czwartek, 16 sierpnia 2012

10. Orfelinat


- Ile razy mam Ci tłumaczyć, że nie masz o co mieć do mnie pretensji?
-Błagam Cię, ciągle znikasz na całe dnie, nic nie mówisz,  zupełnie ignorujesz mnie, co jeszcze mogę przeżyć, ale odsuwasz od siebie Matta. Czy Ty nadal nie pojmujesz ile wszyscy dla Ciebie poświęcili? Mogłabyś pokazać chociaż odrobinę wdzięczności, zainteresowania tym co się u nas dzieje, ale nie, liczy się tylko Alea Salarin
-Rozumiem, że teraz codziennie, do końca życia mam dziękować wam za to, że też rzuciliście studia i wróciliście do Wilmslow chociaż nikt was o to nie prosił? A może powinnam przebywać tylko w waszym towarzystwie , żadnych innych znajomych?
-Zachowujesz się, jakbyśmy przestali istnieć, ciągle spotykasz się z tą, jak jej tam, Marlene- powiedziała Livia z wyrzutem, tracąc cierpliwość
-Czyli o to Ci chodzi- powiedziała po chwili Alea- Nie masz mi za złe, że zaczynam żyć na nowo, że zaczynam wychodzić, w końcu sama mówiłaś, że muszę wziąć się w garść, Ty po prostu nie chcesz, żebym widywała się z Marlene
-Wcale nie- wycedziła przez zęby, czerwona ze złości Livia
-Jesteś najzwyczajniej w świecie zazdrosna o to, że dogaduję się z kimś innym
-Powinnaś uważać komu zaczynasz ufać- powiedziała patrząc prosto jej w oczy
-Słucham?
-Nawet nie wiesz, jakie ma zamiary wobec Ciebie, nie znasz jej
-Ciebie też nie!- wykrzyczała  jej w twarz, ale po chwili stwierdziła, że nieco przesadziła. Nie miała jednak czasu, by powiedzieć coś innego, bo Livia wybiegła z ich domu trzaskając drzwiami
-Świetnie, po prostu rewelacyjnie- syknęła wściekle, przewracając krzesło, które upadło na podłogę z wielkim hukiem. W przypływie emocji zaczęła pakować rzeczy do torby, ubrała płaszcz i wyszła na zewnątrz, idąc w przypadkowo wybranym kierunku. Oczy piekły ją od powstrzymywania łez, chciała płakać ze wściekłości, ale czuła, że to by było nie na miejscu, w końcu nie zrobiła nic złego. Nic, tylko skrzywdziłaś kogoś, komu na Tobie zależy. Nie miała pojęcia ile szła, nie zwracała na to uwagi. Była pogrążona w myślach, ocknęła się dopiero, gdy zobaczyła przed sobą znajomy szyld.
„ Gist”- pomyślała, nie wiedząc, co ją tu przygnało, ale była zbyt zmęczona, by iść gdzieś dalej. Weszła do środka, zamówiła kieliszek wina i usiadła przy stoliku w rogu sali, odwracając się tyłem do wejścia. Stolik oświetlała lampka nad jej głową, co dawało przyjemne światło. Upiła łyk półwytrawnego wina i wyjęła szkicownik. Przeglądała swoje stare projekty, nigdy nikomu nie pokazane. Jako studentka architektury miała ich pełno. Przypomniała sobie o projekcie domu, który miała wykonać dla profesora Krebsa. Miało to byś znaczące dla jej przyszłości na uniwersytecie, teoretycznie, bo przecież musiała udowodnić, że jeszcze może tam studiować, w praktyce nikt nie musiał wiedzieć, że dziekan jest dobrym znajomym jej taty. I wszystko jest dawno załatwione, mimo to, Alea postanowiła udowodnić, że jest zdolna i ma pełne prawo do stypendium naukowego. Zaczęła rysować. Po paru kieliszkach wina dom nabierał kształtów. Przerwała na chwilę rysowanie i przyjrzała się temu, co powstało. Dom był duży, przypominał nieco starą kamienicę, miał okna średniej wielkości o kwadratowym kształcie, dach był półokrągły, co dodawało budynkowi tajemniczości. Uwagę przyciągały drzwi, którym Alea poświęciła sporo czasu, zdobiąc je szczegółowymi detalami, co nieco złagodziło ich potężny wygląd. Była nawet zadowolona z efektu.- Trochę poprawek i może coś tego będzie- pomyślała z uśmiechem.
-Słyszałem, że picie w samotności, to pierwszy krok do alkoholizmu- powiedział ktoś za jej plecami
-To może powinnam zainwestować w lustro- mruknęła niechętnie odwracając się, ale po chwili na jej twarzy zagościł przyjazny uśmiech
-A może w towarzystwo?- odparł chłopak z uśmiechem
-Lustro zawsze będzie się ze mną zgadzać, ale cóż…Przysiądziesz się i uchronisz mnie, od stoczenia się na margines społeczny?. Blondyn w odpowiedzi uśmiechnął się i zajął miejsce obok
-Czemu jesteś sama? Wiem, że Matt pracuje, ale Twoja przyjaciółka, Livia?
-Pokłóciłyśmy się, a właściwie...wymieniłyśmy poglądami- urwała- Nic ważnego- dodała widząc jego pytające spojrzenie
-Jasne, co robisz?- spytał z zaciekawieniem. Zachowywał się inaczej niż wszyscy, inni o coś pytają wcale nie oczekując odpowiedzi
-Robię projekt domu, dla profesora z mojej uczelni. Dał mi wolną rękę, więc narysowałam to. Ten dom dosyć długo siedział mi  w głowie, więc postanowiłam, że…Draco, wszystko dobrze?- urwała widząc jak chłopak wpatrywał się w szkic z szeroko otwartymi oczami i bardzo nieodgadnionym wzrokiem
-Co? A ta, jasne- powiedział „wracając’ do rzeczywistości
-Byłaś kiedyś na  Elkhorn Street?
-Nie- odpowiedziała zaskoczona- A powinnam?
-Sam nie wiem- zmieszał się chłopak- Myślę, że jest tam coś, co może Cię zainteresować
-Czyli?
-Masz dzisiaj trochę czasu?
-Nawet sporo- odparła zdziwiona dziewczyna
-To zbieraj się, jedziemy na wycieczkę- powiedział wstając i pomagając dziewczynie zebrać rzeczy. – Co ja właściwie robię- pomyślała Alea- Praktycznie go nie znam, a idę za nim nie wiadomo gdzie. Było w nim coś, czego się bała, nie, nie bała, lekko obawiała. Nie wiadomo co mu chodziło po głowie. Prowadził ją na parking za klubem
-To co, wsiadasz?- spytał otwierając jej drzwi do eleganckiego samochodu. Prze chwilę biła się z myślami. Spojrzała mu w oczy. Były…sama nie wiedziała jak je określić. Poza faktem, że miały stalowo niebieski kolor, nie potrafiła nic więcej z nich odczytać. Nie bój się.
-Jasne- odpowiedziała z uśmiechem. Jechali, długo, godzinę, półtorej? Nie liczyli tego, droga mijała im na rozmowie. Śmiali się, żartowali, potem stawali się poważni, poruszali ważne kwestie, by po chwili znowu śmiać się niemal do łez. Jakbyś znała go od lat. Powiedział cichy głos w jej głowie. Tak się teraz czuła, mimo tego, że nie wiedziała o nim nic, rozmawiała jak ze starym znajomym. Chciała przerwać chwile ciszy, ale zauważyła, że Dracon stał się nieco spięty, jakby nieswój. Nieswój? Skąd możesz wiedzieć, jak on się zachowuje? Zjechał na pobocze i zatrzymał samochód
-Jesteśmy – powiedział nieco zmienionym głosem do zdezorientowanej dziewczyny. Po chwili jakby się opamiętał i uśmiechnął się promiennie, po czym wysiadł i otworzył jej drzwi
-Co to…Gdzie my jesteśmy? – spytała, przełykając ze strachem ślinę
-Na pewno nigdy tu nie byłaś?
-Nigdy – odpowiedziała zgodnie z prawdą, chociaż niczego nie była już pewna
-Jesteśmy na Elkhorn Street, a to jest jeden z najstarszych budynków w mieście
-Co tu było? – spytała patrząc na dom w opłakanym stanie, ale niemal identyczny do tego, który rysowała kilka godzin temu
-Dom dziecka i on nadal tu jest- powiedział patrząc na Alee która z każdą chwilą coraz bardziej bladła. 




PS: Wyskoczyła magiczna liczba ponad 1000 wyświetleń, za co bardzo,bardzo dziękuję. Najbardziej dziękuję Marii, za ogromne wsparcie, Magdzie oraz  "O" które dodawały mi motywacji swoimi komentarzami :)))



7 komentarzy:

  1. :* to za podziękowanie :D
    notka jest rewelacyjna. sama z resztą wiesz, że w głowie siedzi nam to samo, co zaczyna być ostatnio dość przerażające.
    w każdym razie jestem strasznie ciekawa, co dalej. masz pisać dużo i często, bo jak nie, to przyjdę z toporem i łeb utnę :* i będzie łohohohoh o matko. i będziesz w czarnej dupie. i Twoi fani też. :*

    // hermiones-diary

    OdpowiedzUsuń
  2. masz niesamowity blog. Dzięki, że go piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ;* dalej tak pisz, a dalej będę wspierać ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Łoooł. Tyle jestem w stanie powiedzieć ... Podoba mi się styl w jaki piszesz. Sorry, ale muszę się zagłębić w tę historię od początku :D

    OdpowiedzUsuń
  5. to. jest. genialne. absolutnie. niesamowite.

    uwielbiam to opowiadanie i strasznie się cieszę i dziękuję, że tak często dodajesz rozdziały, oby tak dalej, niech wena będzie z Tobą :D

    kiedy napiszesz książkę? B)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy