Miarowe stukanie obcasów. Powoli, ostrożnie, nie spiesz się. Mijała stare kamienice,
jedne z najstarszych w Londynie. Chodniki, z dziurami w kilku miejscach nie
przeszkadzały nawet tak bardzo jak zwykle. Długie, jasne włosy opadały jej na
plecy. Przeczesała kosmyki bladą dłonią, by zabrać je ze śnieżnobiałej twarzy.
Odsłoniła oczy. Złe. O intensywnie bursztynowym odcieniu. Rozglądała się
uważnie, szukała kogoś. Mam cię. Już
na nią czekała. Drobna brunetka odwróciła się w jej stronę. Patrzyła na nią
swoimi wielkimi, brązowymi oczyma w których zaszkliły się łzy. Czemu płakała?
Czemu płakała, chociaż na jej twarzy był najszczerszy i najbardziej radosny z
uśmiechów. Złapała ją za rękę i mocno ścisnęła. Nie powiedziała ani słowa,
dalej rozglądała się po okolicy. Stały przy czarnej, metalowej barierce. Za
nimi nadzwyczaj spokojnie płynęła rzeka, obijając się o łodzie, które przybiły
do portu. Dziwne miejsce, z jednej strony ogromna przestrzeń, wolność, jedyną
przeszkodą była woda, która pozornie spokojna, była najgroźniejszym, co mogło
kogoś spotkać. Z drugiej strony wielkie, stare budynki zabierające przestrzeń,
przytłaczające. Do barierek przymocowane stery ze statków, jakby miały one
przypominać o tym, że zawsze można coś zmienić, obrać inną drogę. Tylko czemu
tych sterów nie dało się poruszyć? Czemu wcale nie możemy niczego zmienić,
czemu możemy po prostu przyjąć to, co nas czeka? Wyższa z kobiet spojrzała na
swoją dłoń, wciąż będącą w uścisku drugiej. Na ich palcach błyszczały srebrne
obrączki, zupełnie inne. Na obu jednak wygrawerowano litery. „A.M.” i „L.D.” tak dużo znaczące, tak wiele mówiące. Brunetka ścisnęła
mocniej dłoń, sprawiając, że blondynka patrzyła teraz na nią. Dwie pary oczu
się spotkały. Jedna- bursztynowa, zimna, pozbawiona uczuć i druga- ciepła i
dobra. Brunetka poruszała ustami, zaczęła coś mówić, ale nie wydobył się z niej
żaden dźwięk. Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech, by się uspokoić i spróbowała
ponownie. Znów to samo, w jej oczach zabłyszczały łzy. Blondynka patrzyła na
nią zupełnie zdezorientowana, bursztynowe oczy lekko się zwęziły, złowrogi
odcień zaczął ustępować. Zamiast niego pojawił się tajemniczy, ciemnoniebieski,
już pełen zrozumienia. Jeśli wiesz co. Położyła
blada dłoń na dłoni towarzyszki. Delikatne, długie palce zacisnęła na drobnej,
drżącej dłoni, gładząc ją uspokajająco. Obrączki błyszczały w słońcu, jakby nie
chcąc, by o nich zapomniano. To przez nie się spotkały, przez ich znaczenie,
przez ich wartość. Były czymś więcej, niż ozdobą, były symbolem, niezwykle
ważnym symbolem. Chcę powiedzieć. Łzy
płynęły po rumianych policzkach brunetki, z tej ogromnej bezradności. Uspokoiła
się po chwili, ponownie wzięła głęboki wdech, by potem głośno wypuścić
powietrze. Uśmiechnęła się przepraszająco do niebieskookiej, po czym spojrzała
ponownie na rzekę, jakby to w niej miały być wszystkie odpowiedzi i wszystkie
słowa, których nie można wypowiedzieć. Nagle jej oczy powiększyły się z
przerażenia. Zaczęła się powoli cofać, puszczając rękę znajomej. Tamta
spojrzała w tym samym kierunku, ale nie dostrzegła niczego, co mogłoby tak
przestraszyć brunetkę. Zamknęła na chwilę oczy, by bardziej się skupić, a po
chwili usłyszała straszny krzyk. Tak bardzo przerażający. Myślała, że to tamta
kobieta krzyczy. Otworzyła oczy, a obraz przed nią był zupełnie inny. Nie było
już wielkiej rzeki i starych budynków. Była jasna ściana, ciemna szafa i biurko
zawalone książkami, a krzyk który przed chwilą słyszała, należał do jej samej.
Podniosła się po pozycji siedzącej ciężko oddychając. Rozejrzała się, nerwowo
czegoś szukając, na stoliku po jej lewej stronie leżała mała karteczka,
zapisana starannym, eleganckim pismem. Wzięła ją do ręki i starając się skupić,
połączyła litery w wiadomość.
„Musiałem
wyjść do pracy. O 14 przyjdzie Ann z Heleną, wszystko co będzie Wam potrzebne,
macie w pokoju. Bądź ostrożna. D.”
Powoli wszystko się układa. Jest w pokoju Dracona, czyli
dokładnie tam, gdzie powinna się znajdować. Zebrała włosy z twarzy, odruchowo
kontrolując ich kolor. Takie jak zwykle, ciemno kasztanowe. Więc czemu w tym
dziwnym śnie była blondynką? Czemu śniło się jej coś takiego i kim była ta
brunetka. Była pewna, że ją widziała. Czy to było kolejne z jej wspomnień?
Wizje zazwyczaj pojawiają się podczas snu. Położyła kartkę na poduszce i powoli
podniosła się z łóżka, obciągając na dół koszulkę blondyna, która była
zdecydowanie za krótka. Jej ubrania wisiały na oparciu krzesła, czyli tam,
gdzie rano położył je chłopak. Uśmiechnęła się lekko do siebie, wracając pamięcią
do wydarzeń sprzed kilku godzin. Ciekawiło ją, w jakim stanie pojawią się u
niej dziewczyny, biorąc pod uwagę, że z całą pewnością imprezowały o wiele
dłużej od niej. Podniosła szklankę z woda, która zostawił dla niej Dracon i
przeniosła wzrok na szafkę stojącą po „jej” stronie łóżka, by zobaczyć która
jest godzina. Wskazówki wskazywały 12.47, miała więc jeszcze chwilę do
przyjścia dziewczyn. Jej uwagę przykuła ramka, leżąca na szafce zdjęciem do
dołu. Pamiętała ją, pamiętała, że była tam zawsze, ale za nic nie mogła
przypomnieć sobie co było na zdjęciu i nie wiedziała, czemu nagle Draco
postanowił ją tak położyć. Podeszła tam i postawiła ramkę w normalnej pozycji i
robiąc krok w tył rzuciła na nie okiem, właściwie nie zwracając uwagi na to,
kto jest na zdjęciu, coś jednak sprawiło, że spojrzała na nie ponownie.
Szklanka którą trzymała w dłoni upadła na podłogę, rozbijając się z trzaskiem.
Ze zdjęcia patrzyła na nią dziewczyna ze snu. Te same brązowe włosy, te same
brązowe oczy, drobna dłoń ze srebrną obrączką. Leaila.
Siedziała na podłodze w łazience. Krople wody spływały z
mokrych włosów, mocząc całą koszulkę, ale ona zupełnie nie zwracała na to uwagi.
Myślała o swoim śnie. O tym, czemu Leaila pojawiła się w jej śnie, kolejny raz.
Wszystko powoli się układało. Poprzednie wizje, zupełnie nie pasujące do
niczego. Już wie czemu za nic nie mogła nawet skojarzyć, że coś takiego mogło
mieć miejsce. To nie były jej wspomnienia, tylko wspomnienia Leaili. Czemu to
widzi? Czemu już któryś raz śni jej się coś z jej życia. Przecież nie miały ze
sobą zupełnie nic wspólnego. Nie znały się, to jest absolutnie pewne. Ona była
z Francji, to tam spędziła prawie całe życie, nie było opcji, żeby się
spotkały, nawet wtedy, kiedy już była w Londynie. Podniosła się z zimnych kafelków.
Zdjęła z siebie już zupełnie mokrą koszulkę i rzuciła ją w kąt pomieszczenia. Związała włosy wysoko nad
głową, po czym skierowała się do pokoju Dracona, szukając w nim czegoś, w co
mogłaby się ubrać. Kiedy zakładała jedną z czarnych koszul, leżących na
komodzie usłyszała ciche pukanie. Powoli podeszła do drzwi i delikatnie je
uchyliła, uśmiechając się promiennie do trzech, stojących w progu dziewczyn.
Wpuściła je do środka i ruchem ręki skierowała do kuchni. Marlene ciężko opadła
na jedno z krzeseł, kładąc głowę na stole i ciężko wzdychając. Ann pokręciła
pobłażliwie głową, ale przez zbyt gwałtowny ruch sama skrzywiła się z bólu.
Jedynie Helena nie okazywała zbyt widocznych oznak poimprezowego nastroju, za
to rozglądała się z ciekawością po kuchni Malfoya. Alea parsknęła pod nosem, po
czym postawiła na stole cztery szklanki z wodą.
-Miało cię tu nie być.- zwróciła się do Marlene
-Mam wyjść?- mruknęła, nawet nie podnosząc głowy ze stołu
-Wiesz, że nie o to mi chodzi
-No tak, gdybyś pomyślała, zorientowałabyś się, że Draco
raczej nie wie o tym, że tu będę, powód jest chyba wiadomy. – podniosła na nią
oczy i przyjrzała się uważnie cieniom pod oczami i bardzo wyraźnym oznakom
zmęczenia.- Ciężka noc?- spytała ze złośliwym uśmiechem
-Na pewno nie tak bardzo jak twoja- odparła karcąc ją
wzrokiem, na co blondynka jedynie wzruszyła ramionami
-Może przejdziemy do tego, po co właściwie tu przyszłyśmy?-
spytała Ann
-Ja przyszłam wam tylko przeszkadzać, swoją robotę wykonuję
genialnie- odparła Marlene, szeroko się uśmiechając.
-To jak, próbowałaś sama zacząć coś ćwiczyć?- spytała
Helena, ignorując przyjaciółkę
-Ciężko rzucać zaklęcia, kiedy nawet nie wiem jak brzmią
formułki i jak operować różdżką, chyba w
szkole nie znosiłam zaklęć…
-Nie znosi się rzeczy, których się nie umie. Jak mogłaś nie
umieć rzucać zaklęć skoro jesteś czarownicą? – zapytała Marlene, nie kryjąc
zupełnego niezrozumienia
-Widocznie machanie różdżką po prostu nie było moją mocną
stroną
-Jeej, to musisz być beznadziejna w czarach
-Niekoniecznie- wtrąciła Helena.- Nazywasz się Salarin, nie
ma możliwości, żebyś była kiepską czarownicą.
-Czyli co, jeśli ja nazywam się Cooper, to musze być…
-Zamilcz.- przerwała jej Helena, na co blondynka usiadła
głębiej na krześle i obrażona skrzyżowała ręce na piersi.- Słuchaj Alea, nie
wiem ile z tego co wiem jest prawda, a ile to jakaś marna legenda, ale wszystko
może się przydać. Rodzina Salarin to bardzo stary, czystokrwisty ród. Mówi się,
że w porównaniu z nimi nawet Malfoyów można nazwać szlamami, a to o czymś świadczy.
Stare rody zazwyczaj mają w swoich szeregach bardzo potężnych magów.
- Przecież mogłam być wyjątkiem. Wiesz coś o moich
rodzicach, dziadkach, kimkolwiek?
-Obiło mi się o uszy coś o twoim bracie…
-Mam brata? –spytała zaskoczona, ale zachowała spokój, o ile
było to możliwe
-Na pewno miałaś, nie słyszałam o nim już od jakiegoś czasu, ale kiedy byłam
w drugiej klasie, on właśnie kończył Hogwart.
-Wiesz co się potem z nim stało?
-Nie, od czasu Bitwy niczego o nim nie słyszałam, właściwie był
ostatnim z rodu o którym było coś wiadomo.
-A rodzice?
-Nigdy nie miałam z nimi styczności, tylko się o nich
słyszało, sam Claw podobno niezbyt chętnie się o nich wypowiadał. Wiem, że w
ostatnim roku wyniósł się z ich
posiadłości.
-Z Francji?
-Zgadza się
-Nie rozumiem tylko, czemu Claw uczył się w Hogwarcie, skoro
jako czystokrwisty mógł pójść do Durmstrangu, to była szkoła bardziej
odpowiednia dla niego- wtrąciła Ann
-Widocznie jego rodzice chcieli inaczej, Frollo z tego co
wiem też był z Hogwartu
-A…a moja mama?- spytała Alea, chociaż ostatnie słowo ledwo
przeszło jej przez gardło
-Akademia Magii Beauxbatons
-Czyli tam, gdzie ja podobno byłam?
-Tak, ciekawe czemu wysłali was do innych szkół, no i czemu
nie wiadomo nic o twoim istnieniu. –zastanawiała się Helena
-Może faktycznie po prostu wyczyszczono pamięć wszystkim,
który mieli jakikolwiek kontakt z Aleą? –zgadywała Marlene
-Kto byłby na tyle zdesperowany, żeby latać po całym świecie
i rzucać obliviate na wszystkich?
-Ten, który rzucił je na mnie i zadbał o wszystko, żebym nie
zorientowała się, że coś jest nie tak
-A propos tego nie tak, nie zastanawiało cię nigdy, czemu
masz inne nazwisko niż reszta twojej rodziny? Mnie by się rzucało w oczy…
-Marlene, wyobraź sobie, że któregoś dnia budzisz się w
obcym domu, ktoś mówi ci, że jest twoją rodziną, przyjaciółką, chłopakiem,
dowiadujesz się wszystkiego po kolei, naprawdę myślisz, że miałam głowę do
tego, żeby się zastanawiać, czemu jest tak, a nie inaczej. A odbiegając, mój
„tata” zginął w wypadku samochodowym, kiedy byłam bardzo mała, ten obecny jest
jej drugim mężem.
-Ma sens…- mruknęła cicho Marlene. Alea podeszła do okna i
usiadła na parapecie, opierając się o szybę.
-Jak myślicie, kto mógł to zrobić? – spytała Alea głosem tak
obojętnym, jakby od odpowiedzi nie zależało zupełnie nic.
-Problem w tym, że w zasadzie każdy- odparła Helena,
siadając na krześle obok Ann
-No to nam za bardzo nie pomogło- mruknęła Marlene,
przeciągając się
-Masz jakiś pomysł? Chętnie wysłucham.- warknęła Ann
-Nie unoś się tak, mnie też to wszystko irytuje. Sama
przyznasz, że ta uwaga jednak nic nie wniosła, więc po co mówić coś, co nic nie
wnosi? A poza tym to….
-Ktoś mi powie po co właściwie ją tu zabrałyśmy? -spytała Helena.- Bo jak na razie, to różdżka
świerzbi do rzucenia jakiegoś uroku
-Dobrze, już nic nie powiem. Nawet jak coś wymyślę. Nic.
-Nie chcę przerywać, ale niedługo wróci Draco, a my nie
zrobiłyśmy nic, zgadnijmy do kogo będzie miał potem pretensje, bo na pewno nie
do mnie- powiedziała Alea zeskakując z parapetu, zgarniając różdżkę do ręki.
-Tak od razu do czarów? Nie chcesz poczytać najpierw jak
trzymać różdżkę, czy nauczyć się zaklęć?- spytała Ann
-Im wcześniej zaczniemy, tym lepiej. W końcu kiedyś to
umiałam, przecież to nie może być aż tak trudne.- odparła pewnym głosem,
przyglądając się swojej różdżce. Najwyższy czas.
Dracon delikatnie nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Musi
uświadomić Aleę, że zostawianie ich otwartych nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza,
jeśli w domu ma się ksiązki do zaklęć, składniki do eliksirów i samej jest się początkującą czarownicę.
Odwiesił płaszcz na miejsce i nadstawił uszu, by zlokalizować dziewczynę. Kiedy
jednak nie usłyszał żadnego dźwięku zaniepokojony
zaczął rozglądać się po mieszkaniu. Nie było jej w salonie, pokoju, łazience, z duszą na
ramieniu wszedł do kuchni i odetchnął z ulgą,
kiedy zobaczył sylwetkę dziewczyny
opierającą się o blat kuchenny.
-Dziewczyny już poszły?
-Witaj Draco, bardzo się cieszę, że już jesteś, pytasz co u
mnie? Wspaniale spędziłam niezwykle interesujący dzień, musze przyznać, że
rzucanie zaklęć jest niezwykle łatwym zajęciem. To miłe, że do nauczenia mnie
tego poprosiłeś Ann, zamiast sam to zrobić. Och daj spokój, nie przepraszaj, wyręczając
się nią właściwie zrobiłeś mi ogromną przysługę. W końcu co to za różnica, czy
uczy cię i krytykuje jeden czarodziej, czy więcej…
-Nauczyłaś się czegoś? –spytał od niechcenia, przeglądając
leżącą na stoliku gazetę.
-Tak, cruciatusa, chcesz sprawdzić?
-Może po kolacji.- mruknął nie podnosząc wzroku ze strony,
zupełnie ją ignorując. Alea zacisnęła pięści i wpatrywała się z blondyna w
oczekiwaniu, że ten wreszcie na nią spojrzy. Jest coś, czego Aleandra Salarin nie
znosi bardziej od luk w pamięci. Ignorowania jej osoby. Wlepiła wzrok w gazetę,
jakby ona była winna całemu złu, a po chwili uśmiechnęła się tryumfalnie, kiedy
zaskoczony Dracon odrzucił na podłogę palącą się lekturę. Spojrzał na nią i z
wyrzutem powiedział:
-Czytałem to…
-Tak mi przykro- mruknęła cicho
-Dobra, wiemy już, że potrafisz podpalać gazety, zgasisz to?
-Nie, tego się jeszcze nie nauczyłam- powiedziała cicho,
robiąc przy tym niewinna minę. Draco wziął do ręki różdżkę, wypowiedział pod
nosem zaklęcie, a po chwili po palącym się papierze nie było śladu.
-Chodzi ci o coś konkretnego, czy jesteś złośliwa tak dla
zasady?- spytał biorąc do ręki kubek z kawą, którą wcześniej zrobiła dla niego
Alea.
-Mogłeś mnie uprzedzić, że to nie ty będziesz mnie uczyć
zaklęć.
-To by coś zmieniło?
-Tak, dużo.
-Nie rozumiem, przecież lubisz się z dziewczynami, co za
różnica kto nauczy cię machać różdżką?- Alea na te słowa jedynie zmierzyła go
surowym wzrokiem i przeniosła się na parapet, odwracając się do blondyna
plecami. Ten westchnął głęboko zrezygnowany i stanął obok niej. – Nie chodzi
tylko o to, prawda? Coś się stało?
-Nic, poza tym, że zaczynam wariować. – mruknęła smętnie
-Rozwiniesz to?- spytał, odwracając dziewczynę, by patrzyła
na niego
-Znowu mam dziwne sny, jakieś chore wizje, dowiaduję się nowych
rzeczy, ten natłok informacji mnie przerasta. Nagle wszystko odwraca się do
góry nogami, nie wiem jak się w tym odnaleźć, to trudniejsze, niż się
spodziewałam.
-Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
-Wiem, ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Jeszcze
trochę, a skończę na stałe w świętym Mungu
-I tak trzymasz się zaskakująco dobrze, właściwie nawet się
zastanawiałem co jest z tobą nie tak, skoro jeszcze się nie złamałaś.
-Daj mi trochę czasu i więcej wspomnień, moja psychika tego
nie zniesie.- odparła uśmiechając się lekko do niego, po czym zeskoczyła z
parapetu i podniosła kubek z blatu, upijając łyk kawy. Wydała po chwili jęk
niezadowolenia, kiedy Draco zabrał go jej z rąk, uśmiechając się przy tym
szeroko. Z oburzeniem wymalowanym na twarzy odeszła od niego kilka kroków,
skupiając wzrok na naczyniu. Blondyn zorientował się, że dziewczyna coś planuje,
więc w porę odsunął go od siebie. Po
chwili uśmiechnął się z pobłażaniem, kiedy kubek pękł w taki sposób, że w jego
dłoni zostało jedynie jego ucho, a cała reszta znajdowała się na podłodze.
-Zanim zniszczysz wszystko w tym domu naucz się zaklęcia reparo,
jest bardzo przydatne.
-Jasne, ale najpierw nauczę się tych bardziej potrzebnych,
na przykład niewybaczalnych.
-Myślisz, że nauczysz się zaklęcia uśmiercającego w dzień?
-Nikt nie powiedział, że w dzień, ale w trzy powinnam sobie
poradzić.- uśmiechnęła się delikatnie, po czym skierowała swoje kroki do
wyjścia.
-Alea…jest jedna bardzo ważna sprawa…-powiedział Draco,
nagle sobie o czymś przypominając.
-Jaka?
-Gdzie masz swoją różdżkę?
-Została w salonie, a co…och…- zatrzymała się i oparła o
ścianę.- Czy ja właśnie rzuciłam zaklęcia baz niej?
-Właśnie rzuciłaś niewerbalne zaklęcie bez użycia różdżki,
jesteś pewna, że potrzebujesz naszej pomocy?- spytał chłopak, nie mogąc wyjść
ze zdziwienia.
-Cóż…-zamyśliła się dziewczyna.- Jeszcze nie umiem reparo. W
końcu to takie przydatne.- Uśmiechnęła się szeroko do blondyna, by po chwili
zniknąć za drzwiami.