Siedziała na krześle w ponurej świetlicy. Miejsce, które w
założeniu miało być przyjaznym pomieszczeniem tak naprawdę jeszcze bardziej ją
dołowało. Dookoła było pełno bawiących się dzieci, część z nich rysowała, część
biegała dookoła stolików, przekrzykując się wzajemnie. Jeszcze inne siedziały
gdzieś pod ścianą, czy przy oknach zamyślone. Wesoły nastrój panował tam tylko
pozornie. Nawet najmłodsze z dzieci w pełni zdawały sobie sprawę z tego, gdzie
są. Dom dziecka. Cóż za ponura nazwa. Każdy wiedział, czemu tam się znalazł,
nikt ich nie chciał. Byli inni, inni niż wszyscy. Wychowawcy nie potrafili
stwierdzić, na czym ta inność polegała, dla nich były to zwykłe dzieci, ale oni
przecież nic o nich nie wiedzieli. Zazwyczaj dzieci chcą jak najszybciej
wydostać się z sierocińca, tu było inaczej. Chcieli tam zostać, bo byli
bezpieczni.. Każdego ranka bali się, że ktoś ich stamtąd zabierze, a im było
tam dobrze. Ale nie jej, ona chciała jak najszybciej uciec. Próbowała, razem ze
starszym od niej o dwa lata Brayanem kilkakrotnie się wymknąć, ale zawsze był
ktoś, kto ich znajdował. W końcu Brayan zniknął. Powiedzieli jej, że go
adoptowali, ale ona wiedziała, że to nie była prawda. Nikt nie chciałby siedemnasto
letniego chłopaka, był za stary, nie dałoby się go już wychować. Ona też już
traciła szanse, z każdym dniem zbliżała się do zostania przypadkiem
beznadziejnym, który zostanie tam do pełnoletniości
-Laeila, ktoś do Ciebie!- zawołała siostra Flist, jedna z
opiekunek. Dziewczynka wstała i powolnym krokiem wyszła przez drzwi, by udać
się do stolików na korytarzu. Tam było miejsce odwiedzin. Podniosła nieśmiało
głowę i uśmiechnęła się lekko. Przyszedł, tak jak obiecał.
-Dzień dobry- powiedziała cicho, siadając na krześle
naprzeciw. Popatrzyła na niego. Cały ubrany, jak zwykle na czarno, elegancko. Twarz,
zawsze pełna powagi i surowości teraz była pogodna
-Witaj Lealio- miło znów cię widzieć
-Pana też…przyszedł pan
-Obiecałem Ci to, więc jestem- powiedział odgarniając
długie, czarne włosy które opadły mu na twarz- Dzisiaj niestety będę tylko
przez chwilę, mam sporo do załatwienia, ale jeśli wszystko się uda, za kilka
dni Cię stąd zabiorę
-Nie kłamał pan, Pan naprawdę chce mnie zabrać z tego…miejsca
-Bardzo chcę, żebyś mogła zacząć normalnie żyć, a tutaj jest
to niemożliwe. No, a teraz opowiadaj, coś się działo przez te kilka dni?
Nagle sceneria się zmieniła, stała cicho za drzwiami
gabinetu dyrektora. Wyłapywała niewiele, więc przysunęła się bliżej. Czemu nie
przyszedł? – myślała. Przecież obiecał, a on zawsze dotrzymywał słowa.
-Naprawdę uważam, że Leaila powinna znać prawdę- usłyszała
głos siostry Flist- pewnie czuje się oszukana, a Severus to taki dobry
człowiek, nie powinna myśleć o nim źle
-Wykluczone, nie będziemy jej martwić, wystarczająco się
nacierpiała. A propos Severusa, co ty tak właściwie o nim wiesz? Jakoś to, co nam mówi i jakie
dokumenty przedstawił do mnie nie przemawiają
-Chciał zabrać stąd Lealie! To powinno być najważniejsze
-Musimy uważać komu oddajemy dzieci…
-Och proszę, zawsze zależało Ci tylko na tym, by się ich
pozbyć
-Ale teraz jest inaczej. Część z nich zaginęła, nie mamy z
nimi kontaktu, musimy być ostrożniejsi
-Ale czemu Leaila nie może znać prawdy? – syknęła siostra-
to mądra dziewczyna, zrozumie
-Więc niech zrozumie, że Severus jednak jej stąd nie
zabierze
-Myślę, że należy mu się szacunek i…
-szacunek-prychnął dyrektor Wright- stary dziwak z niego, może
lepiej, że jej nie zabrał, wiadomo jakby skończyła? Aż strach pomyśleć!
-On nie żyje!- krzyknęła z rozpaczą siostra- i chociaż z
tego względu mógłby pan wyrazić odrobinę taktu i szacunku.
Usłyszała kroki zbliżające się do drzwi, więc szybko
schowała się za wnęką w ścianie. Siostra Flist wybiegła z gabinetu trzaskając
drzwiami, a Leaila siedziała skulona we wnęce, trzymając w dłoniach mały
wisiorek, który dostała, przy ostatniej wizycie.-Nie żyje- pomyślała z ogromnym
smutkiem. Jedyna osoba, która chciała ją zabrać z tego piekła, nie żyje. Czemu
właśnie on? Wytarła łzę spływającą po jej policzku. Obawy siostry się nie
spełnią, nigdy nie będzie myślała o nim źle, był jedyną osobą, która w pełni zasługiwała
na jej wdzięczność i szacunek
Wszystko dookoła zaszło mgłą, poczuła, że upada, ale ku jej
zdziwieniu, nie uderzyła o ziemię. Ktoś mocno ją złapał, złapał i wciąż
trzymał, jakby się bał, że odleci
-Alea! Alea na miłość boską, co się dzieje? Co Ci się stało?
Usiądź, powoli- pomału dochodził do niej niespokojny głos chłopaka. Wiedząc, że
siedzi, poczuła się pewniej, Draco wciąż ją trzymał
-Co…co jest?- spytała zdezorientowana
-Lepiej Ty mi powiedz co jest. Robisz się blada, wpatrujesz
w jeden punkt kilka minut, nic do Ciebie nie dociera, a nagle mdlejesz. Jesteś
na coś chora? Czemu nic nie mówiłaś? Zabiorę Cię do szpitala
-Spokojnie Draco- przerwała mu Alea- Zaraz będzie dobrze,
nic mi nie jest, to tylko przemęczenie, ostatnio mało sypiam, pije kawę
litrami, a to wino dzisiaj pewnie tez nie było bez znaczenia-uśmiechnęła się
lekko
-Myślę, że powinniśmy jechać do lekarza, to nie jest
normalne, musisz się zbadać
-Mam badania co miesiąc i wszystko jest w pożądku, to tylko
zmęczenie, nie ma co panikować, widzisz? Już mi lepiej
-Wiesz, że nie daruję sobie, jak coś Ci się stanie. Czemu
badasz się co miesiąc? Jednak na coś chorujesz, tak? Powiedz, nie chcę Cię mieć
na sumieniu- powiedział Draco już o wiele spokojniej, lecz nadal był lekko podenerwowany.
Matt
by Ci nie darował, gdyby coś jej się stało. Właśnie, Matt…pewnie się
zamartwia
-Nie, nie choruję- przerwała jego rozmyślania- to badania
kontrolne- widząc jego spojrzenie wiedziała, że taka odpowiedz mu nie
wystarczy, więc po chwili dodała- Kiedyś miałam…wypadek, już nie odczuwam jego
skutków Tak, poza faktem, że nic nie pamiętasz . –Ale rodzice i
lekarze chcą być pewni, że wszystko jest
jak powinno
-Co to był za wypadek?- czy on musi być taki dociekliwy? Pomyślała
-To nic ta…
-Co WY tu robicie?! – przerwał jej damski głos
-O- zmieszała się Alea- Cześć Marlene- zupełnie nie
wiedziała co powiedzieć, zastanawiała się, skąd Marlene się tam wzięła, ale
czuła, że pytając o to, tylko by się ośmieszyła
-To jak? Dowiem się? – blondynka spojrzała badawczo najpierw
na Alee, a następnie na Dracona, na którym w końcu zawiesiła wzrok
-Ja..em…Draco zobaczył, że…
- Spotkaliśmy się przypadkiem na mieście, nie mieliśmy co
robić, więc przyjechaliśmy po ciebie, tak mi się wydawało, że będziesz teraz
kończyć pracę- odpowiedział Draco patrząc na Alee znaczącym wzrokiem. Nic
nie mów
-Tak, właśnie tak było- powiedziała Alea, głosem, który nie
przekonał nawet jej
-Och doprawdy?- cała trójka wiedziała o tym, że nie jest
przekonana, ale postanowiła nie drążyć tematu, nie przy Alei
-No dobrze, to co? Jedziemy? Padam ze zmęczenia
Draco był jej bardzo wdzięczny. Wiedział, że Marlene będzie
chciała wszystko wiedzieć, ale teraz zyskał czas, na wymyślenie czegoś
wiarygodnego, mógł sobie na to pozwolić, Bo Alea zaczęła zagadywać Marlene
zbijając ją z tropu. Wiedziała co robi, chociaż zupełnie nie wiedziała po co.
Mądra dziewczyna- pomyślał i uśmiechnął się pod nosem
-Cześć wam, do zobaczenia- powiedziała Alea wysiadając z
samochodu, postanowiła wpaść do Matta. Po prostu nie chcesz wracać do Livii. Zastanawiała
się, czemu Draco nie chciał powiedzieć Marlene po co, tak naprawdę tam
pojechali. Przecież się przyjaźnili, więc chyba mogli sobie ufać. Zastanawiała
się nad tym, co się wydarzyło pod sierocińcem. To wszystko musi mieć jakiś
sens- myślała, wchodząc po schodach. To takie dziwne…otrząsnęła się dopiero
stojąc pod drzwiami, które otworzył jej zdziwiony, ale jednocześnie zadowolony
Matt. Nie spodziewał się jej tutaj, nie miał pojęcia, jak się tu dostała, była
u niego wiele razy, nawet parę dni temu, ale nigdy nie potrafiła zapamiętać
drogi
-Co tutaj robisz? – zapytał zamykając za nią drzwi i
odbierając on niej płaszcz
-Stęskniłam się?- odpowiedziała przekornie, zbliżając się do
chłopaka. Przyjrzała się jego twarzy, mimo zmęczenia nadal był przystojny,
cholernie przystojny. Ciemne włosy, teraz w lekkim nieładzie, zza czarnych
oprawek okularów patrzyły na nią wesołe, zielone oczy. Wtuliła się w niego,
mimo wszystko, wiedziała, że było to dla niej najbezpieczniejsze miejsce. Nie
mogła mu teraz dać miłości, chociaż nawet chciała, ale przecież nie można
nikogo zmusić do kochania. On o tym wiedział, dlatego nie naciskał, był cierpliwy.
Alea uniosła się na palcach, by pocałować swojego chłopaka, z uczuciem, może
nie takim, jakiego by oczekiwał, ale zawsze było to jakieś uczucie, a samemu
pocałunkowi nie mógł się oprzeć. Też tęsknił, więc postanowił iść dalej i
zaczął powoli, delikatnie podciągać jej bluzkę do góry. Pozwoliła mu na to,
sama prowadząc go w stronę sypialni. Bo przecież kiedyś się kochali
-Serio myślisz, że uwierzę, w to, co mówisz? – spytała poirytowana
dziewczyna
-Czemu miałabyś nie wierzyć?
-Draco, proszę, nie rób ze mnie idiotki. Powiesz mi, po co
ją tam zabrałeś?
-Powiedziałem
-Wybacz, ale jakoś nie wierzę, że nudziliście się tak bardzo
i nagle wpadliście na genialny pomysł,
żeby po mnie przyjechać. Draco- dodała już spokojniej- co Ty chcesz
zrobić?
-Nie rozumiem
-Chcesz coś zrobić, a Alea jest Ci do tego potrzebna
-Nie bądź śmieszna
-Cokolwiek planujesz, pamiętaj, że ona nie jest sama
-Doskonale o tym wiem- powiedział Draco z uśmiechem
odchodząc gdzieś w swoją stronę.
chyba najlepsza notka.
OdpowiedzUsuńa to, że Marlene przyjaźni się z Draco podoba mi się najbardziej huehuehue XDDDD
// hermiones-diary
świetne... jak zwykle :D
OdpowiedzUsuńKapitalne opowiadanie, na pewno jedno z najlepszych, jakie czytałam.
OdpowiedzUsuńCHCĘ WIĘCEJ! kiedy nowa notka? *_*
OdpowiedzUsuńCzekam na nową notkę ;D
OdpowiedzUsuńAw! Oh, nie wstanę od komputera dopóki nie skończę czytać.
OdpowiedzUsuńPorozumienie pomiędzy Draco i Aleą mega mi się spodobało.
Wiesz co, tak teraz pomyślałam, że z Twojej historii byłby mega film - tak trzymający w napięciu :)!