poniedziałek, 3 września 2012

17. Catch me


Alea powoli szykowała się do wyjścia. Ucieszyła się, kiedy zadzwoniła do niej Marlene z propozycją wspólnego wypadu. Długo się z nią nie widziała. Teraz spędzała czas głównie z Livią, by chociaż trochę ją udobruchać. Matt był wiecznie zajęty, był tak zawalony pracą, że nie miał czasu i siły na częste spotkania, ale ona to rozumiała. Może nawet było jej to na rękę. Za parę dni zaczyna się nowy rok akademicki, cieszyła się. Siedzenie w domu, lub samotne wałęsanie się po mieście jest okropnie nudne. Teoretycznie mogłaby znaleźć sobie jakąś pracę, tylko po co? Nawet rodzice mówili jej, by najpierw skończyła studia, a dopiero później zaczęła się rozglądać za jakimś zajęciem. Wiadome było, że tego zajęcia właściwie szukać nie musi, przecież miała już dawno załatwioną pracę. Przyjaciółka jej mamy, ma firmę architektoniczną w Londynie, posada tylko na nią czekała, więc nie musiała się o nic martwić. Nie jest tak, że Alea wszystko ma podstawione pod nos. Nie miałaby szans na pracę, gdyby nie miała talentu i pasji. Dostawała pieniądze, kiedy tylko o nie poprosiła, ale nie wydawała wszystkiego od razu na nowe ubrania, czy kilka par butów. Ciężko sobie wyobrazić, że dziewczyna pochodząca z tak bogatej rodziny, ma poukładane w głowie. Powinna wyrosnąć na rozpieszczoną, zarozumiałą pannę, która za nic ma innych ludzi, miała liczyć się tylko ona. Nie jest tak? Wyjrzała przez okno, nawet maleńki promyk słońca nie wyglądał zza chmur. Z cała pewnością będzie padać. Podeszła do szafy i zaczęła przebierać w ubraniach. Po kilkunastu minutach usiadła zrezygnowana, denerwując się, że nie może znaleźć nic odpowiedniego. Ze złością odkryła, że Livia pożyczyła jej ulubioną sukienkę. Nie miała pojęcia gdzie mogłaby być. Nie chciała do niej dzwonić, by się dowiedzieć. Miała wystarczająco dużo problemów, coś stało się z jej tatą, który i tak ostatnio sporo chorował. Nie wiedziała konkretnie co mu jest, ale musiało to być coś groźnego, skoro Livia, zaraz po telefonie od brata, zaczęła się pakować i pospiesznie wyjechała. Na pewno zostanie w Wilmslow przez tydzień, jeżeli stan jej taty się nie poprawi, może zostać dłużej, ale obiecała dzwonić tak często, jak będzie to możliwe. Zaczęła znowu przeglądać szafę. Bardzo dbała o to,  by zawsze wyglądać dobrze. Nie lubiła się stroić. Nie znosiła przesadnych błyskotek, krzykliwych zestawów kolorów, czy udziwnionych wzorów. Zawsze ubierała się z klasą,starannie. Jakby uważając, by ubrania nie odciągały uwagi od jej urody. Zdecydowała się, na luźny, długi, sięgający do połowy ud, szary sweter. Klasyczne, ciemne, wąskie spodnie i standardowo buty na obcasie, tego nie mogła sobie odmówić. Spojrzała  w stronę dużego lustra, znajdującego się w jej pokoju. Poprawiła makijaż, założyła długie, zielone kolczyki i udała się w stronę szafy na korytarzu, by ubrać płaszcz. Marlene powiedziała, że podejdą pod jej blok o 15. Była lekko spóźniona, ale na Aleę Salarin można przecież chwilę poczekać. Ostatni raz obejrzała się w lustrze, kontrolując, czy wszystko w jej wyglądzie jest nienaganne. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i powoli wyszła, zamykając mieszkanie. Wychodząc z klatki rozejrzała się dookoła. Zobaczyła, że czekają tylko Marlene, Adam i David. A on?
-Cześć, przepraszam, długo czekacie? – przywitała się, mówiąc przepraszającym głosem
-Cześć Alea!- Marlene podbiegła do niej, by ją uściskać.- Dosłownie parę minut, ale to nic, chodźmy! – widząc jak ciemnowłosa rozgląda się, szukając reszty, dodała- Chłopaki powinni zaraz do nas dołączyć, mieli coś do załatwienia
-Jasne- uśmiechnęła się do nich- Gdzie idziemy?
-Najpierw pod park, ten za twoim osiedlem, tam mamy poczekać na Mauro, Draco i Vincenta. Znając ich chwilę się spóźnią, ale to chyba mała strata-  odpowiedział Adam – Ale Ty nam lepiej opowiadaj, co się  Tobą działo przez te kilka dni. Nawet jednego telefonu, listu, nic! Martwiliśmy się.
-Przepraszam was, musiałam pozałatwiać kilka spraw na uczelni, chciałam pobyć trochę z Mattem i Livią, ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt dużo czasu. Chyba rozumiecie…strasznie ich zaniedbałam
-Jasne, że rozumiemy, ale zadzwonić to byś czasami mogła- odparł David- strasznie nudno było bez Ciebie, Marlene też nam uciekła, więc jakaś katastrofa
-Gdzie byłaś? – zainteresowała się Alea
-U rodziców, parę kilometrów za Londynem,  mama się rozchorowała, więc trochę z nią posiedziałam
-Już wszystko dobrze?
-Tak, dzięki, musi po prostu na siebie uważać. A co z Livią, słyszałam, że coś się stało z jej tatą
-Na razie do mnie nie dzwoniła, więc nic nie wiem- odparła nieco zmieszana. Czuła się głupio, wszyscy uważali je za najlepsze przyjaciółki, a ona nic nie wiedziała
-Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze
-Mam taką nadzieję
-Hej, a co u Matta? Jak mu idzie?- zapytał Adam
-W porządku, jest teraz na wyjeździe służbowym, wraca dopiero w środę.  Marudzi, że jest tam straszne zmieszanie, dużo roboty i tak dalej, ale czego się spodziewać po jego przełożonych, wiadomo było, że zawalą go robotą – westchnęła, ale po chwili uśmiechnęła się radośnie do idących w ich stronę znajomych. Mauro podbiegł do niej, jak zawsze ściskając tak mocno, że ledwo mogła oddychać. Vincent pomachał jej, szeroko się uśmiechając. A Draco jedynie popatrzył na nią z przebiegłym uśmieszkiem. To on.  Jego zachowanie trochę ją zdziwiło, ale postanowiła się nie odzywać. Odwróciła się w kierunku Adama i Vincenta, obok których teraz szła i zaczęła z nimi rozmawiać. Nie miała wcześniej okazji, by przebywać z nimi trochę dłużej. Owszem spotykali się taką grupą, ale jednak Alea rozmawiała zazwyczaj z Marlene i Mauro, więc właściwie nie znała reszty. Rozmawiała czasami z Draconem, ale wygląda na to, że tym razem nie będzie im to dane. Szli na oślep. Nikt nie wiedział, gdzie zajdą. Zwracali na siebie uwagę tych nieszczęśników, którzy musieli chodzić po obskurnych i brudnych uliczkach. Ktoś co chwila wybuchał śmiechem, ktoś się przekrzykiwał, któraś z dziewczyn piszczała, kiedy bez ostrzeżenia zostawała podniesiona do góry, przez któregoś z chłopaków. Co jakiś czas uspokajali się tak, że słychać było tylko miarowe stukanie obcasów, jednak  po kilku minutach ktoś znowu powiedział coś śmiesznego, czy złośliwego. Alea szła teraz między Mauro a Adamem, co chwila ocierając łzy które ciągle pojawiały się w jej oczach przez nieustający śmiech. David, Vincent i Marlene szli parę kroków za nimi, żywo o czymś rozmawiając. Na samym końcu, samotnie szedł Draco, wciąż obserwując kroczącą przed nim ciemnowłosą dziewczynę. Był tak pogrążony w swoich myślach, że nie zauważył, iż obok niego pojawiła się Marlene
-O czym myślisz?- spytała, przerywając jego rozmyślania
-O niczym ważnym- odparł, wciąż nie spuszczając oczu z Alei
-Czemu nie chcesz mi nic powiedzieć?
-Bo nie ma o czym mówić Marlene. –odwrócił się teraz w jej stronę- Naprawdę, nie musisz zaprzątać sobie niczym głowy. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Pamiętasz o czym rozmawialiśmy?
-My wciąż rozmawiamy, nie sposób tego wszystkiego spamiętać- odpowiedział wymijająco
-Dobrze wiesz o czym mówię- złapała go mocno za rękę, zmuszając, by szedł równo z nią
-Nie masz się o co martwić, przecież nic się nie dzieje
-Draco!- zawołała pretensjonalnym tonem- Przestań robić ze mnie idiotkę i odpowiedz, co Ty planujesz zrobić?
-Co planuję? Ja niczego nie planuję- uśmiechnął się do niej, -A teraz mogłabyś puścić moją rękę, odcinasz mi dopływ krwi
-Pamiętaj, że Cię ostrzegaliśmy i że…
-Tak, wiem. Ona nie jest sama
-Ja chyba jednak kompletnie Cię nie rozumiem- odparło zezłoszczona, po czym przyspieszyła kroku, by dogonić swojego chłopaka. Draco jedynie uśmiechnął się pobłażliwie i na nowo pogrążył się w swoich myślach. Chodzili kilka godzin, na dworze zrobiło się już praktycznie ciemno. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że dalszy spacer nie ma sensu, bo jest na niego zbyt zimno. Kiedy zorientowali się mniej więcej gdzie są, ruszyli w kierunku jednego z okolicznych barów. Nigdy tam nie byli, więc obawiali się obskurnej meliny, ale czekało ich miłe zaskoczenie. Bar bardzo przypominał ich „ Gist”. Kilka krzeseł przy dużym barze, stoliki na środku, sofy pod ścianami, brakowało tylko sceny. Zajęli stojące naprzeciwko siebie sofy w rogu pomieszczenia. Z radia płynęła wesoła muzyka, przy której kilka przebywających w barze osób tańczyło. Ludzi było sporo, zwyczajni, kompletnie nie różniący się od innych. Przyszli popracować, poczytać gazetę, czy tak jak oni, spotkać się ze znajomymi. Alea usiadła pod ścianą, z samego brzegu kanapy, by mieć widok na całą salę. Obok niej usiadła Marlene, a następnie Adam i David. Na drugiej sofie siedzieli Draco, Mauro i Vincent. Między nimi stał mały stolik, po chwili zawalony kuflami z piwem i popielniczkami. Dziewczyny rozmawiały cicho, między sobą, dzieląc się najnowszymi plotkami zasłyszanymi od znajomych. Nie zwracały nawet  szczególnej uwago na to, co dzieje się dookoła nich. Atmosfera między nimi rozluźniała się na równi z ilością wypitego alkoholu. Wszyscy zmieniali swoich rozmówców, przesiadali się, odchodzili, wracali, ktoś się dosiadał. Mauro z Davidem i Marlene poszli potańczyć. Vincent gdzieś zniknął, Adam kręcił się przy barze. Na sofach została tylko Alea z Draconem. Siedzieli obok siebie, rozmawiali, a raczej usiłowali rozmawiać, starając się przekrzyczeć coraz głośniejszą muzykę. Naglę znikąd pojawił się David i siłą zaciągnął Aleę na parkiet. Blondyn usiadł tak, by móc obserwować dziewczynę. Uważnie śledził każdy jej ruch, każdy chwiejnie postawiony krok, uśmiechał się, kiedy nie mogła wyrobić na robionych prze Davida obrotach. Przyglądał się, jak dziewczyna śmieje się, lekko zataczając. Obok niego usiadł Mauro z Marlene. Rozmawiali, śmiali się, pili jeszcze więcej. Żadne z nich nie kontrolowało w pełni tego, co mówi i robi. Wszyscy nagle się gdzieś rozproszyli. Każde  w innym miejscu, jakby zupełnie o sobie zapomnieli. Alea powoli szła w stronę pustych sof lekko się kołysząc. Rozejrzała się dookoła, ale nie dostrzegła nikogo, z kim przyszła. Stwierdziła, że dla niej impreza się skończyła. Jeszcze jedno piwo i mogłoby się to wszystko źle potoczyć. Ubrała płaszcz, zabrała torebkę i nie odwracając się, wyszła z baru. Po drodze minęła Dracona, chociaż nawet go nie zauważyła. Ten jednak, widząc, że dziewczyna wychodzi, wyszedł tuż za nią. Całą sytuację obserwowali stojący przy barze Marlene  i Mauro
-Myślisz, że powinniśmy ich zatrzymać?
-Są dorośli, chyba wiedzą co robią
-Widziałaś w jakim są stanie, raczej nie znają sobie z niczego sprawy
-Ostrzegaliśmy go Mauro, już raczej nie możemy nic zrobić- odpowiedziała spokojnie dziewczyna, wracając na sofę.
Alea bardzo powoli szła ulicą. Pilnowała się, by obcasy nie utknęły między płytami chodnikowymi. Było to bardzo trudne, biorąc pod uwagę ilość wypitego przez nią alkoholu. Będąc pod jego wpływem ciężko jest w ogóle chodzić, a co dopiero omijać dziury, kałuże i niebezpieczne studzienki kanalizacyjne. Kilkukrotnie prawie się przewróciła, ale jakoś udawało jej się utrzymać ciało w pionie. W pewnym momencie postawiła jednak źle nogę i z całą pewnością przewróciłaby się, gdyby nie ręka, która ją przytrzymała
-Uciekasz bez pożegnania, tak się nie robi- powiedział do niej blondyn pilnując, by znowu nie upadła
-Nie mam w zwyczaju się żegnać- westchnęła cicho
-Nie boisz się chodzić sama po Londynie? Tu chyba nie jest zbyt bezpiecznie, a Ty chyba nawet nie wiesz gdzie jesteś…
-Przecież nie jestem sama- odpowiedziała z czarującym uśmiechem, po czym zaczęła powoli iść w znanym jedynie jej kierunku. Draco przewrócił tylko oczami i poszedł za nią. Nie mógł pozwolić, by coś jej się stało
-Jesteś zupełnie pijana
-Ty też nie wyglądasz mi na trzeźwego- zaśmiała się cicho, po czym stanęła na środku chodnika patrząc w górę- Zaraz będzie padać, fajnie- spojrzała na chłopaka mrużąc powieki- Idziesz ze mną…czy wracasz?
-A gdzie idziemy?- spytał podchodząc i stając tuż obok niej.
-Przed siebie? - Dziewczyna przysunęła się na możliwie najmniejszą odległość, stanęła na palcach i szepnęła mu do ucha- Złap mnie- po czym pobiegła gdzieś ulicą. Draco stał przez chwilę zdezorientowany, lecz po chwili zaczął ją gonić, Prowadził go jej śmiech. Biegła, potykając się co chwila, śmiejąc się ze wszystkiego. Blondyn wreszcie ją dogonił, złapał za rękę i mocno przyciągnął do siebie
-I co teraz zrobisz? – spytała patrząc mu wyzywająco w oczy. Mam Cię.
 

6 komentarzy:

  1. Alea tak bardzo kojarzy mi się z Bellatrix w tej notce! piękna w swoim szaleństwie :D

    // hermiones-diary

    OdpowiedzUsuń
  2. szary, długi sweter bardzo fajny, pewnie ładny, pewnie z Łodzi. ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. ostatnia scena najlepsza na świecie *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. muzykę dopasowałaś idealnie, a notki są coraz lepsze o ile to jeszcze możliwe ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna notka. No normalnie widziałam tą parę jak biegali koło budynków. Umiesz uwieść czytelnika :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy