piątek, 28 września 2012

22.Essere passum


Ciemnowłosa dziewczyna spała, wtulona twarzą w poduszkę. Pojedyncze kosmyki włosów opadały na lekko zaróżowione policzki. Zamknięte powieki ukrywały oczy, które jeszcze parę chwil temu mówiły tak dużo. Pełne usta, teraz lekko rozchylone przywracały mu na myśl sekundy, podczas których był w nich całkowicie zatracony. Przeciągnęła się powoli, wciąż się nie budząc. Dracon westchnął głęboko, łapiąc w płuca jak najwięcej powietrza, w którym wciąż unosiła się mieszanina zapachów, pobudzających jego zmysły. Rozejrzał się po pokoju, w którym panował jeszcze półmrok. Ich ubrania były porozrzucane dookoła łóżka, ale było ich zaskakująco dużo, odwrócił głowę i zaśmiał się pod nosem, orientując się, co było tego powodem. Szafa stojąca im wcześniej na drodze, nie wytrzymała napięcia i w geście poddania, wypuściła całą  zawartość wolno. Usłyszał obok ciche mruknięcie i spojrzał, czy jego towarzyszka się nie obudziła, jednak jego wzrok napotkał coś innego. Brązowe oczy przypatrywały mu się badawczo, jedynie uśmiech pojawiający się na twarzy, zdradzał przyjazne intencje. Jeszcze jedna noc. Nie mogąc tego znieść przeniósł wzrok na Aleę. Nie minął nawet rok, odkąd Leaila odeszła, a on już był z kimś innym. O dziwo nie czuł wyrzutów sumienia, jakoby zawiódł, czy zdradził swoja ukochaną. Poczuł, że zdradził siebie, swoje postanowienia. Ona nie wymagałaby, wręcz nie chciałaby, by był samotny, to on o tym zdecydował i nie dotrzymał słowa danego samemu sobie. Jeszcze jedna noc. Co nimi kierowało, poza rządzą i pożądaniem? Czy było jakieś racjonalne wytłumaczenie ich zachowania? On mógł się czuć samotny, potrzebował bliskości, a Alea była tak niedaleko. Ale co kierowało nią? Przecież była w szczęśliwym związku z chłopakiem, który zrobiłby dla niej wszystko. Poczuł, że ktoś się w niego wpatruje, napotkał spojrzenie ciemne i nieprzeniknione, jak wzburzony ocean. Usta wykrzywione były w lekkim uśmiechu. Włosy znowu opadły jej na twarz, ale ręka blondyna delikatnie je odgarnęła
-Tym razem nie uciekłaś
-Nie miałam gdzie- odpowiedziała Alea z większym uśmiechem
-Tylko dlatego zostałaś?- spytał unosząc brew do góry
-Może…- podniosła się do pozycji siedzącej, przytrzymując na piersiach jasną kołdrę. Odgarnęła włosy z twarzy i zarzuciła je na ramiona. Popatrzyła blondynowi prosto w oczy. Stalowe spojrzenie przewiercało ją na wylot, sprawiało, że nie mogła się ruszyć, jakby przejął nad nią kontrolę- Masz bardzo złe oczy- powiedziała obojętnym tonem, zupełnie nie pasującym do wypowiedzi. Dracon popatrzył za nią ze zdziwieniem i lekkim rozbawieniem
-Czemu tak myślisz?- spytał, nie siląc się nawet na poważny ton
-Są zimne, bezwzględne…jakby straciły całe szczęście- chłopak parsknął śmiechem pod nosem, ukrywając, że słowa jednak go dotknęły. Ona nic  o nim nie wiedziała, zupełnie go nie znała, a miała rację. Całe szczęście w jego życiu odeszło, wydawało mu się, że bezpowrotnie. Było to niewątpliwie spowodowane odejściem Leaili, ale nie tylko. Tak właściwie, nigdy nie był do końca szczęśliwy. Nawet w jego rodzinnym domu nie było miejsca na szczęście, prawdziwe, a nie takie, które było spowodowane otrzymaniem nowej zabawki. W swoim życiu stracił wiele. Poczucie bezpieczeństwa, wiara w wartości wpajane mu od lat odeszły. Prysnęły, niczym bańka mydlana, przebita czymś, co nosiło straszną nazwę. Wojna. Czy mogło być coś gorszego, niż trafienie w sam środek brutalnej walki? Mogło, trafienie w niego i konieczność stania po bezwzględniej stronie. Nie było odwrotu, musiał wypełnić powierzone zadanie, do którego nie był gotowy.
-To było kiedyś Draco- z rozmyślań wyrwał go glos Alei, stojącej teraz przy drzwiach w jego koszuli. Była na nią za duża, ale idealnie ukazywała jej kształty, które już doskonale znał. Jeszcze jedna noc.
-O czym Ty mówisz?- spytał zupełnie zbity z tropu, zastanawiał się, czy myślał na głos. Jakie inne byłoby wytłumaczenie na to, wiedziała, co dzieje się w jego głowie
-Myślałeś o swojej przeszłości, prawda? O tym, co spowodowało, że taki jesteś, o tym, co się wydarzyło
-Skąd wiesz?
-Nie wiem.- wzruszyła ramionami- Zgadywałam, ale właśnie potwierdziłeś moje domysły- uśmiechnęła się przebiegle, a po chwili wskazując ręką na szafę, dodała- Chyba będziemy musieli tu posprzątać- po czym wyszła, kierując swoje kroki do łazienki. Zatrzasnęła za sobą drzwi i ze świstem wypuściła powietrze. Zdjęła z siebie koszulę, jeszcze pachnącą Draconem i rzuciła ją razem z resztą ubrań na ziemię. Napuściła do wanny wodę i wygodnie się w niej rozsiadła. Poczuła ogarniające ją przyjemne ciepło, które jednak nie mogło równać się z tym, którego zaznała parę godzin wcześniej. Na myśl o minionej nocy przeszedł ją przyjemny dreszcz. Była prawie pewna, że na myśl o tym, lekko się zarumieniła. Zanurzyła się w całości pod wodę, wstrzymując oddech.

-Jeszcze raz, skup się, tym razem Ci się uda, jeszcze raz
-Essere passum- powtórzyła dziewczyna łamiącym się głosem
-Nie poddawaj się, pomóż jej!
-Essere passum, nobini essere passum, essere passum, nobini essere passum! Nie mogę! To nic nie daje!- krzyknęła rozpaczliwie
-Nie poddawaj się  Alea, proszę, dasz radę.
Dziewczyna trzymała dłonie nad trzęsącym się ciałem rudowłosej dziewczynki, której zielone oczy zamykały się mimowolnie, starając się chronić uciekające życie. Niebieski mundurek przybierał krwawą barwę, kontrastując z coraz bardziej bladą skórą. Oczy Alei były zamknięte, nie chcąc uwolnić płynących łez. Włosy były przyklejone do mokrych policzków. Na jej ramionach były mocno zaciśnięte dłonie jej towarzyszki, dodające jej otuchy. Wciągnęła głośno powietrze, przerywając szloch. Ponownie zbierając w sobie siły, zaczęła szeptać od nowa
-Nobini essere passum, essere passum, nobini essere passum- rany na ciele dziewczynki zaczęły się powoli zamykać. Dłonie Alei zaczęły drżeć z wyczerpania. Traciła siły, ale nie przestawała powtarzać formułki. Głos powoli się łamał, głowa starała się coraz cięższa
-Alea szybko, tarcza zaraz zniknie, dorwą nas!

Alea szybko wynurzyła się w z wody, krztusząc się i usiłując złapać oddech. Oparła plecy o wannę starając się uspokoić. Nie miała pojęcia co to było. Czy taka sytuacja faktycznie miała kiedyś miejsce. Wyszła z wanny, w której woda była teraz lodowata. Musiała spędzić w niej wiele czasu. Pospiesznie wytarła ciało i zaczęła się ubierać. Szybko dokończyła wszystkie poranne czynności i nie odwracając się za siebie wyszła z łazienki, jakby bojąc się tego pomieszczenia. Dracon usłyszał trzaśnięcie drzwiami, podniósł się z podłogi, odkładając poskładane ubrania. Alea minęła go bez słowa, nawet nie obrzucając spojrzeniem. Usiadła na łóżku , wpatrując się w swoje dłonie. Zaciskała je i rozluźniała, jakby chciała coś w nie złapać, a zaraz potem wypuścić. Słyszała w głowie nieprzyjemny szum, spowodowany zbyt długim przebywaniem pod wodą. Usłyszała chrząknięcie, spojrzała w stronę już ubranego Draco. Znowu czas minął niepostrzeżenie. Włosy blondyna uciekały we wszystkie strony. Nie przywykła do takiego widoku. Zawsze każdy kosmyk był perfekcyjnie ułożony, idealny. Jak cały on. Nawet zimne spojrzenie wychodziło mu idealnie. Zastanawiała się, jak to możliwe, że w ciągu kilku chwil potrafił diametralnie zmienić swoje zachowanie. Był dla niej zagadką, którą musiała rozwiązać, za jakiś czas
-Pomożesz mi, czy chcesz tak siedzieć cały dzień?- Alea przeciągnęła się, cicho mrucząc, po czym wstała z łóżka i usiadła na rozsypanych na podłodze rzeczach
-Schowałeś tam wszystko z mieszkania? Jakim cudem ta szafa wszystko pomieściła?- spytała rozglądając się po podłodze, jednocześnie przyciągając do siebie jedno z pudeł
-Trochę się tego przez lata nagromadziło
-Powinieneś się części pozbyć, z całą pewnością większości nie używasz. Na przykład tego- wzięła do ręki różową, damską bluzkę- Domyślam się, że to i cała reszta nie należy do Ciebie.
Serce Draco zabiło mocniej, jakby chcąc uciec jak najdalej. Nie widział tych rzeczy tak długo. Schował je po śmierci Leaili, ale nie miał odwagi ich wyrzucić. Chciał mieć przy sobie coś, co należało do niej
-To jej prawda?- spytała wskazując głową na zdjęcie, stojące na stoliku
-Zgadza się- powiedział cicho, starając się zachować spokój. Wciąż bardzo za nią tęsknił, ale radził sobie coraz lepiej.
-Czemu jej tu nie ma?
Czemu ona?
-Odeszła- odpowiedział zupełnie neutralnym głosem
-Czemu już nie jesteście razem?- Dracon westchnął głęboko, mocno zaciskając pięści
-Nie żyje- odparł sucho
-Jak zmarła?
-Nie uważasz, że jesteś nietaktowna?
-Nie- odpowiedziała obojętnym tonem
-Miała wypadek- popatrzył na nią chłodno, widząc, że znów chce coś powiedzieć, dodał- Nie chcę  o tym mówić.- tymi słowami wyraźnie dał Alei do zrozumienia, że rozmowa jest zakończona. Jak chcesz zaczynać przyszłość, nie mogąc nawet mówić o przeszłości?
Siedzieli w tym samym pomieszczeniu, zupełnie nie zwracając na siebie uwagi. Przeglądali zawartość szafy w milczeniu. Alea składała ubrania, odkładając je potem przy Draconie, by mógł ułożyć je tam, gdzie mu się podoba. Pudło z ubraniami Leaili stało zamknięte pod ścianą. Przeniosła się w inne miejsce, po czym zaczęła zbierać drobne przedmioty, które wysypały się z jednego z pudełek. Już samo opakowanie ją zdziwiło, było inne, zupełnie nie przypominało czegokolwiek, co mogła już kiedyś zobaczyć. Gdy przejrzała się przedmiotowi, zobaczyła, że jest to szkatułka, szara, metalicznie połyskująca. Na jej zamknięciu widniała małą, ozdobiona drobnymi, zielonymi kryształkami literka „M” Zaczęła ponownie układać znajdujące się w niej przedmioty. Przed oczami mignął jej fragment gazety, na jednym ze zdjęć długowłosy mężczyzna patrzył prze siebie groźnym wzrokiem, a po chwili odwrócił się i zniknął. Zdziwiona zamrugała kilkakrotnie, ale miejsce gdzie stał mężczyzna było puste. Wzięła do ręki zdjęcie, ze stłuczoną ramką. Z fotografii patrzyła na nią trójka ludzi. Kobieta o jasnych włosach siedziała na ciemnym fotelu. Za nią stał mężczyzna z gazety, a po jego prawej stronie stał jasnowłosy młodzieniec. Patrzył przed siebie, uśmiechając się cynicznie. To on. Dłoń kobiety była zaciśnięta na jego przedramieniu. Jej twarz była poważna, lecz gdy starszy mężczyzna położył jedną rękę na jej ramieniu, a drugą oparł o plecy młodszego, uśmiechnęła się lekko. Cała trójka patrzyła na nią surowym wzrokiem. Wpatrywała się z zdjęcie z ogromnym zaciekawieniem, nie wiedząc co ma o tym myśleć. Zupełnie nie zwracała uwagi na blondyna, siedzącego nieopodal, patrzącego na nią z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma. Odłożyła zdjęcie i podniosła z podłogi długi przedmiot który ją zaintrygował.

-Koliste ruchy, powtarzam duże, koliste ruchy i dopiero potem wymach, panno Leliz bardziej koliste, delikatniej, panno Morris doskonale, zaraz będzie panienka mogła przejść do zaklęcia. Panno Salarin!
-Tak madame Reumuss?
-Tak nie może być! Rozumiem, że jest pani uzdolniona z innych przedmiotów, ale podstawą umiejętności magicznych jest doskonałe rzucanie zaklęć, jak chce pani tego dokonać, jeżeli nie potrafi pani odpowiednio operować różdżką?
-Są inne sposoby, niż wymachiwanie nią
-Oczywiście, ale do tego potrzeba wielu lat praktyki i umiejętności, których jak mniemam jeszcze pani nie posiada- na te słowa ciemnowłosa zacisnęła dłoń na różdżce tak mocno, że poleciało z niej kilka iskier - Sama widzisz Salarin, że jeszcze nic nie umiesz, nie potrafisz nawet nad sobą zapanować. Naprawdę nie mam pojęcia, jak chcesz zdać egzaminy, to jeszcze kilka miesięcy, a Ty wciąż stoisz w miejscu
-O co pani chodzi?
-Tylko o to, że nie będę Ci odpuszczać, tak  jak to robią inni nauczyciele, tylko ze względu na Twoją rodzinę. Na moich lekcjach potrzeba czegoś więcej, niż nazwiska- syknęła do dziewczyny
-Dzięki temu nazwisku, może pani tutaj pracować
-Nie zapominaj się młoda damo! Jestem Twoim nauczycielem i oczekuję szacunku
-Pani wybaczy- mówiąc to dziewczyna ukłoniła się lekko- Ale na szacunek mojej rodziny trzeba sobie zasłużyć
-W tej chwili oddaj mi swoją różdżkę- zażądała kobieta, patrząc na zaciekawione twarze reszty dziewcząt- Zobaczymy, jak sobie poradzisz bez niej,chociaż  z tego co widzę i tak nie potrafisz z niej korzystać- Złapała przedmiot w dłonie i przyciągnęła do siebie. Alea uśmiechnęła się złośliwie i popatrzyła na nauczycielkę pełnym wyższości pojrzeniem
-Pergamon- wyszeptała wciąż patrząc na kobietę i uśmiechając się szerzej, gdy ta odrzuciła różdżkę, która stanęła w płomieniach. Zgromadzone dookoła dziewczyny zatkały sobie usta, by stłumić okrzyki przerażenia, zaszokowania czy aprobaty.
-Accio – różdżka powróciła do swojej właścicielki w nienaruszonym stanie
-To oburzające! – krzyknęła rozzłoszczona nauczycielka
-Zgadzam się, nie miała pani prawa odebrać mi różdżki
-Niech tylko madame Maxime się o tym dowie
- Z całą pewnością będzie zachwycona, kiedy dowie się, jak się pani do mnie odnosi- na te słowa nauczycielka spoważniała i zamilkła przestraszona- Doskonale wiemy, że dla nas obu najlepszym wyjściem byłoby, gdybym nie uczestniczyła na pani zajęciach, ale niestety są one obowiązkowe, więc albo pogodzi się pani z moją obecnością tutaj i da mi pani ćwiczyć w spokoju, albo szkoła będzie potrzebowała innego nauczyciela zaklęć, bo obecny zniknie w dziwnych okolicznościach, dodam, że wcale nie w miłych
-Jak śmiesz mi grozić?
-Nazywam się Alea Salarin i mogę z panią robić co tylko mi się podoba- podeszła do niej i dodała szeptem, by nikt poza nauczycielką jej nie usłyszał- Mogę też przypadkiem wygadać się, że jesteś zwykłą szlamą- po tych słowach zabrała swoją torbę, przygładziła dłonią niebieski mundurek i z gracją wyszła z klasy, słysząc za sobą ciche szepty.

Ciemnowłosa dziewczyna szybko rozejrzała się po pomieszczeniu. Znowu była w pokoju Dracona, a on sam siedział przy niej z nieodgadnionym wyrazem twarzy
-Lepiej to wezmę- powiedział cicho, zabierając przedmiot z jej ręki i chowając ponownie do pudełka, w którym wcześniej się znajdował
-Co to było?- spytała zdezorientowana
-Nic takiego Lea.- odpowiedział, przyglądając się jej badawczo -Myślę, że nie powinnaś zaprzątać sobie tym głowy. Jeszcze jedna noc.


piątek, 21 września 2012

21. Imitație



Draco stał przez chwilę nieruchomo, wpatrując się w Aleę. Dziewczyna siedziała skulona w kącie, bez ruchu. Dłonie miała wplecione we włosy i mocno zaciśnięte na głowie, jakby chroniąc się przed czymś, co może przez nią przeniknąć. Oczy miała szeroko otwarte, wpatrujące się w jeden punkt. Łzy powoli płynęły po twarzy, tuż obok lekko rozchylonych ust. Oddychała szybko, łapczywie łapiąc powietrze, jakby bała się, że zaraz ktoś jej w tym przeszkodzi. Blondyn podszedł do niej, rozglądając się na boki, licząc, że zobaczy co tak przeraziło dziewczynę. Nic, pomieszczenie było zupełnie puste. Usiadł tuż obok, obejmując ją delikatnie. Nic, żadnej reakcji z jej strony. Siedziała, jak skamieniała. Poczuł, że cała się trzęsła. Z przerażenia, płaczu, zimna. Objął ją mocniej, chcąc, by wiedziała, że jest tuż obok. Siedzieli tak przez jakiś czas. Dla niego była to chwila, dla niej cała wieczność. Kiedy jej ciało przestało drżeć, kiedy uspokoiła oddech, kiedy nie słyszał cichego płaczu, powoli się od niej odsunął, nadal trzymając jej ramiona. Wpatrywała się wciąż w ten sam punkt, jej oczy były zamglone, zupełnie nieobecne.
-Czemu znowu przyszli?
-Cii- uciszyła go przestraszona- Nadal tu są
-Gdzie?- na te słowa Alea podniosła trzęsącą się rękę i wskazała na miejsce przy oknie. Draco odwrócił się, ale nie zobaczył tam zupełnie nic, nawet najmniejszego kształtu
-Czemu nie wyszli?
-Nie mogą- szepnęła, jeszcze bardziej się kuląc 
-Czemu?
-Mówią…Mówią, że to przez okno, jest zamknięte
-Jeżeli je otworze, wyjdą? – Alea lekko kiwnęła głową, nie spuszczając wzroku z miejsca przy szybach. Chłopak powoli wstał i pewnym krokiem zbliżył się do okna. Złapał za klamkę i po chwili zawahania otworzył je, patrząc wciąż na dziewczynę. Jej błyszczące w świetle ulicznej latarni oczy uspokoiły się, twarz przestała być przerażona i spięta. Odetchnęła głęboko, zamknęła powieki i oparła się plecami o ścianę. 
-Powiedzieli, czemu wrócili?
-Mówili to, co zawsze
-Czyli?
-Nie chcieli, żebym to mówiła- odpowiedziała drżącym głosem
-W porządku – odparł spokojnie, rozglądając się po pomieszczeniu, usiłując wyłapać jakieś kształty- Chyba nie używacie tego poziomu
-Dół nam wystarcza, jest duży, tutaj mamy jakieś pudła, pełno niepotrzebnych rzeczy
-Czemu krzyczałaś?- Draco nagle zmienił temat
-Bałam się, byli źli
-O to, że tu jestem?
-O to też- westchnęła cicho i podniosła się z miejsca, lekko się zachwiała, ale gdy Draco ruszył, by ją przytrzymać jedynie machnęła na niego ręką- Chodźmy stąd- mówiąc to, skierowała się w stronę schodów, stając na stopniach przystanęła i odwróciła się, wyciągając do niego rękę. Podszedł do niej i delikatnym, ale jednocześnie pewnym ruchem ujął ją w swoją dłoń. Zatrzymali się w korytarzu, gdzie Dracon mógł przyjrzeć się dziewczynie. Oczy miała jeszcze bardziej podpuchnięte i czerwone. Potargane włosy opadały jej na twarz.
-Wyglądasz koszmarnie- powiedział uśmiechając się do niej, jednocześnie odgarniając jej włosy z twarzy
-No wiesz- oburzyła się dziewczyna- Mógłbyś przynajmniej udawać, że nie jest tak źle- dodała uśmiechając się szeroko w jego stronę
-Powinnaś się przespać, dobrze Ci to zrobi
-Naprawdę myślisz, że teraz zasnę?- jej wzrok przykuła torba, leżąca przy drzwiach- Planowałeś u mnie zostać?- spytała zawadiacko unosząc brew do góry, na co chłopak jedynie lekko się uśmiechnął i pociągnął ją w stronę salonu.

- Mieszać cztery razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, trzy razy w przeciwną i znowu raz zgodnie, drobno posiekana skórka z korzenia trocyry a potem…co było potem? Pss Salarin, Salarin! – rudowłosa dziewczyna starała się zwrócić uwagę koleżanki, gdy ta wreszcie się odwróciła spytała- Co było po korzeniu trocyry? Oko salamandry?
-Tak, ale rozgniecione, jeśli wrzucisz całe, możesz kogoś zabić- odpowiedziała z uśmiechem, nie odrywając wzroku od gotującej się substancji, która nabierała szafirowego koloru
-Bardzo dobrze panno Salarin- powiedziała ciemnowłosa kobieta, nachylając się nad kociołkiem- Wygląda na to, że na dzisiaj panienka skończyła, jutro zobaczymy, co z tego wyszło- kobieta uśmiechnęła się do niej, po czym wskazała na jasne drzwi, dając jej do zrozumienia, że może opuścić klasę. Dziewczyna przewiesiła torbę przez ramię, ukłoniła się nauczycielce, po czym opuściła pomieszczenie. Korzystając z ciepła, panującego na dworze, usiadła na jednej z ławek, znajdujących się na placu. Po chwili dosiadła się do niej czarnowłosa dziewczyna, z radością ją witając, po czym zaczęła opowiadać jej o tym, czego dowiedziała się od kuzynki, mieszkającej w Londynie
-Myślisz, że on naprawdę wrócił?- spytała w końcu przestraszona
-Kto wrócił Annabell?
-No…Sama Wiesz Kto- szepnęła, rozglądając się nerwowo
-Przestań- prychnęła dziewczyna- Nawet jeśli, nie mamy się czego obawiać
-Nikt nie jest bezpieczny Alea
-To nie jest nasza sprawa Bell, niech starsi się o to martwią
-Chciałaś powiedzieć, to nie jest Twoja sprawa. Masz 14 lat, więc Ciebie to nie dotyczy
-Ciebie też nie!
-Za pół roku będę pełnoletnia
-I co z tego? Nikt nie będzie nikogo do niczego zmuszał. Tutaj jesteśmy bezpieczne
-A jeżeli będzie potrzebna pomoc?
-Poradzą sobie, uwierz mi, banda dzieciaków do niczego im się nie przyda
-Chyba pamiętasz, co mówili po Turnieju
-Pamiętam, przez jakiś czas ciągle ktoś o tym mówił
-Uważasz, że to w porządku? Zginął niewinny uczeń- powiedziała z rozgoryczeniem w głosie Annabell
-Moim zdaniem, to mógł być wypadek. Przecież Hogwart- powiedziała z odrazą- to marna imitacja szkoły. Przyjmują tam teraz wszystkich, nawet szlamy, wyobrażasz to sobie? Logiczne, że ktoś taki może spowodować nieszczęście
-Co jest w nich takiego, że aż tak ich nienawidzisz?
-Nie zasługują na taką naukę! Kiedy to w końcu do was wszystkich dotrze?
-Kiedy przestaniesz ślepo wierzyć w to, co mówili Ci rodzice?
-Wierzę w to, co uważam za słuszne. Moja rodzina od zawsze była…
-Tak, wiem kim była- przerwała jej zniecierpliwiona- Skończmy to, nie chcę znowu się  o to kłócić
-Dobrze- westchnęła cicho Alea- To…jak Ci teraz idzie wróżbiarstwo? Słyszałam, że nowy nauczyciel daje wam się we znaki
-Na szczęście ma swoją ulubioną grupę i to głownie z nimi przeprowadza zajęcia…zobacz, co się tam dzieje?- dyskretnie wskazała na idących alejką kilku nauczycieli, żywo o czymś dyskutujących. Dwójka z nich wyraźnie się kłóciła, reszta usiłowała ich uspokoić. –O co może im chodzić?
-Zaraz się dowiemy- powiedziała cicho dziewczyna, wyjmując z torby długi przedmiot, wykonała nim delikatne koło, po czym skierowała w stronę nauczycieli
-Uważam, że powinniśmy je  o tym poinformować, mają prawo wiedzieć, co się tam dzieje, część z nich ma tam przyjaciół!
-Droga Pani, to może być dla nich zbyt niebezpieczne
-On wrócił! Nikt nie jest bezpieczny
-Tutaj nic im nie grozi, nie róbmy nic pochopnie
-Alea! Szybko, zaraz nas zobaczą!


Dziewczynę obudził pulsujący ból głowy. Otworzyła ciężkie powieki i rozejrzała się dookoła. Była w swoim pokoju, wszystko wyglądało zupełnie normalnie, wszystko na swoim miejscu. Popatrzyła na zegarek. 14.37. Spała bardzo długo, czuła się bezpiecznie i spokojnie. Dźwięki dobiegające z kuchni przypomniały jej, że nie jest sama. Nie pamiętała wiele z poprzedniego dnia. Właściwie z poprzednich dni. Nie była sobą. Po cichu poszła do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Z przyjemnością weszła pod prysznic. Ciepła woda zmywała z jej ciała wszystkie negatywne emocje, które wciąż jej towarzyszyły. Była wyciszona, wypoczęta, być może nawet trochę szczęśliwa. Pospiesznie wytarła się ręcznikiem i na jeszcze mokre ciało założyła ubrania. Popatrzyła w lustro i uśmiechnęła się z politowaniem do swojego odbicia. Wyszła z łazienki i udała się do kuchni, gdzie przy stole siedział Draco. Był zajęty porządkowaniem dokumentów, które miał ze sobą, więc nawet jej nie zauważył
-Ty naprawdę nigdy nie odpoczywasz- powiedziała do niego, jednocześnie zabierając mu z ręki kubek z kawą, upijając łyk
-Mogę zrobić Ci nową
-Dziękuję, ta mi wystarczy- odparła z uśmiechem
-Kiedy Matt i Livia wracają?
-Matt za dwa dni, Livia dopiero na pierwsze zajęcia, więc za tydzień
-Do tego czasu będziesz sama?
-Nie, przecież Ty tu jesteś
-Mam rozumieć, że zostaję tutaj, dopóki Matt nie wróci?- na te słowa Alea uśmiechnęła się jedynie, podchodząc do okna, Dracon wstał, by stanąć za nią, starając się zgadnąć, na co patrzy
-Boję się zostać sama- szepnęła
-Od kiedy się pojawiają?
-Odkąd Livia wyjechała
-Myślisz, że to ma jakiś związek?
-Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym…Draco, oni wrócą?
-Nie mam pojęcia Lea…- odparł obojętnym głosem
-Nie wierzysz mi- stwierdziła dziewczyna, patrząc na niego zimnym wzrokiem
-Tego nie powiedziałem
-Nieważne… Źle się tu czuję
-Może…zabiorę Cię do siebie?- dziewczyna chciała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej dźwięk telefonu. Podeszła do aparatu i podniosła słuchawkę, patrząc Draconowi prosto w oczy
-Słucham?
-Cześć Alea, wszystko dobrze?
-Hej Matt…tak, wszystko po staremu, nic się nie dzieje- odpowiedziała beznamiętnym tonem
-Livia jeszcze nie wróciła?
-Nie, dzwoniła, że wróci w przyszłym tygodniu
-Strasznie mi głupio, że zostałaś sama
-Daj spokój, nic mi nie jest. Kiedy wracasz?
-Za dwa dni- usłyszał westchnięcie w słuchawce- Dasz radę?
-Muszę. Jak u Ciebie?
-Mam dosyć, ciągle praca, nie mam chwili dla siebie. Nawet teraz mnie gdzieś wołają
-To wracaj do pracy, zobaczymy się niedługo
-Jasne, trzymaj się Alea
-Matt..
-Tak?
-Tęsknie
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo- odpowiedział z wyraźnym zadowoleniem w głosie, po czym się rozłączył.
-Myślę, że to całkiem dobry pomysł- powiedziała do Dracona, jakby zupełnie zapominając o rozmowie sprzed kilku sekund. Nie bój się

Kiedy weszli do mieszkania, na dworze robiło się ciemno. Jeździli przez jakiś czas bez celu po mieście, ciesząc się chwilą. Chwilą ciszy, samotności, całkowitego wyciszenia. Draco przez całą drogę zastanawiał się nad zaistniałymi wydarzeniami. Martwił się o Aleę. Nie wiedział co o wszystkim myśleć. Chciał jej wierzyć, ale nie potrafił. Stwierdził, że lepiej będzie, jeżeli przy niej zostanie. Nie chciał, by była sama. Jeżeli coś by się jej stało, nie wybaczyłby sobie. Mając ją przy sobie, mógł mieć na nią oko. Kim jesteś?  Siedzieli w kuchni, w milczeniu. Wystarczała im sama obecność, butelka wina, którą przyniósł Dracon, dla rozluźnienia. Alea jak zwykle wpatrywała się przez okno, szukając w ciemnościach czegoś interesującego. Po jakimś czasie jej oczy otworzyły się szeroko, usta rozchyliły ze zdziwienia, a dłonie trzymane na stole zwinęły się w pięści. Uciekaj. Wstała gwałtownie, przewracając krzesło na którym siedziała, zwracając na siebie uwagę blondyna, który przez chwilę był odwrócony do niej tyłem. Dziewczyna stała w miejscu, wpatrując się załzawionymi oczyma  w punkt za oknem, podszedł do niej, łapiąc za ramiona
-Nic Ci tu nie grozi, nie wejdą tutaj
-Nie chcą mnie skrzywdzić
-Więc czemu się ich boisz?- Alea odwróciła się do niego, na ustach rozciągał się przebiegły uśmiech,  oczy znowu miały ten wyzywający wyraz, który doskonale pamiętał. Stanęła na palcach, by móc spojrzeć mu w oczy
-Bo wtedy jesteś blisko- szepnęła kilka milimetrów od jego twarzy, po czym chciała się odsunąć, lecz mocny uścisk blondyna jej to uniemożliwił
-W co Ty grasz?
-Może w to samo, co Ty?
-Chyba każde z nas musi przestrzegać innych reguł
-Obchodzą Cię ograniczenia?
-Może to Ciebie powinny- na te słowa Alea jedynie się uśmiechnęła, po czym wyszła z kuchni. Coś znowu w niej było, coś nią kierowało, mówiło i myślało za nią. A może to właśnie taka była? Może ona chciała się tak zachowywać. Poczuła nagłe szarpnięcie, po chwili coś przygniatało ją do ściany. Serce zaczęło jej bić mocniej i szybciej, z twarzy nie schodził zawadiacki uśmiech. Popatrzyła mu prosto w oczy. Stalowe spojrzenie przewiercało ją na wylot, nie mogąc jednak niczego się doszukać. Złap mnie. Podniósł jej brodę do góry, mierząc surowym wzrokiem
-Będziesz ze mną grał?
-Na jakich zasadach?
-Na jakich tylko chcemy
-Co wygramy?
-Możemy tylko przegrać- szepnęła, po czym wpiła się w jego usta. Nie zwracała uwagi na nic. Nie było żadnych ograniczeń. W ciągu kilku chwil zostali tylko oni. Nic i nikt więcej. Powietrze wokół zgęstniało.  Zrobiło się tak mętne, że nie można było normalnie oddychać. Złap mnie.  Nic nie mogło im przeszkodzić. Nie zwracali uwagi na otaczające ich przedmioty, na które co chwila wpadali. Kierowani instynktem i pożądaniem szli w stronę sypialni, nie odrywając się od siebie nawet na chwile. Każda sekunda bliskości była zbyt cenna, by ją stracić. Pożądanie między nimi było tak duże, że zupełnie nie zwrócili uwagi na to, że drzwi ogromnej szafy na którą wpadli nie wytrzymały, uwalniając całą jej zawartość na podłogę. Ubrania zaczęły krępować ruchy i ciążyć. Pospiesznie je z siebie ściągali, jakby bojąc się, że zaraz ktoś ich rozdzieli. Opadli na łóżko ciesząc się każdym dotykiem. Tarzali się po nim, nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. Skóra płonęła. Dając upust emocjom, Alea wbijała paznokcie w jego plecy, sprawiając mu przyjemny ból. Wciąż zmieniali swoje położenie, błądząc dłońmi po swoich ciałach, chcąc zapamiętać z nich jak najwięcej. Nie słyszeli nic. Nie zwracali uwagi na deszcz bijący o parapet. Złap mnie. Wsłuchiwali się wzajemnie w bicie swoich serc, w pomruki zadowolenia, czy ciche jęki, wydobywające się z ich wnętrza. Liczyło się tylko to, by dać z siebie wszystko, by dać wszystko sobie. Splecione dłonie zacieśniały się coraz bardziej, wraz ze zwiększającą się rozkoszą. Pożądanie i namiętność wypełniało ich całych. Panująca bliskość przestała być wystarczająca. Zatrzymali się na chwilę, patrząc sobie w oczy. Ich spojrzenia były zamglone, pełne uczuć, wyrażające tęsknotę, nieopisaną potrzebę bliskości i nieokreślone wariactwo.
-Nadal chcesz grać?- szepnęła ledwo łapiąc oddech
-Już za późno, żeby się wycofać- sapnął, przesuwając wilgotnymi wargami po jej szyi, uśmiechając się z zadowolenia, kiedy usłyszał ciche pomruki
-Chyba przegrywamy- powiedziała stłumionym głosem, trzymając jego dłoń w mocnym uścisku
-Ja właśnie wygrywam-  mruknął leżąc nad nią, będąc całkowicie gotowym, by się z nią połączyć- Mam Cię
Powietrze przeciął jęk rozkoszy. Przez ten krótki czas nie mieli już przed sobą żadnych tajemnic. Byli jednością.



Jeżeli macie do mnie jakiekolwiek pytania, zapraszam na http://speechless.odpowie.pl :))


piątek, 14 września 2012

20. Come



Draco wszedł do „Gist” szybkim krokiem. Rozsiadł się wygodnie na barowym stołku i czekał, aż ktoś zwróci na niego uwagę. Z zaplecza pospiesznie wyszła barmanka, strącając przy okazji szklankę stojącą obok
-Powoli Ann, ja poczekam
-Och, gdybym wiedziała, że to Ty, to tak bym nie biegła.- odpowiedziała uśmiechając się przyjaźnie, po czym zaczęła zbierać odłamki szkła- Wszystko dobrze?
-Jasne, ale marzę  o kawie
-Robi się. Jak u rodziców?
-Wiesz jacy są- westchnął chłopak- Ciągle się zamartwiają, chcą żebym wrócił, ale na szczęście nie nalegają
-Myślałeś o tym?- spytała Ann stawiając przed nim filiżankę z mocną kawą
-O czym?
-No…żeby wrócić
-Chyba jeszcze jest za wcześnie. Wiem, że minęło dużo czasu, ale jeszcze nie czuję się gotowy
-Rozumiem. I tak jestem pod wrażeniem, że tak się trzymasz
-Sam bym sobie nie poradził
-Czy to miał być jakiś rodzaj podziękowania i stwierdzenia, że niesamowitym szczęściem było to , że mnie spotkałeś?- na te słowa chłopak uśmiechnął się szeroko i upił łyk napoju- Właśnie! Zapomniałabym, mam coś dla Ciebie- krzyknęła i pobiegła na zaplecze 
-Była tu taka dziewczyna, pytała o Ciebie i kazała przekazać- powiedziała, podając mu zgiętą na kilka części kartkę- Powiedziała, że to ważne.
Dracon rozwinął kartkę i jego oczom ukazała się linia cyfr, która była najprawdopodobniej numerem telefonu
-Od kogo to?
-Nie wiem- na te słowa chłopak uniósł brwi ze zdziwieniem- No…nie znam jej. Taka wysoka, długie, ciemne włosy, strasznie blada. Wyglądała na przestraszoną. Widziałam was czasami razem. Powiedziała, że będziesz wiedział o kogo chodzi
Patrzył na kartkę i zastanawiał się o co może chodzić. Podejrzewał, że to od Alei, to było bardzo w jej stylu. Powie tylko fragment tego co chce, a reszty trzeba domyśleć się samemu
-Mogę zadzwonić?
-Jeszcze się pytasz. Wiesz gdzie jest telefon- odpowiedziała z uśmiechem i wyszła by sprzątnąć i tak czyste już stoliki. Dracon był jej wdzięczny za to, że chciała mu dać trochę prywatności. Poszedł na zaplecze i wybrał numer z kartki. Nawet sygnał, który zawsze brzmiał tak samo wydawał się być niespokojny
-Słucham? – usłyszał stłumiony głos po drugiej stronie słuchawki
-Lea…? Co się dzieje?
-Przyjdź
-Coś się stało?
-Przyjdź- powtórzyła łamiącym się głosem, gdzieś w tle usłyszał dźwięk upadającego naczynia
-Alea do jasnej cholery, co się stało? – spytał przestraszony
-Boję się
-Czego? Koś tam jest?
-Przyjdź
-Coś Ci grozi? Mam kogoś wezwać?
-Boję się
-Lea posłuchaj, ja…
-Przyjdź, proszę Cię, przyjdź. Nikt mnie nie skrzywdzi…ja się tylko boję
-Ktoś z Tobą jest?
-Już sobie poszli
-Kto?
- Oni- odpowiedziała ledwo słyszalnym szeptem
-Jacy oni, o kim Ty mówisz?
-Przyjdź, zanim wrócą
-Kto ma wrócić?
-Przyjdź
-Alea?
-Przyjdź
-Lea!
-Przyjdź
-Zaraz u Ciebie będę
-Wiem- powiedziała cicho i zaczęła się śmiać
-Lea, o co chodzi?- spytał zniecierpliwiony i przerażony, ale odpowiedział mu tylko śmiech, a po chwili usłyszał dźwięk odłożonej słuchawki. Przez chwilę stał wpatrując się w jedno miejsce. Nie miał pojęcia o co chodzi, czemu chciała, żeby to on przyszedł, czemu zostawiła swój numer. Po co?  Otrząsnął się  i szybkim krokiem udał się w kierunku drzwi
-Draco!- usłyszał jak zza jego pleców woła go Ann- Co się stało?
-Nie wiem, coś chyba jest nie tak. Przepraszam, musze iść- mówiąc to wybiegł z klubu i wsiadł do swojego samochodu. Usiłował przypomnieć sobie gdzie mieszkała. Kiedyś ją odwoził, chciał jak najszybciej się  u niej znaleźć i dowiedzieć o co chodzi. Bał się, czuł się związany z Aleą. W kilka dni stała się dla niego ważna. Tak po prostu. Po kilkunastu minutach zatrzymał się pod okazałym budynkiem. Rozejrzał się dookoła. Była to jedna z bogatszych dzielnic Londynu, na jego obrzeżach. Wysiadł z samochodu i udał się w stronę jedynej klatki schodowej. Po jego lewej stronie było coś w rodzaju recepcji z portierem za kontuarem.
-Pan do kogo? – spytał oficjalnym, mało przyjemnym głosem
-Salarin- odpowiedział przyglądając mu się ze złością, tylko go zatrzymywał
-Och…tak, pani Salarin uprzedzała, że będzie miała gości. Mieszkanie na ostatnim piętrze, numer 8
-Dziękuję- odparł zimnym głosem i szybko udał się na górę. Zastanawiał się, czy faktycznie była pewna czy przyjdzie. Kim byli Ci goście ? Co się z nią działo? Zapukał cicho w drzwi, usłyszał kroki, jak zawsze stawiane z gracją. Długowłosa dziewczyna wpuściła go do środka i powolnym krokiem udała się do kuchni. Usiadła na krześle i tępo wpatrywała się w chmury za oknem.
-Lea…- zaczął spokojnie Draco siadając za nią, nawet nie zdejmując płaszcza- Co się stało?
-Znowu będzie padać- powiedziała nie patrząc na niego. Dracon był zupełnie zbity z tropu, ale stwierdził, że w ten sposób niczego się nie dowie
-To źle?
-Tak
-Wcześniej lubiłaś, kiedy padało
-Już nie
-Co się zmieniło?
-Podczas burzy jest ich więcej
-Kogo?
-Ich
-Kim oni są?
-Nie wiem
-Są tu teraz?
-Nie…Byli źli i sobie poszli
-Na co źli?
-Na mnie- mówiąc to, odwróciła się w jego stronę. Jej oczy były przekrwione i opuchnięte od łez. Co chwila przygryzała spierzchnięte usta. Nerwowo poprawiała kosmyk włosów opadający na twarz. Wciąż byłą piękna. Mimo pustki w oczach, mimo zupełnego braku sensu w tym co mówiła i jak się zachowywała.
-Czemu są na Ciebie źli?- Dracon obawiał się coraz bardziej. Miał wrażenie, że dziewczyna traci zmysły
-Nie chcieli powiedzieć, chyba się boją
-Kogo?
-Zobacz- powiedziała radośnie, wstając z krzesła- Pada, czy to nie cudowne?
Draco zupełnie nie wiedział co robić. Nie miał pojęcia, czy siedzieć, czy wyjść. Nie odchodź.
-Czemu…czemu wtedy poszłaś?
-Uciekłam?
-Zawsze uciekasz
-Chciałam sprawdzić,  czy będziesz mnie gonił
-Nie goniłem- odpowiedział cicho, jakby rozczarowany tym co zrobił
-Ale jesteś
-Wiedziałaś, że przyjdę?
-Zobacz, zrobiło się już zupełnie ciemno- szepnęła opierając czoło o szybę- Zostaniesz ze mną?
-Chcesz, żebym został?
-Nie chcę być dzisiaj sama
-Myślisz, że wrócą?
-Nie, kiedy Ty tu jesteś. Boją się Ciebie…Zostaniesz?
-Zostanę.- mówiąc to, wstał i podszedł do dziewczyny. Alea odwróciła się, popatrzyła chwilę na niego i wtuliła się w jego pierś. Zaskoczony Draco objął ją. Jeszcze bardziej gubiąc się w swoich myślach. – Lea…mam w samochodzie rzeczy, pójdę po nie, dobrze?- na te słowa wtuliła się w niego mocniej.- Zaraz wrócę
-Obiecujesz?- popatrzyła na niego wielkimi, nieszczęśliwymi oczyma
-Obiecuję- pocałował ją w czubek głowy i cicho wycofał się do drzwi, zostawiając dziewczynę w tym samym miejscu. Zimne, wilgotnie od deszczu powietrze nieco orzeźwiło jego umysł. Zastanawiał się, co się stało Alei. Dziewczyna zaskakiwała go coraz bardziej, ale tym razem się bał. O nią. Wziął z bagażnika torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, dziękował w duchu, że nie zostawił ich w domu, po powrocie od rodziców. Ponownie wszedł do klatki, gdzie tym razem przywitał go uprzejmy uśmiech portiera. Po chwili usłyszał krzyk. Jeden z najbardziej przerażających, jakie w życiu słyszał. Rozdzierający duszę na kilka części. Krzyk pełen strachu, rozpaczy, bezradności urwał się po paru sekundach
-Ostatnio często tak krzyczy – powiedział portier
-Kto?
-Pani Salarin musi być bardzo nieszczęśliwa, ale pan pewnie wie co się dzieje.- zamilkł, gdy znowu usłyszeli krzyk, chciał dodać coś jeszcze, ale Draco szybko wbiegł po schodach i nie czekając, aż ktoś otworzy mu drzwi wparował do mieszkania. Rozejrzał się po nim, ale nikogo tam nie było. Krzyk w międzyczasie ustał. W domu czuć było jedynie ciszę, jeszcze bardziej przerażającą. Po lewej stronie zobaczył schody. Mieszkanie było dwupoziomowe. Cicho wszedł na górę, uważając, by nic sobie w ciemności nie zrobić. Usłyszał gdzieś w kącie płytki, szybki oddech. Zobaczył skuloną postać Alei
-Oni wrócili Draco…nie umiem się już przed nimi bronić


PS: Dla Marii bez której cały blog by nie istniał

środa, 12 września 2012

19."A.M."


Leniwie uniosła powieki, w pokoju panował półmrok, gdzieniegdzie promienie słońca padały na ściany, czy na podłogę. Chciała się podnieść, ale zakręciło się w jej głowie, więc ponownie opadła na poduszkę. Coś w jej głowie huczało, miała wrażenie, że przez jej skronie coś się przewierca. Westchnęła głęboko i zamknęła oczy, czekając, aż wszystko w jej wnętrzu wróci na swoje miejsce. Po paru chwilach zaczęła rozglądać się po pokoju. Na jasnozielonych ścianach wisiało kilka ramek, nie potrafiła dostrzec ich zawartości, bo przedmioty jeszcze przed nią wirowały. Na wprost niej stała duża komoda z ciemnego drewna ze złotymi zdobionymi uchwytami, piętrzyły się na niej stosy książek, teczek i segregatorów. Pod ścianą po lewej stronie była duża, ciemna szafa z lustrem na środkowych drzwiach. Nie miała na sobie żadnych śladów użytkowania, idealna, niezniszczona. Zobaczyła kątem oka ruch obok niej. Przekręciła się na bok i spojrzała na śpiącego Dracona. Oddychał powoli, spokojnie. Był taki niewinny i bezbronny, w niczym nie przypominał swojej własnej wersji sprzed kilku godzin. Usta lekko wykrzywiały się w uśmiechu. Wszystko dobrze? Na policzku dostrzegła zanikające już odgniecenia od poduszki, na czoło opadały jasne kosmyki, kilka prawie wchodziło do oczu, więc odruchowo, bardzo delikatnie je odgarnęła. Mimo tego, że spał wciąż wyglądał na zmęczonego. Na bladej twarzy były wyraźne, sine worki pod oczami. Coś go niszczy. Ukrywał coś, ukrywał koszmar swojej przeszłości. Był młody, a przeszedł za dużo. Ciągły strach o bliskich, konieczność posłuszeństwa, przymus do robienia takich rzeczy, o których jako dziecko nie powinien nawet myśleć. Opierał głowę na lewej ręce. Na jego przedramieniu dostrzegła dziwną bliznę. Nie była w stanie określić jej kształtu czy wielkości, bo widziała zaledwie jej mały fragment. Odwróciła głowę w stronę stojącego przy łóżku stolika. Ciemnowłosa dziewczyna wciąż wesoło na nią patrzyła, teraz dostrzegła niesamowicie ciepły, brązowy odcień jej oczu. Na dłoni, którą trzymała  przy twarzy dostrzegła srebrną obrączkę, taką samą miał Dracon. To ona. Powoli, po cichu podniosła się z łóżka. Przeszła kilka kroków, potykając się o dywan  i musiała przytrzymać się stojącego obok biurka, gdyż znowu zaczęło kręcić się jej w głowie. Na krześle wisiały jej ubrania, zdjęła je z niego i udała się w kierunku łazienki, by doprowadzić się do porządku. Rozejrzała się  po pomieszczeniu. Nawet w łazience panował nieskazitelny porządek. Rozebrała się i weszła do wanny, napuszczając do niej lodowatą wodę, by się otrzeźwić. Siedziała w niej trzęsąc się z zimna i rozmyślała o tym, co działo się wcześniej. Analizowała to, co robili, kilka rzeczy umknęło jej  z pamięci, ale kto by zaprzątał sobie nimi głowę. Powoli przypominała sobie wszystko. Park, zupełną ignorancję jej osoby, klub, ulica, pocałunek jeden…drugi. Co robisz? Nie powinna się tak zachowywać, w końcu miała Matta, Dracon być może tez kogoś miał. Ale ich tam nie było.  Wyszła z wanny i dokładnie wytarła się ręcznikiem wiszącym na suszarce. Ubrała się i spojrzała w lustro. Gdzieś na jej twarzy zostały resztki tuszu i kredki, miała przekrwione oczy, nieumalowana twarz była przerażająco blada. Potargane i lekko pokręcone włosy opadały na czoło i policzki. Wciąż wyglądała dobrze, wciąż była piękna. Przeczesała włosy palcami i wyszła z łazienki kierując się do kuchni. Podeszła do blatu, podniosła kubek w którym znajdowała się kawa, którą musiał wcześniej zrobić sobie Draco. Upiła łyk i wykrzywiła się z obrzydzeniem, wylała zawartość kubka do zlewu. Wstawiła wodę i zaczęła przeszukiwać zawartość szafek by znaleźć coś, co nadawałoby się do wypicia. Wyjęła też drugi kubek. Usiadła wpatrując się w parę wydobywającą się z czajnika. Obserwowała jakie przybiera kształty, gdzie znika. We wszystkim potrafiła odnaleźć coś fascynującego. Zalała oba kubki wrzącą wodą, jeden z nich postawiła na stoliku, z drugim podeszła do szafki, by osłodzić zawartość. Usiadła na blacie i wzrokiem omiotła wnętrze kuchni. Ciepłe pomarańczowe ściany raziły ją w oczy, ukojeniem były białe, klasyczne, proste meble. Nic nadzwyczajnego, prawie standardowe wyposażenie, w którym jednak można było wyczuć jakieś uczucia. Kuchnia zawsze była sercem domu, tutaj jednak to się nie sprawdzało. Nie było tu ciepła. Pomieszczenie było zimne, jak płytki leżące na podłodze. Zsunęła się na ziemię i podrzucając w ręku jabłko wyszła do przedpokoju. Ubierała się najciszej jak mogła i delikatnie zamykając za sobą drzwi wyszła na zewnątrz. Stanęła na środku chodnika i odetchnęła głośno, łapiąc jak najwięcej powietrza w płuca, jakby ten wdech miałby być ostatnim. Usiłowała sobie przypomnieć jaką drogą szli, by się tutaj znaleźć. Nie wiedziała gdzie jest, ale zaczęła iść gdzieś przed siebie, mając nadzieję, że zobaczy coś, co chociaż trochę ja naprowadzi na właściwy kierunek. 

Dracon przeciągnął się na łóżku, nie otwierając oczu podniósł się do pozycji siedzącej w której zastygnął na kilka minut. Przetarł zaspane oczy ręką i podrapał się po nieogolonym policzku. Mimo tego, że spał dosyć krótko czuł się wyjątkowo dobrze. Tej nocy nie męczyły go koszmary, spał spokojnie, jakby obok niego był ktoś, kto odgania złe uroki. Obok? Odwrócił głowę, by spojrzeć na dziewczynę, która powinna tam jeszcze być. Z ogromnym rozczarowaniem zobaczył,  że miejsce przy nim jest puste. Usiłował wsłuchać się, by sprawdzić czy z jego mieszkania nie dobiegają żadne dźwięki, świadczące o tym, że Alea jeszcze tam jest. Zastanawiał się nad minionymi wydarzeniami. Nie wiedział, co nią kierowało. Oczywiście, była pijana, właściwie on też, ale sprawiała wrażenie, że wiedziała co robi. To w jaki sposób wypowiadała każde słowo, idealnie przemyślane, zupełnie nie pasujące do jej stanu. Ponownie widział, jak prowokowała go spojrzeniem,  jak uwodzicielsko przygryzała wargi, jak mimo chwiejnego kroku poruszała się z gracją. Słyszał, jak przyciszała głos, by przysunął się bliżej niej, jak intonowała każde słowo, jak śmiech zamierał na jej ustach gdy mierzył ją wzrokiem. Jakby dokładnie to wszystko zaplanowała, ale to nie było możliwe. To on decyduje co i kiedy się wydarzy, ona może jedynie myśleć, że cokolwiek zależy od niej. Czego właściwie od niej chciał? Sam do końca nie wiedział, wiedział, że jest mu potrzebna, po prostu. Wstał z łóżka i rozejrzał się po pokoju, ale nic się tam nie zmieniło. Zajrzał do łazienki, gdzie jedynie ręcznik wisiał w innym miejscu, podszedł do umywalki i zobaczył, że na półce pod lustrem leży mała srebrna obrączka, odruchowo spojrzał na swoją dłoń, ale jego wciąż była na miejscu. Dopiero gdy wziął ją do ręki spostrzegł jaka jest mała, należała niewątpliwie do kobiety o bardzo szczupłych dłoniach. Była bardzo prosta, klasyczna bez żadnych udziwnień, pod spodem jednak miała wygrawerowane dwie literki „ A.M.Uśmiechnął się do swojego odbicia i zastanawiając się, kiedy właścicielka zorientuje się, że coś zgubiła, wyszedł do kuchni. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że szedł dokładnie po krokach dziewczyny. Zobaczył na stoliku kubek, którego z całą pewnością tam nie kładł. Podszedł bliżej, złapał go i upił łyk kawy, która jak się okazało była jeszcze ciepła.- Musiała niedawno wyjść. – pomyślał. Wziął głęboki oddech i usiadł przy oknie, przypominając sobie rozmowę sprzed kilku godzin
-Nic nie czujesz prawda? – spytała, a właściwie stwierdziła dziewczyna
-Czuję coś, czego nie chcę
-To nie jest miłe?
-Wręcz potworne
-Chciałbyś zapomnieć?
-Tak…ale to nie jest możliwe
-Wszystko jest możliwe, jeśli w to uwierzysz
-Problem w tym, Lea, że je już w nic nie wierzę
Tak właśnie było, nie wierzył w nic. Najpierw stracił wiarę po wydarzeniach podczas wojny. To, co działo się w Hogwarcie, to, co musiał przejść jako nastoletni chłopiec było koszmarem. Wszystko go przerosło, ale nikt nie spodziewał się, że będzie inaczej. Tak młoda psychika nie mogła pozostać nienaruszona. To właśnie dlatego chciał odciąć się od tego wszystkiego. Zamieszkał w Londynie, w zupełnie mugolskiej dzielnicy. Odciął się od magii. Jego różdżka leżała gdzieś w pudełku na dnie szafy, przykryta ogromem ubrań i kartonów. Nie chciał jej ze sobą zabierać, ale rodzice wymusili to na nim, nie chcieli, by był bezbronny, nigdy nie wiadomo kiedy ona mu się jeszcze przyda. Jedynie pierścień Malfoyów nosił zawsze. Właściwie nie było takiej potrzeby, bo nikt ich nie znał  W tym świecie nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, kim była rodzina Malfoyów. Jednak był zbyt związany ze swoją rodziną by go zdjąć. On przypominał mu o tym,  że musi być silny, zawsze. Nie było możliwości, by się poddał, by stracił poczucie własnej wartości. Był Malfoyem z krwi i kości, a bycie Malfoyem do czegoś zobowiązuje. A może właśnie to była ta rzecz w którą wierzy? Przez ostatni czas twierdził, że nie wierzy w miłość, bo stracił ją, gdy Leaila zginęła. Nie pomyślał jednak o tym, że może wierzyć w inny rodzaj miłości. Ten który czuł do rodziców, a oni do niego. Nie było możliwości, by tę miłość sobie okazywali, ale wiedzieli o niej. Robili wszystko, by się ratować, nie zważając  na konsekwencję. Jego matka okłamała najpotężniejszą, najgroźniejszą i najbardziej pozbawioną uczuć istotę, by go uratować. Jego ojciec sprzeciwiał się, błagał by zmieniał swoje decyzje, by chronić go jak najdłużej. A on…a on, by ich uratować, by nie dopuścić do ich śmierci musiał wykonać najtrudniejszą misję. Musiał zrobić coś koszmarnego, by tylko ich ochronić. Byt jego rodziny zależał w tamtej chwili od niego. Czy coś takiego mogłaby zrobić osoba która nic nie czuje? Czy ktoś, kto niemiałby uczuć przeszedłby tak wiele, nie poddając się? Nikt, nawet oni sami nie zdawali sobie sprawy z tego, jak ogromna łączy ich więź. Jeśli w to uwierzysz…

Staruszka siedziała sztywno na czarnej, skórzanej kanapie. Popijała herbatę z bogato zdobionej filiżanki i co chwila nerwowo zerkała na drzwi wejściowe. Usłyszała drapanie w drewno i ciche poszczekiwanie. Powoli odstawiła filiżankę na szklanym stoliku i poszła, by wpuścić przybysza. Wielki pies wbiegł do środka, zostawiając na jasnym dywanie ślady, po zabłoconych łapach, na co kobieta skrzywiła się z obrzydzeniem, lecz jednym ruchem pozbyła się problemu.
-Tyle razy mówiłam, że masz tutaj uważać!- powiedziała niezadowolona, siadając ponownie na kanapie. Pies, leżący obok jedynie łypnął na nią spode łba  i zupełnie niczym się nie przejmując leżał dalej na podłodze.
-Oczekujesz jakiejś prośby albo zachęty? Ile jeszcze mam czekać Claw? – warknęła zniecierpliwiona. Po chwili pies wstał a zamiast niego, pojawiła się sylwetka wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, o jasnych, długich włosach. Patrzył na nią wściekłymi, ciemnoniebieskimi oczyma
-Może trochę grzeczniej? – spytał siadając na fotelu
-Zaczniesz mówić? – zapytała zupełnie ignorując jego uwagę
-Nigdy nie byłaś zbyt cierpliwa
-Nie zapominaj się
-Och...proszę wybaczyć. Nigdy nie była pani zbyt cierpliwa- odparł z kpiną w głosie, na co kobieta jedynie zmierzyła go lodowatym spojrzeniem
-Śledziłem ich, jak mi kaz…jak mi pani kazała
-Byłam w stanie się zorientować, biorąc pod uwagę, że nie wróciłeś na noc
-Nie muszę zawsze wracać
-Jak dla mnie, możesz wcale tu nie mieszkać. Pozwalam Ci tu przebywać tylko dlatego, że jedynie Ty jesteś w stanie mi pomóc
-Doprawdy?
-Tylko Ty się zgodziłeś
-Bo w tej jednej sprawie się zgadzamy, ale nie robię tego dla pani
-Oczywiście…Co się działo?
-Najpierw wcale ze sobą nie rozmawiali, nie szli obok siebie. Nie wiem co się działo w klubie, ale kiedy wyszła, on poszedł za nią...
-Gdzie poszli? – przerwała mu
-Zaraz do tego dojdę, najpierw kręcili się bez celu między blokami, rozmawiali. – widząc naglące spojrzenie staruszki dodał- O niczym ważnym, zwykłe rozmowy pijanych ludzi, żadnych szczegółów, potem poszli do niego, wyszła dopiero koło 9.  Kobieta wstała i zaczęła nerwowo chodzić po salonie, stukając butami o podłogę.
-Jest coraz gorzej- mruczała pod nosem- Livia przestała się starać
-Robi co może. Alea nie poszłaby do niego, gdyby Livia przy niej była
-Ta głupia dziewucha by jej nie posłuchała, zawsze robi to co jej się podoba, zaczynam się poważnie zastanawiać, czy ona na pewno nie…
-Gwarantuję- przerwał jej- że wszystko jest pod kontrolą, Livia wróci i zacznie jej pilnować. Nie musiałaś się tak wychylać, została bez nadzoru
-Skąd mogłam wiedzieć, że Matt wyjedzie w tym samym czasie?
-Gdybyś czasami konsultowała z nim to co robisz…
-Nie musze mu się z niczego tłumaczyć! Nie musi wszystkiego wiedzieć. Wystarczy, że Ty wiesz wystarczająco
-Cóż, myślę, że gdybym nie miał odpowiednich informacji nasza współpraca raczej nie przebiegałaby tak, jak dotychczas
-Oczywiście. Musisz wiedzieć wszystko i wszędzie wetkniesz ten swój nos
-Nie mów, że Ci to przeszkadza
-Powtarzam, nie zapominaj się- na te słowa chłopak uśmiechnął się jedynie kpiąco, wstał z fotela i zaczął iść w kierunku schodów
-Jeszcze nie skończyliśmy Claw
-Jak najbardziej skończyliśmy, a  teraz proszę mi wybaczyć, jestem zmęczony tym całonocnym śledzeniem więc idę się przespać
-Żądam, żebyś w tej chwili wrócił i…
-Droga pani Assassin, czy chce pani doprowadzić swój plan do końca? Jeśli tak, to prosiłbym o trochę czasu dla siebie. Mam swoje potrzeby i uważam, że sen bardzo mi się przyda, w innym wypadku podczas śledzenia któregoś z nich mógłbym nagle, ze zmęczenia przypadkiem stać się ponownie człowiekiem. I co wtedy? Cóż Dracon raczej nic by mi nie zrobił…może najwyżej lekko poturbował, jeżeli zorientowałby się, że go śledzę, ale Alea…
-Zejdź mi z oczu- powiedziała groźnie, na co Claw uśmiechnął się szeroko wchodząc na górę
-Cholerny Salarin- warknęła pod nosem kobieta- Z nimi zawsze są tylko problemy

piątek, 7 września 2012

18. Règles



Draco popatrzył na nią z wyższością. Posłał jej nieśmiały uśmiech, lecz nie było w nim nic przyjaznego. Dziewczynę momentalnie opuściła cała jej pewność siebie. Wobec niego była zupełnie bezbronna. Wystraszyła się, zaczęła powoli, chwiejnym krokiem iść do tyłu, ale Draco nie pozwolił, by odległość między nimi się zwiększyła. W dalszym cofaniu się, Alei przeszkodziła ściana, do której teraz przylegała plecami. Od alkoholu szumiało im w głowie, żadne nie wiedziało, czego mogą się po sobie spodziewać. Mogłaby zacząć krzyczeć, ale nie chciała. Ufasz? Stali tak, w deszczu, wpatrując się w siebie, nie poruszyli się nawet o centymetr. Patrzyła mu prosto w oczy, które w tamtej chwili były zimne, jak stal. Nie potrafiła odczytać z nich jakichkolwiek uczuć, o ile w ogóle tam były. Jego wzrok był prawie nieobecny. Kim jesteś? Z kolei w jej oczach widział strach, niepewność, zaciekawienie. Nie wiedziała co zrobi, on sam nie wiedział. Niczego nie planował. Przysunął się do niej, jak najbliżej mógł. Powoli, bardzo delikatnie przesunął palcem po jej policzku. Zadrżała. Może ze strachu, a może z zimna, była w końcu zupełnie przemoczona. On gra. Alea powoli zaczynała się uśmiechać, co zbiło z tropu Dracona. Miała kilka sekund, by coś zrobić. Kilka sekund, by jakkolwiek zareagować. Lekko uniosła głowę do góry, by pokazać, że się nie boi. Że też potrafi grać. Położyła dłoń, na jego policzku, powodując, że na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech, prawie tak demoniczny jak poprzedni. Uniosła się lekko na palcach, by delikatnie musnąć jego usta. Wiedziała, że odpowie. Położył swoją dłoń, na jej, lekko zaciskając na niej palce. Nie chciał by się odsuwała, ale nie mógł jej do siebie przybliżyć. Ustala zasady? Mógł tylko błagać w myślach, by nie odchodziła. Nie odeszła. Przyciągnęła go mocniej do siebie, zatapiając się w jego ustach. Nic jej nie obchodziło. Zupełnie nic nie było ważne. To tylko chwila. Nie myśleli o niczym, oddali się całkowicie paru sekundom. Odsunęła się od niego bardzo powoli, gdzieś w środku żałowała, że to trwało tak krótko, ale nie mogła tego pokazać. Jego oczy już nie były takie złe, wpatrywały się w nią, jakby chcąc przeniknąć jej umysł. W jej ciemnoniebieskich oczach pojawiły się małe iskierki, a niewinny uśmiech znów pojawił się na twarzy. Znów patrzyła na niego tym wyzywającym wzrokiem. Zabrała dłoń z jego uścisku, wyślizgnęła się spomiędzy ściany i Dracona, a mijając go, szepnęła cicho
-Jeszcze mnie nie złapałeś.
Szła powoli, starannie stawiając kroki. Nie była do końca świadoma tego co robi, coś nią kierowało. Jakby ktoś siedział jej w głowie i mówił co ma robić. Zdarzało się to bardzo często, ale zawsze z tym walczyła. Teraz postanowiła się poddać, pozwoliła, by co coś przejęło kontrolę. Szła, jak w amoku, wielkimi oczyma obserwując uważnie każdy ruch obok niej. Ktoś wracał do domu, ktoś z niego wychodził. Która godzina?  Znalazła się w zupełnie nieznanej jej części Londynu. Patrząc po domach, sklepach i stanach ulic, nie była to jedna z dzielnic, którymi można się chwalić. Londyn jest podzielony. Na ten piękny, w którym zawsze świeci słońce, wiecznie pełen turystów i ten prawdziwy, gdzie każdy gdzieś pędzi,  gdzie chodniki nie są sprzątane po pięć razy w ciągu dnia, gdzie nikt nie krzywi się na widok pijanego człowieka przy bramie, który leży od kilku godzin. Może leżeć, komu przeszkadza? Ludzie nie są tacy sztuczni i na pokaz, jak w centrum. Usłyszała za sobą szybkie kroki, nie odwróciła się, wiedziała, że to on. Poczuła, że łapie ją za dłoń, nie wyrwała jej. Teraz to ona się podda.
-Wiesz, gdzie idziemy?- spytał chłodnym, zupełnie nie pasującym do zaistniałej sytuacji głosem
-Wiem gdzie ja idę- odpowiedziała sucho, kładąc nacisk na przedostatnie słowo
-Obawiam się, że musisz mnie tam zabrać, to musi być bardzo interesujące miejsce
-Nic nie muszę, absolutnie nic- powiedziała tonem zupełnie pozbawionym emocji, po czym stanęła w miejscu, a Draco jedynie podniósł brew do góry, pokazując zdziwienie- Czego Ty właściwie ode mnie chcesz?- Popatrzył na nią jeszcze pijanymi oczami, przez chwilę zbierając myśli Pomocy?
-Chyba nie muszę Ci się tłumaczyć
-Myślę, że to byłoby całkiem miłe
-Od kiedy lubisz, kiedy jest miło?
-Może od teraz? Może właśnie w tej chwili zapragnęłam zmienić całe swoje życie, poglądy na świat, zachowanie, będę zupełnie inną osobą…- ciągnęła swój mało trzeźwy wywód dalej , ale Draco przestał jej słuchać. Patrzył jak z ogromnym zaangażowaniem usiłuje go przekonać i być poważna, jak co jakiś czas piorunuje go spojrzeniem, gdy parska śmiechem. Jak na jej czole pojawiają się zmarszczki, kiedy usiłuje coś wymyślić, jak kręci głową, kiedy nie podobają się jej własne przemyślenia. No dalej. Wciąż udając, że jej słucha przybliżył się do niej. Podniósł jej podbródek w górę i zmusił, by na niego spojrzała. W skupieniu przyglądała się jego twarzy, usiłując zachować powagę, jednak po chwili zaczęła po cichu chichotać, rozbawiona całą sytuacją.
-Co Cię tak bawi?
-Mnie? Och, nic- odparła, śmiejąc się, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale blondyn przeszkodził jej, skutecznie zamykając usta. Przeszedł ją dreszcz. Wydała z siebie cichy pomruk zadowolenia, ale też zaskoczenia. Władczym ruchem przyciągnął ją tak blisko, jak tylko było to możliwe. Jedną ręką wciąż trzymał jej podbródek, a drugą objął delikatnie, stanowczo. Ten pocałunek nie był tak niewinny jak poprzedni. Było w nim więcej zaangażowania, emocji, bliskości. Był dłuższy, o wiele dłuższy. Objęła blondyna nie chcąc by uciekł, lecz on nie miał takiego zamiaru. Chciał by była przy nim jak najdłużej, nawet jeżeli mieliby stać pośrodku mokrego, brudnego chodnika, nawet gdyby mieli stać tak i marznąć, nawet gdyby ktoś ich zobaczył. Kompletnie nie zwracali uwagi na spojrzenia przechodniów, których było wyjątkowo dużo, jak na tę godzinę. Oderwali się do siebie po jakimś czasie, wciąż stojąc w objęciach
-To gdzie idziemy?- spytała po chwili zarumieniona dziewczyna, lekko drżąc
-Myślałem, że to Ty wiesz- odparł, obejmując ją mocniej, by dać jej jak najwięcej ciepła
-Zmieniłam zdanie- uśmiechnęła się delikatnie, przekrzywiając w bok głowę. Kim jesteś?  Złapał jej rękę i pociągnął w stronę przeciwną, do której szła. Szli przez dłuższy czas, co chwila któreś z nich zaczynało się śmiać, przystawali na środku drogi obserwując coś, co zwróciło ich uwagę. Alea piszczała gdy Dracon podnosił ją, przerzucając przez ramię, kiedy nie chciała iść dalej, marudząc, że bolą ją nogi. Stanęli pod dużym blokiem. Ładniejszym i mniej ponurym od tych które mijali. Dziewczyna przyglądała mu się uważnie. Usiłowała odgadnąć, czemu zatrzymali się właśnie tam. Nie był zbyt interesujący, był zupełnie zwyczajny. Draco wszedł do najbliższej klatki, nie odwracając się. Uciekaj. Wiedział, że ona zaraz do niego dołączy. Wchodził powoli po stopniach, usłyszał za sobą stukot obcasów. Przystanął i podał jej rękę. Uśmiechnął się przebiegle, po czym stanął przed drzwiami na drugim piętrze
-I co teraz?- spytała opierając się o ścianę, przyłożyła do niej rozpalony policzek
-To Ty mi powiedz- odparł, wskazując ręką, by weszła. Cicho zatrzasnął za nimi drzwi. Było ciemno, więc dziewczyna, odwracając się nie zauważyła, że stoi za nią i zatoczyła się na niego, wpadając z nim na szafę
-Ktoś tu jest pijany- zachichotała pod nosem
-I oczywiście, nie jesteś to Ty?- zapytał zapalając światło. Dziewczyna zmrużyła oczy, nie wiedział, czy usiłowała go zbesztać, czy było to spowodowane nagłym, silnym błyskiem. Po chwili, już oswojona ze światłem rozejrzała się po pomieszczeniu
-Ładnie tu- powiedziała neutralnym głosem, po czym poszła przed siebie, jak się okazało, do kuchni
-Może się rozbierzesz?- spytał głos za nią
- To propozycja, czy sugestia?- odparła kokieteryjnym tonem
-Tym razem- szepnął nad jej uchem- Zwykła troska, jesteś cała mokra, przeziębisz się. Na te słowa dziewczyna prychnęła i odrzuciła w jego stronę płaszcz. Dracon uśmiechnął się pod nosem i po chwili poszedł za nią. Siedziała na parapecie, wpatrując się na coś za oknem. Stanął więc obok niej, szukając tego, co mogłoby ją zainteresować
-Lubię słuchać wiatru- powiedziała cicho po chwili- Wiatr niesie za sobą warkot, w którym słychać coś…coś jakby ludzkie słowa. Myślisz, że chce coś przekazać?
-Kto?
-No wiatr- odpowiedziała tonem, jakby to, co mówiła było oczywiste
-Możliwe…ale ciężko stwierdzić
-Nic nie mów, słuchaj- szepnęła kładąc palec na jego ustach. Wsłuchał się dokładnie. Słyszał tylko przerażające jęki, błagania, może płacz. To tylko przypomniało mu o strasznych wydarzeniach z przeszłości, która tak bardzo chciał wymazać z pamięci, Alea natomiast wydawała się być tymi dźwiękami zafascynowana. Zamknęła oczy i oparła policzek o szybę.
-Nic nie czujesz prawda? – spytała, a właściwie stwierdziła dziewczyna
-Czuję coś, czego nie chcę
-To nie jest miłe?
-Wręcz potworne
-Chciałbyś zapomnieć?
-Tak…ale to nie jest możliwe
-Wszystko jest możliwe, jeśli w to uwierzysz
-Problem w tym, Lea, że je już w nic nie wierzę- znowu ją tak nazwał, lecz tym razem przyszło to zupełnie naturalnie
-Każdy w coś wierzy, w Boga, w miłość, w przyjaźń…wszyscy znajdą coś dla siebie
-A Ty w co wierzysz?
-Nie pamiętam
-Jak możesz nie pamiętać, czegoś, co Cię kształtuje?
-Ciężko mi teraz stwierdzić, co w tym wszystkim jest prawdą, a co pamięcią. Nie mam pewności, że zawsze w coś wierzyłam, może tak nie było a ja to pamiętam, może nie pamiętam czegoś, co było dla mnie bardzo ważne. Ciężko wierzyć w to, co było
-Chcesz powiedzieć, że wierzysz tylko w to, co będzie?
-Nie mam wyboru Draco- odpowiedziała pogodnym głosem. Popatrzyła w jego stronę, przesunęła się, by być bliżej. Nie zapominaj. Patrzyli przed siebie w milczeniu. W ciemności każde z nich widziało coś innego. Draco poczuł, że Alea coraz bardziej się  o niego opiera. W odbiciu okiennym zobaczył, że zasnęła. Najdelikatniej jak mógł zaniósł ją do pokoju, położył na łóżku i przykrył. Sam poszedł do łazienki, by wziąć prysznic i uspokoić myśli. Gdy wychodził spojrzał na zegarek. 4.48. Ich impreza przeciągnęła się wyjątkowo długo. Wszedł do pokoju i spojrzał na dziewczynę, leżała zwinięta w kłębek, a na podłodze leżały jej ubrania. Musiała się na chwilę przebudzić i je zdjąć, widocznie nie było jej wygodnie, co go właściwie nawet nie zdziwiło. Walczył przez chwilę ze sobą, ale postanowił położyć się obok, był zmęczony, a łóżko było o wiele wygodniejsze niż mała kanapa w salonie. Usnął praktycznie natychmiast. Alea przekręciła się i patrzyła na niego. Patrzyła jak jego pierś spokojnie unosi się w górę, kiedy oddycha, jak marszczy mu się nos, jak blond kosmyki opadają na czoło. Odwróciła głowę i popatrzyła na zdjęcie, stojące na stoliku, które oświetlała uliczna lampa. Śliczna, ciemnowłosa dziewczyna patrzyła na nią wesoło. Ciemne oczy miały w sobie urocze iskierki. To ona. Przez chwilę wydawało się jej, że dziewczyna mrugnęła
-Nie martw się- szepnęła do siebie- Nie zabiorę Ci go

poniedziałek, 3 września 2012

17. Catch me


Alea powoli szykowała się do wyjścia. Ucieszyła się, kiedy zadzwoniła do niej Marlene z propozycją wspólnego wypadu. Długo się z nią nie widziała. Teraz spędzała czas głównie z Livią, by chociaż trochę ją udobruchać. Matt był wiecznie zajęty, był tak zawalony pracą, że nie miał czasu i siły na częste spotkania, ale ona to rozumiała. Może nawet było jej to na rękę. Za parę dni zaczyna się nowy rok akademicki, cieszyła się. Siedzenie w domu, lub samotne wałęsanie się po mieście jest okropnie nudne. Teoretycznie mogłaby znaleźć sobie jakąś pracę, tylko po co? Nawet rodzice mówili jej, by najpierw skończyła studia, a dopiero później zaczęła się rozglądać za jakimś zajęciem. Wiadome było, że tego zajęcia właściwie szukać nie musi, przecież miała już dawno załatwioną pracę. Przyjaciółka jej mamy, ma firmę architektoniczną w Londynie, posada tylko na nią czekała, więc nie musiała się o nic martwić. Nie jest tak, że Alea wszystko ma podstawione pod nos. Nie miałaby szans na pracę, gdyby nie miała talentu i pasji. Dostawała pieniądze, kiedy tylko o nie poprosiła, ale nie wydawała wszystkiego od razu na nowe ubrania, czy kilka par butów. Ciężko sobie wyobrazić, że dziewczyna pochodząca z tak bogatej rodziny, ma poukładane w głowie. Powinna wyrosnąć na rozpieszczoną, zarozumiałą pannę, która za nic ma innych ludzi, miała liczyć się tylko ona. Nie jest tak? Wyjrzała przez okno, nawet maleńki promyk słońca nie wyglądał zza chmur. Z cała pewnością będzie padać. Podeszła do szafy i zaczęła przebierać w ubraniach. Po kilkunastu minutach usiadła zrezygnowana, denerwując się, że nie może znaleźć nic odpowiedniego. Ze złością odkryła, że Livia pożyczyła jej ulubioną sukienkę. Nie miała pojęcia gdzie mogłaby być. Nie chciała do niej dzwonić, by się dowiedzieć. Miała wystarczająco dużo problemów, coś stało się z jej tatą, który i tak ostatnio sporo chorował. Nie wiedziała konkretnie co mu jest, ale musiało to być coś groźnego, skoro Livia, zaraz po telefonie od brata, zaczęła się pakować i pospiesznie wyjechała. Na pewno zostanie w Wilmslow przez tydzień, jeżeli stan jej taty się nie poprawi, może zostać dłużej, ale obiecała dzwonić tak często, jak będzie to możliwe. Zaczęła znowu przeglądać szafę. Bardzo dbała o to,  by zawsze wyglądać dobrze. Nie lubiła się stroić. Nie znosiła przesadnych błyskotek, krzykliwych zestawów kolorów, czy udziwnionych wzorów. Zawsze ubierała się z klasą,starannie. Jakby uważając, by ubrania nie odciągały uwagi od jej urody. Zdecydowała się, na luźny, długi, sięgający do połowy ud, szary sweter. Klasyczne, ciemne, wąskie spodnie i standardowo buty na obcasie, tego nie mogła sobie odmówić. Spojrzała  w stronę dużego lustra, znajdującego się w jej pokoju. Poprawiła makijaż, założyła długie, zielone kolczyki i udała się w stronę szafy na korytarzu, by ubrać płaszcz. Marlene powiedziała, że podejdą pod jej blok o 15. Była lekko spóźniona, ale na Aleę Salarin można przecież chwilę poczekać. Ostatni raz obejrzała się w lustrze, kontrolując, czy wszystko w jej wyglądzie jest nienaganne. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i powoli wyszła, zamykając mieszkanie. Wychodząc z klatki rozejrzała się dookoła. Zobaczyła, że czekają tylko Marlene, Adam i David. A on?
-Cześć, przepraszam, długo czekacie? – przywitała się, mówiąc przepraszającym głosem
-Cześć Alea!- Marlene podbiegła do niej, by ją uściskać.- Dosłownie parę minut, ale to nic, chodźmy! – widząc jak ciemnowłosa rozgląda się, szukając reszty, dodała- Chłopaki powinni zaraz do nas dołączyć, mieli coś do załatwienia
-Jasne- uśmiechnęła się do nich- Gdzie idziemy?
-Najpierw pod park, ten za twoim osiedlem, tam mamy poczekać na Mauro, Draco i Vincenta. Znając ich chwilę się spóźnią, ale to chyba mała strata-  odpowiedział Adam – Ale Ty nam lepiej opowiadaj, co się  Tobą działo przez te kilka dni. Nawet jednego telefonu, listu, nic! Martwiliśmy się.
-Przepraszam was, musiałam pozałatwiać kilka spraw na uczelni, chciałam pobyć trochę z Mattem i Livią, ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt dużo czasu. Chyba rozumiecie…strasznie ich zaniedbałam
-Jasne, że rozumiemy, ale zadzwonić to byś czasami mogła- odparł David- strasznie nudno było bez Ciebie, Marlene też nam uciekła, więc jakaś katastrofa
-Gdzie byłaś? – zainteresowała się Alea
-U rodziców, parę kilometrów za Londynem,  mama się rozchorowała, więc trochę z nią posiedziałam
-Już wszystko dobrze?
-Tak, dzięki, musi po prostu na siebie uważać. A co z Livią, słyszałam, że coś się stało z jej tatą
-Na razie do mnie nie dzwoniła, więc nic nie wiem- odparła nieco zmieszana. Czuła się głupio, wszyscy uważali je za najlepsze przyjaciółki, a ona nic nie wiedziała
-Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze
-Mam taką nadzieję
-Hej, a co u Matta? Jak mu idzie?- zapytał Adam
-W porządku, jest teraz na wyjeździe służbowym, wraca dopiero w środę.  Marudzi, że jest tam straszne zmieszanie, dużo roboty i tak dalej, ale czego się spodziewać po jego przełożonych, wiadomo było, że zawalą go robotą – westchnęła, ale po chwili uśmiechnęła się radośnie do idących w ich stronę znajomych. Mauro podbiegł do niej, jak zawsze ściskając tak mocno, że ledwo mogła oddychać. Vincent pomachał jej, szeroko się uśmiechając. A Draco jedynie popatrzył na nią z przebiegłym uśmieszkiem. To on.  Jego zachowanie trochę ją zdziwiło, ale postanowiła się nie odzywać. Odwróciła się w kierunku Adama i Vincenta, obok których teraz szła i zaczęła z nimi rozmawiać. Nie miała wcześniej okazji, by przebywać z nimi trochę dłużej. Owszem spotykali się taką grupą, ale jednak Alea rozmawiała zazwyczaj z Marlene i Mauro, więc właściwie nie znała reszty. Rozmawiała czasami z Draconem, ale wygląda na to, że tym razem nie będzie im to dane. Szli na oślep. Nikt nie wiedział, gdzie zajdą. Zwracali na siebie uwagę tych nieszczęśników, którzy musieli chodzić po obskurnych i brudnych uliczkach. Ktoś co chwila wybuchał śmiechem, ktoś się przekrzykiwał, któraś z dziewczyn piszczała, kiedy bez ostrzeżenia zostawała podniesiona do góry, przez któregoś z chłopaków. Co jakiś czas uspokajali się tak, że słychać było tylko miarowe stukanie obcasów, jednak  po kilku minutach ktoś znowu powiedział coś śmiesznego, czy złośliwego. Alea szła teraz między Mauro a Adamem, co chwila ocierając łzy które ciągle pojawiały się w jej oczach przez nieustający śmiech. David, Vincent i Marlene szli parę kroków za nimi, żywo o czymś rozmawiając. Na samym końcu, samotnie szedł Draco, wciąż obserwując kroczącą przed nim ciemnowłosą dziewczynę. Był tak pogrążony w swoich myślach, że nie zauważył, iż obok niego pojawiła się Marlene
-O czym myślisz?- spytała, przerywając jego rozmyślania
-O niczym ważnym- odparł, wciąż nie spuszczając oczu z Alei
-Czemu nie chcesz mi nic powiedzieć?
-Bo nie ma o czym mówić Marlene. –odwrócił się teraz w jej stronę- Naprawdę, nie musisz zaprzątać sobie niczym głowy. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Pamiętasz o czym rozmawialiśmy?
-My wciąż rozmawiamy, nie sposób tego wszystkiego spamiętać- odpowiedział wymijająco
-Dobrze wiesz o czym mówię- złapała go mocno za rękę, zmuszając, by szedł równo z nią
-Nie masz się o co martwić, przecież nic się nie dzieje
-Draco!- zawołała pretensjonalnym tonem- Przestań robić ze mnie idiotkę i odpowiedz, co Ty planujesz zrobić?
-Co planuję? Ja niczego nie planuję- uśmiechnął się do niej, -A teraz mogłabyś puścić moją rękę, odcinasz mi dopływ krwi
-Pamiętaj, że Cię ostrzegaliśmy i że…
-Tak, wiem. Ona nie jest sama
-Ja chyba jednak kompletnie Cię nie rozumiem- odparło zezłoszczona, po czym przyspieszyła kroku, by dogonić swojego chłopaka. Draco jedynie uśmiechnął się pobłażliwie i na nowo pogrążył się w swoich myślach. Chodzili kilka godzin, na dworze zrobiło się już praktycznie ciemno. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że dalszy spacer nie ma sensu, bo jest na niego zbyt zimno. Kiedy zorientowali się mniej więcej gdzie są, ruszyli w kierunku jednego z okolicznych barów. Nigdy tam nie byli, więc obawiali się obskurnej meliny, ale czekało ich miłe zaskoczenie. Bar bardzo przypominał ich „ Gist”. Kilka krzeseł przy dużym barze, stoliki na środku, sofy pod ścianami, brakowało tylko sceny. Zajęli stojące naprzeciwko siebie sofy w rogu pomieszczenia. Z radia płynęła wesoła muzyka, przy której kilka przebywających w barze osób tańczyło. Ludzi było sporo, zwyczajni, kompletnie nie różniący się od innych. Przyszli popracować, poczytać gazetę, czy tak jak oni, spotkać się ze znajomymi. Alea usiadła pod ścianą, z samego brzegu kanapy, by mieć widok na całą salę. Obok niej usiadła Marlene, a następnie Adam i David. Na drugiej sofie siedzieli Draco, Mauro i Vincent. Między nimi stał mały stolik, po chwili zawalony kuflami z piwem i popielniczkami. Dziewczyny rozmawiały cicho, między sobą, dzieląc się najnowszymi plotkami zasłyszanymi od znajomych. Nie zwracały nawet  szczególnej uwago na to, co dzieje się dookoła nich. Atmosfera między nimi rozluźniała się na równi z ilością wypitego alkoholu. Wszyscy zmieniali swoich rozmówców, przesiadali się, odchodzili, wracali, ktoś się dosiadał. Mauro z Davidem i Marlene poszli potańczyć. Vincent gdzieś zniknął, Adam kręcił się przy barze. Na sofach została tylko Alea z Draconem. Siedzieli obok siebie, rozmawiali, a raczej usiłowali rozmawiać, starając się przekrzyczeć coraz głośniejszą muzykę. Naglę znikąd pojawił się David i siłą zaciągnął Aleę na parkiet. Blondyn usiadł tak, by móc obserwować dziewczynę. Uważnie śledził każdy jej ruch, każdy chwiejnie postawiony krok, uśmiechał się, kiedy nie mogła wyrobić na robionych prze Davida obrotach. Przyglądał się, jak dziewczyna śmieje się, lekko zataczając. Obok niego usiadł Mauro z Marlene. Rozmawiali, śmiali się, pili jeszcze więcej. Żadne z nich nie kontrolowało w pełni tego, co mówi i robi. Wszyscy nagle się gdzieś rozproszyli. Każde  w innym miejscu, jakby zupełnie o sobie zapomnieli. Alea powoli szła w stronę pustych sof lekko się kołysząc. Rozejrzała się dookoła, ale nie dostrzegła nikogo, z kim przyszła. Stwierdziła, że dla niej impreza się skończyła. Jeszcze jedno piwo i mogłoby się to wszystko źle potoczyć. Ubrała płaszcz, zabrała torebkę i nie odwracając się, wyszła z baru. Po drodze minęła Dracona, chociaż nawet go nie zauważyła. Ten jednak, widząc, że dziewczyna wychodzi, wyszedł tuż za nią. Całą sytuację obserwowali stojący przy barze Marlene  i Mauro
-Myślisz, że powinniśmy ich zatrzymać?
-Są dorośli, chyba wiedzą co robią
-Widziałaś w jakim są stanie, raczej nie znają sobie z niczego sprawy
-Ostrzegaliśmy go Mauro, już raczej nie możemy nic zrobić- odpowiedziała spokojnie dziewczyna, wracając na sofę.
Alea bardzo powoli szła ulicą. Pilnowała się, by obcasy nie utknęły między płytami chodnikowymi. Było to bardzo trudne, biorąc pod uwagę ilość wypitego przez nią alkoholu. Będąc pod jego wpływem ciężko jest w ogóle chodzić, a co dopiero omijać dziury, kałuże i niebezpieczne studzienki kanalizacyjne. Kilkukrotnie prawie się przewróciła, ale jakoś udawało jej się utrzymać ciało w pionie. W pewnym momencie postawiła jednak źle nogę i z całą pewnością przewróciłaby się, gdyby nie ręka, która ją przytrzymała
-Uciekasz bez pożegnania, tak się nie robi- powiedział do niej blondyn pilnując, by znowu nie upadła
-Nie mam w zwyczaju się żegnać- westchnęła cicho
-Nie boisz się chodzić sama po Londynie? Tu chyba nie jest zbyt bezpiecznie, a Ty chyba nawet nie wiesz gdzie jesteś…
-Przecież nie jestem sama- odpowiedziała z czarującym uśmiechem, po czym zaczęła powoli iść w znanym jedynie jej kierunku. Draco przewrócił tylko oczami i poszedł za nią. Nie mógł pozwolić, by coś jej się stało
-Jesteś zupełnie pijana
-Ty też nie wyglądasz mi na trzeźwego- zaśmiała się cicho, po czym stanęła na środku chodnika patrząc w górę- Zaraz będzie padać, fajnie- spojrzała na chłopaka mrużąc powieki- Idziesz ze mną…czy wracasz?
-A gdzie idziemy?- spytał podchodząc i stając tuż obok niej.
-Przed siebie? - Dziewczyna przysunęła się na możliwie najmniejszą odległość, stanęła na palcach i szepnęła mu do ucha- Złap mnie- po czym pobiegła gdzieś ulicą. Draco stał przez chwilę zdezorientowany, lecz po chwili zaczął ją gonić, Prowadził go jej śmiech. Biegła, potykając się co chwila, śmiejąc się ze wszystkiego. Blondyn wreszcie ją dogonił, złapał za rękę i mocno przyciągnął do siebie
-I co teraz zrobisz? – spytała patrząc mu wyzywająco w oczy. Mam Cię.
 

sobota, 1 września 2012

16.Marlene


Marlene siedziała na małej, kremowej kanapie czytając książkę. Dookoła walały się ubrania i gazety. Na stole leżało opakowanie po pizzy i kilka szklanek. Zza drzwi łazienki dobiegał śpiew Mauro, który właśnie brał prysznic. Rozejrzała się z niesmakiem po pomieszczeniu. Było dosyć małe, więc panujący bałagan sprawiał, że ciężko było się tam poruszać. Ale czego wymagać od faceta? Mauro został na kilka dni sam w mieszkaniu, ponieważ Marlene musiała pojechać na parę dni do chorej mamy. Obiecał może nie tyle sprzątać, a nie zmienić mieszkania w zatęchłą i śmierdzącą ruinę. Cóż, właściwie jej dotrzymał, wszystko stało, nie na swoich miejscach, ale stało. Powoli wstała i zaczęła zbierać resztki jedzenia i opakowania po nich do kosza. Wiedziała, że nie doczeka się tego, że Mauro sam zacznie sprzątać. Wciąż nie mogła się nadziwić, jak to się stało, że są razem. Poznali się kilka lat wcześniej. Marlene przyjaźniła się z Leailą, poznały się w sierocińcu, ale Marlene opuściła go po krótkim czasie. Miała to szczęście i została adoptowana. Starały się utrzymywać ze sobą kontakt, ale opiekunowie domu dziecka nie pomagali im w tym, więc po jakimś czasie kontakt się urwał. Jakimś sposobem dowiedziała się, że Leaila wyszła z sierocińca, zaczęła jej szukać, udało się po paru miesiącach. Pomogła stanąć na nogi, podnieść z dna, na które zdążyła upaść. Wspierała w nowym życiu, torując jej drogę. To dzięki niej Leaila i Draco byli razem. Udało się jej załagodzić panujące między nimi konflikty, kierowała nimi, by pozbyli się uprzedzeń. Uśmiechała się tryumfalnie, kiedy zobaczyła, że ta dwójka zaczyna się docierać i mogą sobie nawzajem pomóc. Wtedy trochę się wycofała, pozwoliła, by robili to, co uważają za słuszne. Ale oni nie zapomnieli, byli zawsze, o każdej godzinie. Ciężko było o silniejszą przyjaźń. Dracon poznał je ze swoimi przyjaciółmi. Adam, Vincent, David i Mauro. Chyba nikt nawet nie podejrzewał, jak ogromna może być nienawiść. Dogryzali sobie na każdym kroku, nie mogli praktycznie przebywać w swoim towarzystwie. Marlene uważała, że Mauro gwiazdorzy, że kreuje się na wielkiego artystę, a nic nie zrobił. Z kolei Mauro sądził, że Marlene jest złośliwa, dziecinna i ogromnie zarozumiała. Nie było możliwości, by się dogadywali. Nadal nie wiedzą kiedy zaprzestali tych dziecinnych zachowań. Zaczęli się tolerować, mogli nawet przebywać w jednym pomieszczeniu nie chcąc wydrapać sobie wzajemnie oczu. Potem coś w nich pękło. Wspólny cel? Zbliżyli się do siebie, okazali sobie duże wsparcie, którego potrzebowali. Wspólne tajemnice?  Okazało się, że potrafią się zrozumieć, bez słów, wiedzieli co powinni robić i robili to razem. Pomóżcie. Mauro wyszedł z łazienki zostawiając mokre ślady na podłodze, podszedł do swojej dziewczyny, pocałował ją w policzek, po czym zaczął szukać w lodówce czegoś do jedzenia.
-Raczej nic tam nie znajdziesz- powiedziała niosąc pełny worek ze śmieciami
-Nie zrobiłaś zakupów?- spytał, lecz widząc mordercze spojrzenie dodał z pośpiechem- Tak tylko pytałem
-Mógłbyś czasami sam o tym pomyśleć
-Przecież robię zakupy…
-Tak, kiedy przychodzą chłopaki i ograniczasz się raczej do piwa i chipsów
-No nie złość się. Ubiorę się i pójdę- przygarnął Marlene do siebie i cmoknął w czubek głowy- Właśnie, Draco niedługo wpadnie, nie masz nic przeciwko?
-Jasne, że nie- westchnęła dziewczyna- Tylko posprzątaj tu, bo strach się poruszać
-To tylko Draco- mruknął pod nosem
-To aż Draco. Mógłbyś w tym brać z niego przykład. Nawet jego łazienka jest czystsza od czegokolwiek w tym domu, kiedy Ty tu jesteś
 -Po prostu Draco…
-Ani słowa! Idę pod prysznic, kiedy wyjdę, połowa tego horroru ma zniknąć i nie obchodzi mnie jak to zrobisz
-Ale żebym musiał sprzątać przed przyjściem kumpla?
-Musisz sprzątać, żeby dało się tu oddychać i normalnie funkcjonować. Jakim cudem udało Ci się doprowadzić to mieszkanie do takiego stanu?- widząc, że Mauro chce coś odpowiedzieć, zaraz dodała- Dobra, wcale nie chcę tego wiedzieć.
Nie miała pojęcia ile czasu stała pod wodą. W tej kabinie coś sprawia, że dookoła czas płynie szybciej. Miała dużo czasu, by przemyśleć to, co działo się przez ostatnie miesiące. Zazwyczaj nie wracała do przeszłości, za bardzo bolała. Bolała ją świadomość, że nie ma już najlepszej przyjaciółki. Nie pokazywała, jak bardzo cierpiała po jej stracie, chociaż ona musiała być silna. Dla Dracona. Zupełnie się załamał, wie, że nadal bardzo cierpi, chociaż stara się to ukrywać przed wszystkimi, a zwłaszcza przed sobą. Ciężko stwierdzić, czy była to miłość życia, trwała zbyt krótko. Nie miała pojęcia jak mu pomóc, mogła tylko przy nim być i rozmawiać. Nie umiała go pocieszyć. Nie mogła powiedzieć „wszystko będzie dobrze”, bo nie będzie. Przez to, jak czuł się Draco praktycznie nikt nie zwracał uwagi na to, co ona czuje. Nikt nie pomyślał, że cierpi równie mocno. Ale może to dobrze? Marlene była silniejsza, przeżyła dużo, ale jej przeszłość nie była tak traumatyczna jak przeszłość Dracona. Nie, żeby wiedziała co się  działo, zanim na stałe zamieszkał w Londynie. Nawet Leaila tego nie wiedziała. Tak długo jak mnie kochasz, nie obchodzi mnie to, kim byłeś i co robiłeś. Wiedziała, że było mu ciężko, że nie mógł sobie poradzić z tym, co go otaczało. Żałował  wielu rzeczy, które zrobił, ale to już nie było ważne. To było kiedyś. Usłyszała dzwonek do drzwi. Mauro biegnąc je otworzyć coś przewrócił. Draco po wejściu zaczął się śmiać. Miał dobry humor, to dobrze, nie czeka ich kolejny smutny dzień pełen wspomnień. Wyszła spod prysznica, powoli wycierała ciało, ubrała się w świeże ubrania. Przejechała dłonią po zaparowanym lustrze. Popatrzyła sobie prosto w oczy. Zawsze obecne wesołe iskierki w zielonych tęczówkach trochę wygasły. Kiedy była sama nie musiała być wesoła. I tak nikt jej nie widzi. Rozczesała długie, mokre i poskręcane włosy, lekko je podsuszyła. Z westchnięciem oparła dłoń na klamce i wyszła z ciepłej łazienki. Mauro krzątał się po kuchni wstawiając naczynia do zlewu, zdążył się nawet ubrać. Draco siedział przy oknie, patrząc i uśmiechając się ironicznie w stronę sprzątającego przyjaciela. Nie miał zamiaru mu pomagać, zawsze mu powtarzał, że musi zapanować nad swoją tendencją do robienia bałaganu gdziekolwiek się pojawi. Uśmiechnął się w stronę Marlene, wskazując głową na krzesło obok siebie
-Nie wierzę w to, co widzę- szepnął do niej- Jak Ci się to udało?
-Chyba uraziłam jego dumę
-Taak, wygląda na obrażonego
-Ja wszystko słyszę- mruknął Mauro
-Słońce, jak już skończysz to skoczysz do sklepu?- spytała przymilnie Marlene
-Jasne- wycedził przez zęby- Chyba nie jestem wam potrzebny
-Nie przesadzaj, powietrze dobrze Ci zrobi, tutaj ledwo można oddychać
-Już idę, jakieś specjalne życzenia księżniczko?
-Zdaję się na Ciebie- odpowiedziała z uśmiechem, na co Mauro mamrocząc coś cicho wyszedł z mieszkania, a Draco śmiał się pod nosem
-Jak możesz tak wykorzystywać biednego Mauro? Tyle do zrobienia na raz- powiedział wciąż się śmiejąc
-Należy mu się…kompletnie nic nie robi. Mógłby być bardziej pożyteczny- odpowiedziała całkiem poważnie
-Aż tak źle?
-Jeszcze gorzej…mam wrażenie, że zamiast chłopaka mam dziecko. Leaila nie miała z Tobą takich problemów- odpowiedziała, po czym zamyśliła się przez chwilę
-Myślisz o niej czasami?- zapytał cicho
-Praktycznie cały czas. Kiedy jestem na zakupach zastanawiam się, czy ta bluzka by się jej spodobała. Zastanawiam się, co by mi poradziła, kiedy nie mogę się z czymś uporać. Ciągle mam wrażenie, że zaraz wróci- westchnęła- Trzymasz się jakoś?
-Jest coraz lepiej- przyznał szczerze- Mam wrażenie…że jest ciągle przy mnie
-Zawsze będzie…Hej, mieliśmy już dać z tym spokój…
-Jasne, masz rację. Jak z Twoją mamą? – odparł zmieniając temat
-Dużo lepiej, za bardzo się przemęczała  i takie efekty. Tata obiecał, że się za nią weźmie, bardzo żałuję, że nie mogłam z nią dłużej zostać, ale zawaliłabym pracę
-Jestem przekonany, że sobie poradzą. Potrafili wychować takiego dzikusa, to z tym nie dadzą rady? A to za co?- spytał rozcierając sobie żebra, w miejscu, gdzie znalazł się łokieć Marlene
-Za tego dzikusa- odpowiedziała śmiejąc się i wstając z krzesła, by uniknąć zemsty z jego strony. Mimo tego, że byli po studiach, pracowali i teoretycznie byli dorosłymi, poważnymi ludźmi, nadal zachowywali się jak dzieci. Ganiali po domu, przekrzykiwali, łapali, tarzali po podłodze, rzucali sobą nawzajem. Jakby chcieli nadrobić, bo w końcu żadne z nich nie miało normalnego dzieciństwa. Draconowi nie wypadało tak się bawić. To było poniżej jego godności i dobrych manier. Poza tym, nawet gdyby bardzo chciał, nie miałby z kim się wygłupiać. Wszystkie z dzieci, którymi mógł się otaczać były dokładnie takie same. Poważne, ciche, skryte. Marlene z kolei wczesne dzieciństwo spędziła w sierocińcu. Czas w którym dzieciaki mogły się bawić spędzała zamknięta w pokoju, przez swoje złe zachowanie. Kiedy państwo Cooper ją adoptowali miała 12 lat. Była zbuntowaną nastolatką i wychowanie jej na porządną osobę było nie lada wyzwaniem. Stracone lata nadrabiali teraz. Przy sobie czuli się zupełnie swobodnie. Żadne z nich nie miało na sobie maski, które przybierali na co dzień. Ich wygłupy zostały przerwane, kiedy rozpędzona Marlene wpadła na wchodzącego do kuchni Mauro.
-Po ile wy macie lat? – spytał rozbawiony, idąc do blatu, by tam odłożyć zakupy, wlokąc za sobą Marlene, która uczepiła się jego pleców
-Wystarczająco- sapnęła zdyszana- Ej, może wyjdziemy gdzieś dzisiaj? Taki ładny dzień, przykro by było go zmarnować
-To znaczy gdzie?- spytał Draco siadając zmęczony na krześle
-Możemy połazić po mieście, potem tak dla odmiany klub, co wy na to?
-Tak sami?
-Draconie Lucjuszu Malfoyu, czy w naszym towarzystwie coś Ci nie odpowiada?- spytała groźnie Marlene
-A skąd…tak tylko pytam- odparł unosząc ręce w górę w geście „poddania”
-Czyli jak zawsze z chłopkami?
-Wiesz jacy są, nawet jak im nie powiesz, to wszędzie nas znajdą
- No, więc nic nowego
-Może jeszcze Alea? – wtrącił Mauro, na co Draco odwrócił się do niego, wyraźnie zadowolony
-Świetnie!- zawołała Marlene- Ale chyba wypada zaprosić też resztę- lekko się skrzywiła
-Niekoniecznie, spotkałem się z nią wczoraj- na te słowa Draco uniósł brew do góry, widząc to, Mauro pospiesznie dodał- Przypadkiem, wpadliśmy na siebie na mieście. Wierzysz? Powiedziała, że zostaje na kilka dni sama, Matt wyjechał służbowo, a Livia wróciła do Wilmslow, coś się stało z jej tatą i musiała do niego pojechać.
-No, to wszystko jasne! Zaraz do niej zadzwonię, mam nadzieję, że się zgodzi…co ja mówię, na pewno się zgodzi. Och, już się nie mogę doczekać!- krzyknęła, po czym wybiegła z kuchni, by z salonu zadzwonić do znajomej. Draco odwrócił się do okna, tak, że Mauro widział tylko jego profil. Na twarzy blondyna pojawił się chytry uśmiech
-Ty  coś kombinujesz- powiedział Mauro, przyglądając się przyjacielowi z uwagą
-Czemu tak myślisz?- chłopak odwrócił się do niego, krzyżując ręce na piersi, uśmiech nie schodził mu z twarzy
-Znamy się wystarczająco długo…Draco…nie rób niczego głupiego, jasne? Ona nie jest…
-Obiecuję Ci.- przerwał mu-  Że nie zrobię nic, czego mógłbym potem żałować


PS: Dedykuję Marii, która wciąż mnie wspiera, pomaga, po prostu jest :))

Obserwatorzy