- Ile razy mam Ci tłumaczyć,
że nie masz o co mieć do mnie pretensji?
-Błagam Cię, ciągle znikasz
na całe dnie, nic nie mówisz, zupełnie
ignorujesz mnie, co jeszcze mogę przeżyć, ale odsuwasz od siebie Matta. Czy Ty
nadal nie pojmujesz ile wszyscy dla Ciebie poświęcili? Mogłabyś pokazać chociaż
odrobinę wdzięczności, zainteresowania tym co się u nas dzieje, ale nie, liczy
się tylko Alea Salarin
-Rozumiem, że teraz
codziennie, do końca życia mam dziękować wam za to, że też rzuciliście studia i
wróciliście do Wilmslow chociaż nikt was o to nie prosił? A może powinnam
przebywać tylko w waszym towarzystwie , żadnych innych znajomych?
-Zachowujesz się, jakbyśmy
przestali istnieć, ciągle spotykasz się z tą, jak jej tam, Marlene- powiedziała
Livia z wyrzutem, tracąc cierpliwość
-Czyli o to Ci chodzi-
powiedziała po chwili Alea- Nie masz mi za złe, że zaczynam żyć na nowo, że
zaczynam wychodzić, w końcu sama mówiłaś, że muszę wziąć się w garść, Ty po
prostu nie chcesz, żebym widywała się z Marlene
-Wcale nie- wycedziła przez
zęby, czerwona ze złości Livia
-Jesteś najzwyczajniej w
świecie zazdrosna o to, że dogaduję się z kimś innym
-Powinnaś uważać komu
zaczynasz ufać- powiedziała patrząc prosto jej w oczy
-Słucham?
-Nawet nie wiesz, jakie ma
zamiary wobec Ciebie, nie znasz jej
-Ciebie też nie!- wykrzyczała jej w twarz, ale po chwili stwierdziła, że
nieco przesadziła. Nie miała jednak czasu, by powiedzieć coś innego, bo Livia
wybiegła z ich domu trzaskając drzwiami
-Świetnie, po prostu
rewelacyjnie- syknęła wściekle, przewracając krzesło, które upadło na podłogę z
wielkim hukiem. W przypływie emocji zaczęła pakować rzeczy do torby, ubrała
płaszcz i wyszła na zewnątrz, idąc w przypadkowo wybranym kierunku. Oczy piekły
ją od powstrzymywania łez, chciała płakać ze wściekłości, ale czuła, że to by
było nie na miejscu, w końcu nie zrobiła nic złego. Nic, tylko skrzywdziłaś kogoś,
komu na Tobie zależy. Nie miała pojęcia ile szła, nie zwracała na to
uwagi. Była pogrążona w myślach, ocknęła się dopiero, gdy zobaczyła przed sobą
znajomy szyld.
„ Gist”- pomyślała, nie
wiedząc, co ją tu przygnało, ale była zbyt zmęczona, by iść gdzieś dalej.
Weszła do środka, zamówiła kieliszek wina i usiadła przy stoliku w rogu sali,
odwracając się tyłem do wejścia. Stolik oświetlała lampka nad jej głową, co
dawało przyjemne światło. Upiła łyk półwytrawnego wina i wyjęła szkicownik.
Przeglądała swoje stare projekty, nigdy nikomu nie pokazane. Jako studentka
architektury miała ich pełno. Przypomniała sobie o projekcie domu, który miała
wykonać dla profesora Krebsa. Miało to byś znaczące dla jej przyszłości na
uniwersytecie, teoretycznie, bo przecież musiała udowodnić, że jeszcze może tam
studiować, w praktyce nikt nie musiał wiedzieć, że dziekan jest dobrym znajomym
jej taty. I wszystko jest dawno załatwione, mimo to, Alea postanowiła
udowodnić, że jest zdolna i ma pełne prawo do stypendium naukowego. Zaczęła
rysować. Po paru kieliszkach wina dom nabierał kształtów. Przerwała na chwilę
rysowanie i przyjrzała się temu, co powstało. Dom był duży, przypominał nieco
starą kamienicę, miał okna średniej wielkości o kwadratowym kształcie, dach był
półokrągły, co dodawało budynkowi tajemniczości. Uwagę przyciągały drzwi,
którym Alea poświęciła sporo czasu, zdobiąc je szczegółowymi detalami, co nieco
złagodziło ich potężny wygląd. Była nawet zadowolona z efektu.- Trochę poprawek
i może coś tego będzie- pomyślała z uśmiechem.
-Słyszałem, że picie w
samotności, to pierwszy krok do alkoholizmu- powiedział ktoś za jej plecami
-To może powinnam
zainwestować w lustro- mruknęła niechętnie odwracając się, ale po chwili na jej
twarzy zagościł przyjazny uśmiech
-A może w towarzystwo?-
odparł chłopak z uśmiechem
-Lustro zawsze będzie się ze
mną zgadzać, ale cóż…Przysiądziesz się i uchronisz mnie, od stoczenia się na
margines społeczny?. Blondyn w odpowiedzi uśmiechnął się i zajął miejsce obok
-Czemu jesteś sama? Wiem, że
Matt pracuje, ale Twoja przyjaciółka, Livia?
-Pokłóciłyśmy się, a
właściwie...wymieniłyśmy poglądami- urwała- Nic ważnego- dodała widząc jego
pytające spojrzenie
-Jasne, co robisz?- spytał z
zaciekawieniem. Zachowywał się inaczej niż wszyscy, inni o coś pytają wcale nie
oczekując odpowiedzi
-Robię projekt domu, dla
profesora z mojej uczelni. Dał mi wolną rękę, więc narysowałam to. Ten dom
dosyć długo siedział mi w głowie, więc
postanowiłam, że…Draco, wszystko dobrze?- urwała widząc jak chłopak wpatrywał
się w szkic z szeroko otwartymi oczami i bardzo nieodgadnionym wzrokiem
-Co? A ta, jasne- powiedział
„wracając’ do rzeczywistości
-Byłaś kiedyś na Elkhorn Street?
-Nie- odpowiedziała
zaskoczona- A powinnam?
-Sam nie wiem- zmieszał się
chłopak- Myślę, że jest tam coś, co może Cię zainteresować
-Czyli?
-Masz dzisiaj trochę czasu?
-Nawet sporo- odparła
zdziwiona dziewczyna
-To zbieraj się, jedziemy na
wycieczkę- powiedział wstając i pomagając dziewczynie zebrać rzeczy. – Co ja
właściwie robię- pomyślała Alea- Praktycznie go nie znam, a idę za nim nie
wiadomo gdzie. Było w nim coś, czego się bała, nie, nie bała, lekko obawiała.
Nie wiadomo co mu chodziło po głowie. Prowadził ją na parking za klubem
-To co, wsiadasz?- spytał
otwierając jej drzwi do eleganckiego samochodu. Prze chwilę biła się z myślami.
Spojrzała mu w oczy. Były…sama nie wiedziała jak je określić. Poza faktem, że
miały stalowo niebieski kolor, nie potrafiła nic więcej z nich odczytać. Nie
bój się.
-Jasne- odpowiedziała z
uśmiechem. Jechali, długo, godzinę, półtorej? Nie liczyli tego, droga mijała im
na rozmowie. Śmiali się, żartowali, potem stawali się poważni, poruszali ważne
kwestie, by po chwili znowu śmiać się niemal do łez. Jakbyś znała go od lat.
Powiedział cichy głos w jej głowie. Tak się teraz czuła, mimo tego, że nie
wiedziała o nim nic, rozmawiała jak ze starym znajomym. Chciała przerwać chwile
ciszy, ale zauważyła, że Dracon stał się nieco spięty, jakby nieswój. Nieswój?
Skąd możesz wiedzieć, jak on się zachowuje? Zjechał na pobocze i
zatrzymał samochód
-Jesteśmy – powiedział nieco
zmienionym głosem do zdezorientowanej dziewczyny. Po chwili jakby się opamiętał
i uśmiechnął się promiennie, po czym wysiadł i otworzył jej drzwi
-Co to…Gdzie my jesteśmy? –
spytała, przełykając ze strachem ślinę
-Na pewno nigdy tu nie byłaś?
-Nigdy – odpowiedziała
zgodnie z prawdą, chociaż niczego nie była już pewna
-Jesteśmy na Elkhorn Street,
a to jest jeden z najstarszych budynków w mieście
-Co tu było? – spytała
patrząc na dom w opłakanym stanie, ale niemal identyczny do tego, który
rysowała kilka godzin temu
-Dom dziecka i on nadal tu
jest- powiedział patrząc na Alee która z każdą chwilą coraz bardziej bladła.
PS: Wyskoczyła magiczna liczba ponad 1000 wyświetleń, za co bardzo,bardzo dziękuję. Najbardziej dziękuję Marii, za ogromne wsparcie, Magdzie oraz "O" które dodawały mi motywacji swoimi komentarzami :)))
:* to za podziękowanie :D
OdpowiedzUsuńnotka jest rewelacyjna. sama z resztą wiesz, że w głowie siedzi nam to samo, co zaczyna być ostatnio dość przerażające.
w każdym razie jestem strasznie ciekawa, co dalej. masz pisać dużo i często, bo jak nie, to przyjdę z toporem i łeb utnę :* i będzie łohohohoh o matko. i będziesz w czarnej dupie. i Twoi fani też. :*
// hermiones-diary
masz niesamowity blog. Dzięki, że go piszesz :)
OdpowiedzUsuńbardzo,bardzo miło jest mi to czytać :)))))
Usuń;* dalej tak pisz, a dalej będę wspierać ;D
OdpowiedzUsuńŁoooł. Tyle jestem w stanie powiedzieć ... Podoba mi się styl w jaki piszesz. Sorry, ale muszę się zagłębić w tę historię od początku :D
OdpowiedzUsuńto. jest. genialne. absolutnie. niesamowite.
OdpowiedzUsuńuwielbiam to opowiadanie i strasznie się cieszę i dziękuję, że tak często dodajesz rozdziały, oby tak dalej, niech wena będzie z Tobą :D
kiedy napiszesz książkę? B)
jutro *_*
Usuń// hermiones-diary