy. Ale może lepiej nie znać odpowiedzi. Podniósł wzrok do góry, kiedy poczuł, że ktoś zastawił całe światło, które do tej pory na niego padało. Stało przed nim dwóch mężczyzn, mniej więcej w jego wieku. Niższy z nich miał na twarzy jeden z tych przebiegłych, lekko cynicznych uśmiechów, a w jego niebieskich oczach widać było niesamowicie wesołe iskierki. Przeczesał dłonią włosy i poprawił swoją kurtkę, by po chwili włożyć ręce do kieszeni spodni. Drugi, lepiej zbudowany, zaplótł ręce na umięśnionej klatce piersiowej, przybierając z pozoru groźną pozę, jedynie brązowe oczy, patrzące z troską na blondyna zdradzały, że miał on dobre zamiary.
-Nie zamierzesz odpuścić, prawda? - spytał niebieskooki, siadając obok, na oparciu ławki.
-Mam ci przypomnieć, co mówiłeś jakiś czas temu?- spytał drugi, nadal zagradzając mu widok
-Odpuść Chester, to nie wasza sprawa.- odparł zdenerwowany, wstając, gdyż zauważył, że dziewczyna zaczyna zbierać swoje rzeczy. I iśc do niego.
-I tu się mylisz skarbie, to bardzo nasza sprawa.- wtrącił siedzący na ławce chłopak, stanowczym, lecz miłym dla ucha, dzwięcznym głosem.
-Od kiedy tak bardzo się mną interesujecie?
-Od kiedy dowiedzieliśmy się, że kochasz pakować się w kłopoty, czyli mniej więcej pierwszego dnia szkoły
-Trip ma racje, ciągle w coś się pakujesz, więc musi być przy tobie ktoś, kto będzie ratował twoj tyłek
-I wy, poczuwacie się do tej odpowiedzialności, tak?
-Dokładnie tak Claw!- zawołał  Trip zeskakując z ławki i opierając się na swoim wyższym towarzyszu.
-Nie potrzebuję waszej opieki.
-A Alea nie potrzebuje twojej. Szanowny arystokrata Malfoy wspaniale się nią zajmuje- zironizował Chester
-Kto powiedział, że on chce się nią zajmować?- powiedział Trip bardziej do siebie, niż do innych.- Słuchaj, wszyscy doskonale wiemy, co chcesz osiągnąć, wszyscy doskonale wiemy też to, że ci się  nie uda, więc na gacie Merlina, po co próbujesz?
-Co ty możesz wiedzieć?
-Widocznie więcej niż ty.- Chester stanął między nimi, wyczuwając napiętą atmosferę. - Wiem, że tęsknisz za nią, ale nic nie możesz zrobić.
-Ja nie, ale ona może.
-Czyli faktycznie jej nie odpuścisz, tak?- spytał przeczesując ze zrezygnowaniem swoje krótkie włosy
-Już raz jej odpuściłem. Nie popełnię znowu tego błędu.
-Błędu? Przedłużenie jej życia nazywasz błędem?- spytał z niedowierzeniem Trip
-Jak już wspomniałem, to moja sprawa co...
-Tak, my też juz wspomnieliśmy, że to też nasza sprawa. Co ty chcesz właściwie zrobić? Zamierzasz ciągle ją śledzić, w końcu zorientuje się, że ciągle ktoś za nią chodzi
-Jestem animagiem, pamiętasz? Mogę się zmienić.
-O tak, to zmienia postać rzeczy, śledzący pies nie jest niczym dziwnym, przy odrobinie szczęcią dostaniesz kanapkę.
-Powiedział ktoś, kto przybiera postać żaby...
-Przynajmniej nie oberwę niczym w twarz.
-Tak, ciebie najwyżej po prostu rozjedzie rower.
-Czy wy pamiętacie ile macie lat?- spytał załamany wymianą zdać Chester
-Więcej niż ty, nie wtrącaj się w sprawy dorosłych dziecinko- odparł wesoło Trip
-Może zamiast usiłować dawać mi niezwykle przydatne porady, przydasz się na coś- Clawten zwrócił się do brązowookiego znajomego, który podniósł jedną brew z zaciekawienia.- Jak już wspaniałomyślnie stwierdziłeś, nie mogę ciągle chodzić za Aleą, ale...
-Nie. - przerwał mu stanowczo chłopak
-Brawo Chester, wreszcie nauczyłeś się asertywności!- zawołał Trip
-Czemu?- spytał blondyn, ignorując towarzysza
-Nie będę śledził twojej siostry, nie mieszaj mnie w to.
-Podobno uważasz się za mojego przyjaciela
-Nie bierz go na litość Claw, jego młode serce już nie jest takie wrażliwe, nasz Chester dorasta i może zasadzić ci niezłego kopa, kiedy coś mu się nie spodoba
-Ale jak widzę nadal musisz mówić za niego
-Po prostu w tej sprawie trzymam stronę mądrzejszego. Myślę, że powinieneć zaakceptować pewne rzeczy Clawten. Alea nie ma już takiej mocy jak dawniej, nawet jeżeli będzie potrafiła to zrobić, to ją zabije.
-Wiesz też, że my na to nie pozwolimy. - Dodał Chester, odprowadzając wzrokiem długowłosą dziewczynę, która właśnie zniknęła na końcu parku. - Wszystko ma swoje granice, pamiętaj.

Alea szła powoli londyńskimi uliczkami, w myślach anlizowała swoje ostatnie sny. Każdej nocy nocy coś się śni. Wspomnienia, ludzie, słowa. Starała się mieć jak najbardziej otwarty umysł. Chłonąć wszystko, co znajduje się w jej myślach. Wiedziała, że wszystko ma jakieś znaczenie. To nie są bezsensowne obrazy, podsuwane przez wyobraźnie. Walczy. Jej umysł walczy z zaklęciem. Co najważniejsze, robi to skutecznie. Natłok informacji zaczyna się powoli układać, nie tworzy jeszcze logicznej całości, ale do tego zmierza. Nie mówi o wszystkim. Dzieli informacje na te, które może przekazać dziewczynom, oraz które może powiedzieć Draconowi. Nikomu nie mówi wszystkiego, coś w środku przekazuje jej, że nie powinna. Zaczęła się zastanawiać, co tak właściwie chce osiągnąć? Odzyskuje moc, może uda się odzyskać całą, może części umiejętności już nie posiądzie. Zwykłych czarów nauczą ją Dracon, Ann i Helena. Ale co z tą, którą określa się mianem "starej" magii? Czy jest ktoś, kto będzie chciał, kto będzie umiał pomóc ją sobie przypomnieć? Co w ogóle znaczy, że ta magia jest stara, czy jest przekazywana z pokolenia, na pokolenie w oreślonym gronie? Czemu ktoś, kto ją zapoczątkował nie chciał, by się rozprzestrzeniła.?Co jest w niej takiego, że inni prawdopodobnie się jej boją? Czy jest to jakiś zły rodzaj magicznych zdolności? Zazwyczaj boimy się nieznanego, większość zapewne o tym nawet nie slyszało. Tylko ci, którzy wiedzą o tej magii się jej boją.Co jest w niej takiego strasznego, że tworzy się dookoł niej otoczkę grozy, okrywa tajemnicą? Co zrobiła wśród czarodziejskiej społeczności, że władający nią, są tak bardzo przerażający? Jedno jest pewne, Alea kiedyś potrafiła jej używać i z całą pewnością nie dopuści do tego, by te umiejętności zostały zaprzepaszczone. Przestała o tym rozmyślać dopiero wtedy, kiedy zobaczyła przed sobą blok, w którym mieszka Dracon. Ciepłe promienie słońca sprawiały, że ściany  wydawały się być cieplejsze, milsze niż zazwyczaj. Powoli wchodziła po schodach, zupełnie się nie spiesząc. Wsłuchiwała się w echo swoich kroków, jakby usiłując doszukać się w nich jakiegoś innego dźwięku. Stanęła przed drewnianymi drzwiami i lekko zapukała. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy chwilę później stanął w nich Dracon. Wyminęła go i kładąc torebkę na szafce, zaczęła rozpinać swój płaszcz.
-Spóźniłaś się.- usłyszała za sobą spokojny głos blondyna
-Przecież miałam być po zajęciach- spojrzała na niego przez ramię i poszła w stronę kuchni
-Kończyłaś o 12, a mamy prawie 15
-Zasiedziałam się w parku - odparła beztrosko
-Prosiłem, żebyś nie chodziła tam sama, coś może ci się stać
-Umiem się bronić, mam ci przypomnieć kto...
-Mam ci przypomnieć- przerwał jej- kto jeszcze miesiąc temu, nie wiedział o swoich magicznych zdolnościach? Alea mówię poważnie, wiem, że myślisz, że wszystko już umiesz, ale tak nie jest. Raz udało ci się odeprzeć zakęcie, ale następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. Ktoś zaatakował cię, kiedy byłaś z innym czarodziejem, myślisz, że przepuści okazję, żeby uderzyć, kiedy będziesz sama?- spytał patrząc na nią uważnie, mimo zaciętej miny, można było dostrzec troskę w jego oczach. Martwił się, zwyczajnie się martwił.
-Umiem więcej niż wtedy Draco, wtedy właściwie nic nie potrafiłam. Różdżka mnie obroniła i wiem, że zrobi to samo znowu, kiedy będzie trzeba. Ciągle mam ją przy sobie, jestem bezpieczna. - popatrzyła mu w oczy i lekko ścisnęła jego dłoń, jakby to on potrzebował pomocy, a nie ona.
-I co, planujesz chodzić po ulicy z różdżką pod płaszczem i machać nią na każdą, podejrzanie wyglądającą osobę?
-Ty tak robisz- odparła z zadziornym uśmiechem.- No, przynajmniej tę pierwszą część.
-Wiem, że mnie nie posłuchasz, ale mam świadomość, że ostrzegałem, nie będę miał cię na sumieniu, kiedy ktoś w końcu rzuci w ciebie avadą
-Och, jestem pewna, że byłbyś pierwszym, który chciałby mnie pomścić- powiedziała z uśmiechem, stając tuż przed nim
-Nic bardziej mylnego, byłbym pierwszym, który zacząłby świętowanie. Przez ciebie mam tylko więcej roboty i moja nienaganna opinia powoli podupada.- odparł z cynicznym uśmiechem, przyciągąjąc ją do siebie i chowając w ramionach. Tego chciał, ochronić ją przed złem całego świata. Widział, jak bardzo stara się być silna. Jak bardzo chce pokazać, że to wszystko po niej spływa, że się nie przejmuje. Jednak wszystko było w jej oczach. W przeraźliwie smutnych, niebieskich jak ocean, który właśnie zabrał w swoje czeluści kolejne życie, oczach. Widział w nich, jak z każdym dniem, rozpada się na coraz mniejsze kawałki. Chciał trzymać ją cały czas, by żaden z tych kawałków nie uciekł. Wiedział, jak ogromnym wsparciem musi dla niej być, chociaż Alea go o to nie poprosi. Wiedział, że nie może jej nic powiedzieć. Tutaj nie pomoże "wszystko będzie dobrze, z czasem się poukłada", bo z czasem będzie coraz gorzej. Odzyska moc, pamięć być może zacznie stopniowo wracać. Przypomni sobie jej poprzednie życie, przypomni sobie też to, czemu się skończyło. Bardzo chciał, by osiagnęła to, co zamierza. Ale jednocześnie bał się, że ją to złamie. Jej przeszłość nie była krystaliczna, wiele wskazuje na to, że wcale nie była zbyt dobrą osobą. Musiał być jakiś powód do tego, że ktoś chciał się jej pozbyć. Musiał być też powód, że zrobił to nie tak jak trzeba, tym samym sprawiając, że ma szanse na odzyskanie pamięci i tożsamości. Wiele by oddał, żeby wiedzieć jakie myśli skrywa jej umysł, co pierwsze przychodzi jej do głowy, kiedy wstaje. Gdzie jest, kiedy patrzy tym nieobecnym wzrokiem. Gdzie jest w tej chwili, bo z całą pewnością nie w jego mieszkaniu. W jednej z szyb widział ich odbicie. Widział, że jej oczy znowu zrobiły się nieobecne, wpatrzone w nieokreślony punkt przed nią. Przyglądał się ich odbiciu przez dłuższą chwilę. Patrzył, jak delikatna wydaje się być w jego objęciach, mimo swojej ogromnej siły. Jak sukienka coraz luźniej opływa jej ciało. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo schudła przez ostatni czas. Wciąż jest równie dostojna i piękna, ale brakuje jej tej energii, blasku, którym wcześniej obdarowywała wszystkich dookoła. Długie włosy opadały na ramiona, one też były jakby pozbawione życia. Alea wyglądała teraz jak lalka, piękna porcelanowa lalka, którą strach jest dotknąć, w obawie, że można w niej coś naruszyć. Ale on wciąż ją trzymał.Wiedział, że to tego potrzebuje najbardziej. Po chwili dziewczyna poruszyła się nieznacznie, co świadczyło o tym, że wybudziła się z letargu. Lekko odsunęła się od Dracona, wciąż jednak pozostając w jego objęciach. Chłopak delikatnie odgarnął z jej twarzy włosy i przyjrzał się tęczówkom, które znowu przybrały bursztynową barwę.
-Musimy się dowidzieć, czemu zmienia ci się kolor oczu. Kontrolujesz to w jakiś sposób?- spytał, a kiedy dziewczyna kręcąc głową zaprzeczyła, kontyuował- Koniecznie musimy się dowiedzieć, mam nadzieję, że na zajęciach za bardzo się nie wyrywasz, nie byłoby ciekawie, gdyby ktoś to zauważył. Właściwie nie powinnaś wracać na uczelnię, dopóki sytuacja się nie unormuje...
-Draco, ja musiałam wrócić. Profesor zauważył, że nie było mnie przez długi czas, nie przynosiłam prac zaliczeniowych, zacząłby coś podejrzewać, zadzwoniłby do rodziców, a ktoś, kto nad tym wszystkim stoi zorientowałby się, że coś jest nie tak. Muszę zachowywać się, jakby nic się nie stało, chociaż to trudne.
-To wracając do normalnego życia...pamiętasz, że wieczorem wychodzimy?- spytał, na co dziewczyna odpowiedziała mu niewinnym uśmiechem.- Nie pamiętasz- podsumował, wzdychając i całując ją w czubek głowy
-To powiesz mi, czy mam zgadywać?
-Marlene, mówi ci coś to imie?
-Marlene,tak. Znam Marlene. Co z nią?- spytała zupełnie zdezorientowana, na co Dracon zareagował demonstracyjnym uderzeniem dłonią o czoło.- A...urodziny, już pamiętam. To...daj mi chwile, przebiorę się
-Gdybyś przyszła wcześniej, miałabyś więcej czasu, niż pół godziny.
-Czemu mam tylko pół godziny?
-Bo Marlene prosiła, żebyś przyszła wcześniej jej pomóc
-Możesz mi powiedzieć, czemu się na to zgodziłam?- spytała marszcząc nos, usilując przypomnieć sobie sytuację
-Widocznie miałaś słabszy dzień. Masz tu coś na zmianę, czy musimy jechać do ciebie?
-Jakbyś nie zauważył, praktycznie tu mieszkam, coś znajdę- odparła, po czym wyszła z kuchni, kierując się do pokoju. Kiedy przekroczyła próg pomieszczenia, od razu zwróciła uwagę na zdjęcie, stojące na stoliku. Jakby upewniając się, że Leaila wciąż tam jest. Nie mówiła Draconowi o żadnym ze snów, nikomu nie mówiła. Z tą właśnie sprawą musi poradzić sobie sama. Na początku nie rozumiała, ale teraz wie, że dziewczyna szuka z nią kontaktu. Usiłuje do niej dotrzeć, a tylko poprzez wizje i sny, ma taką możliwość. Nie pojawia się zbyt często, nie może. Alea za każdym razem widziała, że czegoś się boi. Kogoś. Tylko kogo? Czemu chciała do niej dotrzeć? Czy jest między nimi jakaś więź? Czy Alea będzie umiała jej pomóc? Czy Leaila będzie umiała pomóc jej? Czy chce jej pomóc? Dziewczyna zdjęła sukienkę i rzuciła ją na łóżko. Podeszła do szafy i wyjęła z niej błękitną koszulę oraz klasyczną, czarną spódnicę przed kolano. Nie chciała się stroić. Nie chciała, by ktoś zwrócił na nią uwagę, wolała wtopić się w tłum. Tak było bezpieczniej. Już ubrana podeszła do lustra, przeczesała dłonią włosy, poprawiła makijaż. Spojrzała na siebie smutnym wzrokiem, a jej tęczówki przybrały jeszcze bardziej intensywny, bursztynowy kolor. To musi być od czegoś zależne, kwestią czasu jest odkrycie od czego. Przypomniała sobie ostatni sen. Leaila dała jej kartkę, zwykłą kartkę, zapisaną dwoma literami " v" i "a". One miały jakieś znaczenie, miały jej jakoś pomóc. Pomóc otworzyć umysł. Videre animum. Słowa pojawiły się w jej głowie nagle, nie wiadomo skąd. Otworzyć umysł. Musiała się na tym skupić, to jedna ze wskazówek. Usiadła na krawędzi łóżka i zamkęła oczy, usiłując ją rozszyfrować.
-Videre animum -powiedziała ledwo słyszalnym szeptem, starając się jednocześnie zupełnie uwolnić od myśli. Miała w głowie obraz, kolor. Stal, przeraźliwie zimna stal, która potrafi zabić, ale też dać wiele dobrego. Dziwny odcień stali, który  już widziała. Uspokajająca, bezpieczna. Zaraz potem zobaczyła siebie. Siebie, siedzacą na łóżku. Siebie w niebieskiej koszuli, z zamkniętymi oczyma. Z perspektywy. Jakby ktoś stał w drzwiach i ją obserwował. Coś zakłóciło jej spokój, jej wolną od myśli głowę. Nie widziała już nic. Ciemność, całkowita ciemność. Powoli uniosła powieki, a serce zaczęło bić jej jak oszalałe. Czuła na sobie przeszywające spojrzenie blondyna, który stał w tym miejscu. Dokładnie w tym miejscu.
-Wszystko dobrze?- spytał niepewnie
-Tak...już tak.- odparła spokojnym, jakby wyuczonym głosem
-Widziałaś coś?
-Ten sam budynek, nic wielkiego- powiedziała patrząc prosto w jego stalowe oczy.- Możemy już iść Draco, Marlene nas zabije, jeśli jeszcze bardziej się spóźnimy.


No to tadaam :) nie mogłam się powstrzymać od dokończenia notki, jak i nie mogłam się powstrzymać od wstawienia jej. Ostatnio mam za dobre serce. Nie dotrzymałam obietnicy, rozdział dodaję przed czasem, nie ukrywam, mam nadzieję, że radość, która dzisiaj powstała zaowocuje w komentarze :) Fajnie wiedzieć, że doceniacie to, że zamiast uczyć się do matur coś tam dla Was wyskrobałam :) Dziękuję za uwagę i odsyłam tutaj http://ask.fm/ArlandriaSalarin, jeżeli macie jakieś pytania odnośnie rozdziału, czy jakieś tam inne :)

Obserwatorzy