sobota, 14 lutego 2015

47. Time to wake up

-Chester, naprawdę  nie wydaje mi się, że to dobry pomysł. Wiesz, woda jest jeszcze zimna, nie wiemy dokładnie co jest w jeziorze, dawno nie pływałam.- Alea lekko nerwowym głosem podawała nowe powody, dzięki którym miała nadzieje uniknąć "z całą pewnością niezawodnej i skutecznej" terapii przyjaciela, zdaniem którego to właśnie woda ma jej pomóc odzyskać pełnie sił.
-Ostatnio zaczęłaś bardzo panikować, ale oczywiście twoje wahania nastroju nie mają nic wspólnego z niedawno zaistniałymi sytuacjami, których się nie spodziewałaś.- odparł z uśmiechem
-Nie wiem o czym mówisz- odpowiedziała nawet na niego nie patrząc
-Z całą przyjemnością ci wyjaśnię promyczku!- zawołał Trip stojący za nimi. Cała trójka stała na małym pomoście zajdującym się przy jeziorze na ich posiadłości. Alea stała najbliżej krawędzi patrząc w wodę. Starając się dostrzec co znajduje się na dnie, albo starając się znaleźć odpowiedź na swoje niewypowiedziane pytania. Zignorowała wtrącenie Tripa, ale ten, zupełnie się tym nie przejmując kontynuował.- Alea, wiemy, że zostawienie cię dla ducha może być nieco bolesne, ja osobiście dosyć bym się wkurzył, gdyby dziewczyna zostawiła mnie dla trupa, ale zaraz potem zacząłbym się zastanawiać, czy wszystko z nią w porządku. Spójrz na to z innej strony, dzięki temu znowu jesteś z Mattem, który nie jest dwulicowym i dupkowatym arystokratą z mroczną przeszłością. Jesteś z nim szczęśliwa, albo świetnie to udajesz. Nie wydajesz się być załamana zerwaniem kontaktów z Draco, ale czasem ci go brakuje, jasne, zrozumiałe,ale przecież to nie może być powód dla którego nagle tracisz nad sobą kontrolę. Minęło sporo czasu a ty jesteś w tym samym miejscu co wtedy, kiedy oznajmiłaś nam radosną informację, że Malfoy już u nas nie zagości.
-Trochę taktu Trip...-mruknął Chester
-Nie tym razem mój drogi, młody i kompletnie w tej chwili bezużyteczny przyjacielu. Za długo dostawała taryfę ulgową. Czas wziąć się w garść, a teraz jest na to najlepszy moment. Mamy pewność, że w jej otoczeniu są osoby, które chcą dla niej jak najepiej, więc czas się brać do roboty. Ja rozumiem, że ostatnio sporo spadło ci na głowę, ale nie jesteś z tym sama Alea, więc do cholery nie rób z siebie ofiary, daj sobie pomóc i weź się w garść.
-Trip!- upomniał go ponownie
-Nie Chester, on ma racje- powiedziała cicho Alea. - To trwa za długo. Nie możemy sobie już pozwolić na taki zastój. Zbliża się coś złego i wszyscy o tym wiemy. Ataki się powtarzają, wioska jest w niebezpieczeństwie, potrzebujemy pełni mojej mocy, a nie tego, co jest teraz. Zrobimy to Chezz. Obiecuję.
-Widzisz obrońco, z kobietami trzeba krótko i zdecydowanie- podsumował z uśmiechem Trip
-Przypomnij mi, kiedy ostatnio miałeś dziewczynę znawco?- brunet odwrócił głowę w kierunku przyjaciela i uniósł do góry brew.
-Mieć to miałem jakąś  w ostatnim tygodniu...jak ona miała na imię, Marta? Marla...Marle...
-Wystarczy Trip! Doceniam szczerość, ale nie interesuje mnie z kim sypiasz- wtrąciła Alea, rozbawiona wymianą zdań przyjaciół. - Spróbujemy jutro, przed świtem.
-Czemu tak wcześnie? Będzie ciemo, jeśli coś się stanie trudniej nam będzie zareagować.
-Więc nie dopuszczę do tego, żeby coś poszło nie tak.
-I to mi się podoba- uśmiechnął się Trip. - Wreszcie gadasz jak prawdziwy Salarin. Do naszej operacji mamy jakieś 10 godzin, proponuję zsynchronizować zegarki, zająć się swoimi sprawami i widzimy się tutaj jutro punktualnie o 3.
-Przypominam, że nie jesteś tajnym agentem Trip...
-Ale jestem czarodziejem, równie tajnym. Nie chcesz, żeby Matt przy tym był? Ściągniemy go tutaj.
-Nie trzeba, ma ważniejsze sprawy na głowie.
-Co może być ważniejsze od nauki pływania pani Salarin?- zakpił
-Śledzenie Mauro, wrócił do miasta i mam wrażenie, że to nie zwiastuje niczego dobrego.- odparła, po czym wyminęła mężczyzn i udała się w kierunku zamku, zostawiając ich za sobą.
-Pozwolimy im samym zająć się tym zdrajcą? Przecież on ich zmyli przy pierwszej możliwej okazji.- stwierdził Trip
-Może trzeba pozwolić im działać. Znasz Alee, jest uparta i tak zrobi to, co chce.
-Ale żeby mieszać w to Matta?
-On wie co robi, nas też kilka razy wykiwał.- uśmiechając się wzruszył ramionami i podobnie jak dziewczyna, udał się do zamku.

Marlene nerwowo chodziła po kuchni swojego przyjaciela. Spotkała się z nim pierwszy raz od ponad miesiąca. Przez ten czas była zajęta poszukiwaniami Mauro i kiedy wreszcie udało się jej ponownie ściągnąć do miasta, dowiedziała się co działo się podczas jej nieobecności. 
-Mogłabyś przestać się tak kręcić? Niedobrze się robi- spytał chłodno Draco.
-Przepraszam po prostu kiedy chodzę, mózg częściej obija się o ściany i dzięki temu lepiej mi się myśli. Powinieneś spróbować, a nie! Zapomniałam, że zamiast mózgu masz tam kupę gówna! 
-Twoje słwnictwo staje się coraz bardziej prymitywne- blondyn przeciągnął się na krześle, oparł tył głowy na scianie i przymknął oczy.
-Dobrze, że ty się nie cofasz! Jak mogłeś, a właściwie jak możesz być aż takim kretynem? 
-Też zadaje sobie to pytanie. Jak mogłem być tak ślepy, że nie widziałem jak Salarin mną manipuluje? A ojciec ostrzegał, że...-urwał w połowie zdania. Stał się nieuważny, zapomniał, że Marlene nic nie wie
-Ojciec?- spytała z błyskiem w oku.- Ten, który dla nas wszystkich był tematem tabu wiedział o Alei? To bardzo ciekawe Malfoy i jestem pewna, że chcesz mi o tym opowiedzieć.- stanęła przed nim wpatrując się dokładnie w jego twarz.
-Za dużo sobie dopowiadasz Cooper. Przecież to normalne, że rodzice wiedzą, że z kimś się spotykam. A z resztą czemu mam ci się tłumaczyć? To ty znikasz na kilka tygodni i wracasz z pretensjami, zamiast jakimś wytłumaczeniem.
-Tak Malfoy, normalne, ale nie u ciebie. A ze zniknięcia też nie muszę ci się tłumaczyć.
-Więc nie wymagaj tego ode mnie. Odpuść sobie Każdy ma jakieś sprawy o których nie chce nikomu mówić, a ty ostatnio masz ich coraz więcej, ale jakoś potrafię to uszanować, więc z łaski swojej zrób to samo.- wlepił w nią lodowate spojrzenie, ale nie zmieniło to jej zaciętej miny.
-Robisz wokół siebie coraz więcej wrogów Malfoy. Nie widzisz jak odpychasz od siebie ludzi. Nie masz zbyt wielu przyjaciół a i tak ich nie szanujesz. Zamiast tego zamykasz się w swoim świecie. Kiedy z niego wyjdziesz, zorientujesz się, że nie masz nikogo. Ile osób musi jeszcze zginąć, żebyś się obudził? A może kto jeszcze musi zginąć, żebyś w końcu pojął, że jesteś w samym środu cholernego piekła i przez swoją głupotę straciłeś jedynego sojusznika!- wrzasnęła blondynka, rzucając ze swoich zielonych oczu pioruny
-O czym ty do diabła mówisz?- wstał i stanął przed Marlene, górując nad nią wzrostem.
-Dobrze wiesz o czym mówię Draco. -odparła spokojnie- Dobrze wiem kim jesteś, kim jest Alea, jej brat, jej przyjaciele. Wiem czego tak bardzo boi się Alea i co masz jej za złe. Wiem też, że jesteś w ogromnym błędzie  i jeśli w porę się nie opamiętasz przypłacisz to życiem.- dodała opanowanym głosem, zupełnie szokując Dracona, stał patrząc na nią i nie mówiąc nawet słowa. Nie potrafił zrozumieć. Nie potrafił pojąć. 
-Alea ci powiedziała?- spytał z pogardą, kiedy był  w stanie się odezwać
-Mogłam się spodziewać, że wszystko zrzucisz na nią. Teraz to Alea będzie winna całemu złu, prawda? Bo jako jedyna ci się sprzeciwiła. I miała racje. Nigdy tego nie docenisz, ale ona uratowała tym twoje marne, nic nie znaczące życie Malfoy. 
-Nie rozśmieszaj mnie. Przez cały czas bawiła się nami. Pocieszała, udawała. A w każdej chwili mogła przywrócić Leailę! Już o niej zapomniałaś? Zapomniałaś, jakimi przyjaciółkami byłyście?! Może ty potrafisz tak szybko zastąpić sobie ludzi, ale ja nie! Salarin jest cholernym zdrajcą. Nie zrobiła nic, żeby nam pomóc, a ty jeszcze jej bronisz. Kompletnie zwariowałaś. Wyjdź! Nie mam zamiaru na ciebie patrzeć. Leć do Alei, jesteście siebie warte.- odwrócił się i udał się w kierunku wyjścia z kuchni.
-Nie skończyłam Malfoy. Wiem, że tego nie pojmiesz, ale powiem to raz i nie będę musiała już nigdy więcej na ciebie patrzeć. Leaila nie wróci. To, co cię odwiedza to nie ta dziewczyna, którą znaliśmy. Leaila utknęła gdzieś między światami i każde jej spotkanie z tobą powoduje, że coraz bardziej się rozdziera. Nie ma już tamtej Leaili! Jeśli Alea by ją przywróciła, to Leaila byłaby pusta. Zupełnie pozbawiona duszy, zdana na łaskę tego, kto ją ożywił. Bez duszy, bez uczuć. Tylko zwykłe ciało i nic więcej
-Kłamiesz
-Myślisz, że nie chciałabym, żeby wróciła? Była moją siostrą! Kochałam ją jak nikogo innego, ale ona już odeszła! Ten, kto jest martwy musi zostać martwy. Równowaga musi zostać zachowana, a ona ją zaburzyła. Przez to, że nie możesz pogodzić się z jej śmiercią tylko pogarszasz jej stan. Ona nie może znaleźć spokoju, jeśli coś ją tutaj trzyma, a jesteś to ty. Chociaż biorąc pod uwagę twoje zachowanie, niedługo do niej dołączysz. Kolejka do ciebie ustawia się zaraz za drzwiami. Oni czekają, aż zostaniesz sam, żeby w końcu cię dopaść. Nie zauważyłeś tego? Te wszystkie ataki, to nie było uderzenie tylko w Alee, to było uderzenie w ciebie! Ciebie też chcą dopaść. Nie myśl, że winy przeszłości zostają tak łatwo przebaczone. Oni nie przebaczają, jeśli uciekasz od kary, a to przez ostatnie lata robiłeś. Zawsze byłeś tchórzem Malfoy. Ty i twoja rodzina. Robicie co wam się podoba, a potem chowacie się w jaskiniach, żeby nikt was nie dorwał. Do tej pory się udawało, ale ten czas już minął. Każdy musi ponieść karę. Na każdego przyjdzie jego czas.
-Kim ty jesteś?- spytał kompletnie zdezorientowany- Kim byłaś przez cały ten czas?
-To teraz mało istotne Draco. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, a tobie przyda się teraz sporo snu. Oni nadchodzą. Módl się, żeby ktoś ich powstrzymał.- odpowiedziała i szybkim krokiem wyminęła dawnego przyjaciela, po czym wybiegła z jego klatki. Na dole już czekał na nią Mauro. 
-Wygadałaś wszystko, czy coś udało się jeszcze ukryć?- spytał z uśmiechem
-Powiedziałam tylko najważniejsze rzeczy. Dam mu kilka dni na przemyślenie wszystkiego, więc musimy mieć na niego oko. Zobaczymy co zdecyduje.- westchnęła
-Salarini tym razem ich nie uratują.
-Frollo i Niobe nadal nie dają znaku życia. Alea to chyba teraz wróg numer jeden Malfoya, a Claw...to zawsze był Claw. Na niego nie można liczyć. 
-Przecież jak teraz ktoś zabije Malfoya to cały plan...
-Daj spokój z planem, przestał być aktualny dawno temu. Skup się na tym, żebyśmy my przeżyli. 
-Jeśli teraz nikt mnie nie zabije zrobi to świta cudownego brata Alei. Jak myślisz czemu ukrywałem się tyle czasu? 
-Do tego jeszcze wrócimy. Teraz musimy iść do Ann. Trzeba ściągnąć tu Alee i o wszystkim jej powiedzieć.
-Czyli jednak jej ufamy?
-Nie mamy wyjścia Mauro, tylko ona nam została. 

Było przed północą. Claw był w swojej komnacie. Trip i Chester byli w wiosce. Mieli wrócić przed trzecią pomóc Alei. Ciemnowłosa ubrana w białą koszulę nocną i długi czarny płaszcz cicho wyszła ze swojej komnaty. Boso, by nie wydać żadnego dźwięku przemierzała długie i ciemne korytarze. Oświetlała sobie drogę wiszącym nad jej dłonią płomieniem. Mijała rycerzy i wyszła na zimne, nocne powietrze. W oddali słyszała odgłosy stworzeń z lasu. Niektóre groźnie warczały, wlepiając błyszczące oczy w postać idącą przez polanę. Część zupełnie niezainteresowana kontynuowała swoje nocne spacery. Bała się. Zamek nawet w dzień jest przerażający. A kiedy jest ciemno? Widać, jakby duchy wszystkich zamordowanych wciąż się tam błąkały, nie mogąc znaleźć drogi. Gwiazdy i księżyc oświetlały górę zamku, ukazując jego wielkość. Trawa pod jej stopami była nieprzyjemnie mokra i zimna. Trzęsła się, nie wiedząc jednak do końca, czy z zimna, czy ze strachu. Powoli zbliżała się do pomostu, coraz mniej pewna swojej decyzji. Nie chciała, żeby przyjaciele w tym uczestniczyli. Jeśli coś poszłoby nie tak. Jeśli wszystko byłoby na marne, nie chciała widzieć ich zawiedzionych twarzy. Stanęła przed drewnianą kłodą. Dotknęła jej jedną nogą i lekko ją cofnęła. Jeśli coś pójdzie nie tak, nikt jej nie pomoże. Jest zdana tylko na siebie. Przez całą długość pomostu zostawiła płomienie. Miała nadzieje, że będzie je widzieć pod wodą i to pomoże jej wrócić. Kilka zawiesiła bezpośrednio nad czarną teraz taflą. Odbijało się  w niej kilkadziesiąt gwiazd. Niech  i one będą jej przewodnikiem. Drżącymi dłońmi zsunęła z siebie płaszcz i usiadła na skraju pomostu. Zamoczyła stopy w lodowatej wodzie. To może się udać. Magia Alei pochodzi z natury. Jest powietrzem, ziemią, ogniem i wodą. Każde osobno ma ogromną moc, ale dopiero łącząc się odpowiednio, potrafią zdziałać ogromne rzeczy. Ogień może istnieć tylko jeśli istnieje powietrze. Woda istnieje, kiedy ma swoje granice, które tworzy jej ziemia. Ale mogą też zaszkodzić. Powietrze może rozprzestrzenić ogień. Ziemia może pochłonąć wodę. Ziemię może roznieść powietrze. Woda może ugasić ogień. To siła żywiołów tworzy niszczycielską i niesamowicie potężną magię Salarinów. To dzięki przyjaźni z naturą, mogą robić takie rzeczy o których inni czarownicy nawet nie śnią. Ale nie mogą doskonale opanować wszystkich żywiołów. Każdy ma swój. Który jest jego przyjacielem. Jego największą obroną. Tarczą. Przeszkodą. Alee pokochał ogień. Mimo jej wewnętrznego chłodu. A może własnie przez niego. To ogień jest jej partnerem. I to on jest jej ograniczeniem. Kiedy coś jej zagraża płomienie pojawiają się bez jej woli. Nie pozwolą jej skrzywdzić, ale nie pozwolą też pójść dalej. Kiedy przyjaciele chcieli sprowokować Alee do ukazania nowej mocy, ogień im przeszkadzał. Stąd pomysł z wodą. W wodzie nie ma ognia. Będzie zdana tylko na siebie. Na swoje instynkty. Na resztę żywiołów. Musi zaprzyjaźnić się z ziemią, by nie chciała jej zabrać. Z powietrzem, by pozwoliło jej przeżyć. Z wodą, by chciała ją przyjąć. Zamknęła oczy i powoli zsunęła się w dół. Poczuła jak chłód ogarnia jej ciało. 
-Re ke phela. Re ke ba uena. Nka na le mphe. Khutle ela.- wyszepała i pozwoliła sobie powoli opaść na dno. Nie otwierała oczu. To nic by nie zmieniło. Wokół była tylko ciemność. Czuła tylko przeraźliwe zimno i to, że zaczyna brakować jej powietrza. Była coraz bliżej dna, a obok nikogo, kto pomoże jej się wydostać. Zaczęła panikować. Jej ciało znieruchomiało. Jakby nie chciało jej pomóc. Czy tak już kiedyś nie było? Ona już raz była na dnie. Plątała się we wszystkim, co robiła, tak jak oplatały ją teraz rośliny z dna jeziora. Upadała na własne życzenie. Sama siebie topiła i robiła to w ukryciu, by nikt jej nie pomógł. Może chciała w ten sposób odpokutować. Może chciała odejść z dala. By nikt jej nie powstrzymał. Zaczęła się dusić. Powietrza już prawie nie było, a ona wciąż nie mogła się ruszyć. Zupełnie straciła nad sobą kontrolę. Jak kiedyś. Tak już było. Pozwoliła, by ktoś inny ją kontrolował, a ona tylko wykonywała polecenia. Zupełnie bezmyślnie, krzywdząc innych. Była na dnie długo. Za długo, by mogła potem normalnie funkcjonować. To by ją zabiło. Dlatego ktoś podarował jej drugie życie. By mogła zacząć zupełnie od nowa. Ale ona wróciła na dno, lecz tym razem nie pozwoli, by ktoś inny ją uratował. Otworzyła oczy i skupiła się na tym, by poczuć ciepło. By ogień nie pojawiał się na zewnątrz, tylko w niej. Czuła jak odzyskiwała władzę nad ciałem. Powoli. Najpierw palce, potem całe dłonie, przedramiona. Ciepło płynęło wraz z jej krwią, do serca. To takie banalne, ale dopiero kiedy poczuła ciepło właśnie tam, zrozumiała, że od teraz tylko ona decyduje co zrobi i którą drogą pójdzie. Ale najpierw musi wypłynąć. Zebrała w sobie resztki sił i odbiła się od dna, płynąc w stronę świecących kul, gdzieś na górze. Czuła, jak jej płuca niemal się palą i nie sądziła, że tak niesamowitą ulgą będzie dla niej możliwość zaczerpnięcia powietrza. Ledwo unosząc się na powierzchni i krztusząc się, dopłynęła do pomostu, ale nie miała siły się na niego wspiąć. Ktoś jej pomógł. Poczuła jak silne ramiona wyciągają ją z wody, po chwili szczelnie okrywają płaszczem i mocno wtulają w swoje ciało, chcąc dać jak najwięcej ciepła i poczucia bezpieczeństwa.
-Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna. Umawialiśmy się na coś. Mogłaś się zabić- mówił drżącym głosem blondyn. Alea uśmiechnęła się lekko, wtulona w ciało mężczyzny.
-Nie spodziewałam się, że ze wszystkich to ty przybiegniesz na ratunek. Dziwne, że nie wskoczyłeś do wody.
-Jestem niepoczytalny, ale nie aż tak. I jakaś mała część mnie wierzyła, że jednak sobie poradzisz.
-Brzmi, jakbyś doskonale wiedział, co planuje zrobić.
-Jesteś moją siostrą, chociaż tak bardzo się przed tym bronisz tak jest i znam cię. Wiedziałem, że będziesz chciała zrobić to sama, dlatego, żeby nie dać ci tej satysfakcji ciągle tu siedziałem i czekałem, aż wypłyniesz.
-A jeśli bym nie wypłynęła? 
-Pomógłbym ci, jak zawsze siostrzyczko. - w głosie Clawtena zabrzmiało coś, czego się nie spodziewała, czułość. Braterska czułość za którą tak bardzo tęskniła. To była rzecz, dzięki której poczuła w sobie moc. Rodzina. To oni jej pomogli. Nie ważne jacy są. Muszą trzymać się razem. Teraz ma tylko brata i wiedziała, że to na niego może liczyć. 
-Claw...Byłam potworem, prawda? To dlatego zabrano mi moc.
-To już nie jest ważne. Ważne, że ją odzyskałaś i że nie masz powodu, by znowu nim się stać. Nie ma teraz rzeczy, która by cię złamała i przywróciła tę część wspomnień, rozumiesz? - odsunął ją od siebie, by spojrzeć na jej twarz. Była przerażona, ale wiedział, że sobie poradzi. - Wróćmy do zamku, jesteś cała mokra, ja przez ciebie też, a niespecjalnie mamy czas na zamarzanie na dworze. - podniósł się i pomógł wstać dziewczynie, ale widząc jej bose stopy tylko pokręcił głową z wyrazem dezaprobaty i przerzucił przez ramię. Postawił ją dopiero pod drzwiami jej skrzydła i chciał bez słowa odejść, ale zatrzymała go łapiąc za rękę.
-Powiedz, co robiłeś przez cały ten czas? Gdzie byłeś podczas Bitwy, po niej? Przez te wszystkie lata.
-Obserwowałem cię  z bezpiecznej odległości i skupiałem na tym, żebyś nigdy się na mnie nie natknęła. Brzydziłem się tym, jaka się stałaś...Przestałaś być moją małą siostrą, stałaś się kims zupełnie obcym. Kimś kogo nie znam, więc po prostu odszedłem. 
-Może gdybyś został, to by się nie stało- szepnęła
-Może...ale tego już się nie dowiemy Alea. Śpij dobrze, jutro czeka nas ciężki dzień, musisz być silna.- uśmiechnął się do niej i odwrócił się, idąc w stronę korytarza
-Czemu tu jesteś, skoro nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego? Dlaczego wróciłeś? 
- Ten rodzaj miłości jednak nigdy nie umiera. Siostro



_________________________________________________________________________________
Jak widzicie, rozdział po bardzo długiej przerwie się pojawił. Nie zostawię Brillianta. Historia musi się skończyć, ale niestety rozdziały nie będą pojawiać się regularnie. Następny może pokazać się za miesiąc, może za pół roku. Tego nie wiem. Wiem, że przez to stracę wielu czytelników, już duża część straciła cierpliwość, czemu wcale się nie dziwię. Dlatego jestem jeszcze bardziej wdzięczna tym, którzy nadal czekają. W życiu Alei dużo się dzieje, ale i moje nabrało ogromnego tempa, przez co wena do pisania i chęć muszą być schowane do szuflady i ustąpić miejsca innym. Zmieniły się priorytety, ale nie zostawię tej historii bez zakończenia. Został jeszcze rok do opowiedzenia, a sami wiecie, co moze się wydarzyć w takim czasie. Trzymajcie sie ciepło. Arlandria :)




Obserwatorzy