piątek, 18 lipca 2014

45. Swearing

- Nie uważasz, że zostawienie swojego gościa samemu sobie jest bardzo nietaktowne, nawet jak na ciebie?- spytał Dracon opierając się o wielkie poduszki i podrzucając szklaną kulę.
-Zarzucasz mi brak kultury Malfoy? Bo nie jestem pewna, czy powinnam się obrazić.- rzuciła z uśmiechem, wychylając się przez okno. Przymknęła oczy, czując na sobie powiew ciepłego wiatru. Tego dnia było wyjątkowo ciepło, dlatego z przyjemnością przyjęła propozycję Lomaliee, by spędzić dzień w wiosce razem z jej dziećmi i zostać wieczorem na małej zabawie, urządzonej z okazji narodzin pierwszej córki jednej z kobiet zamieszkujących wioskę. To była ich tradycja, a również pierwsze dziecko narodzone od jakiegoś czasu. To ludzie lubiący się bawić, ale niestety nie mieli nigdy zbyt wielu okazji, dlatego zawsze hucznie świętują powitanie nowego mieszkańca, jeśli urodzi się dziewczynka, prawo do świętowania mają kobiety, kiedy chłopiec, świętują mężczyźni. Podczas takich spotkań dziecko otrzymywało błogosławieństwo od każdego mieszkańca tej samej płci. To coś w rodzaju obdarowania swoimi najlepszymi cechami. Dzielono się tajnikami wychowania, podpowiadało się przepisy na różne eliksiry. Wybierano imię. Każda z uczestniczek spotkania dawała różne sugestie, matka wybierała te, które najbardziej jej odpowiadały, ale imie musiało być jeszcze zatwierdzone. Przez najstarszą z rodu, oraz przez władcę. Chciano tym podkreślić, jakim autorytetem dla  mieszkańców wioski są Salarini. Poprzednie pokolenia bywały raczej tylko na momencie wyboru imienia i błogosławieństwie, ale jak mówiła Lomaliee, matka Alei bywała na całych uroczystościach. Dziewczyna stwierdziła więc, że i ona dotrzyma kobietom towarzystwa przez cały czas, rekompensując okres, kiedy nie miały swojej pani. To dobra okazja, by podpytać o jej rodzinę i by przypomnieć sobie kilka zaklęć. Jedynym minusem tego spotkania był fakt, że nie mogła zabrać ze sobą pozostałych mieszkańców zamku, co równało się z tym, że Draco był skazany albo na cały dzień spędzony w samotności, lub w towarzystwie Tripa, Chestera i Clawtena
-Nadal nie rozumiem, czemu nie mogę po prostu wrócić do siebie, to lepsze niż siedzenie w tej twierdzy i gapienie się w ściany.
-Zawsze możesz pozwiedzać, jestem pewna, że Chester chętnie cię oprowadzi.- powiedziała kierując na niego wzrok, a kiedy usłyszała lekceważące prychnięcie, dodała surowo.- Mógłbyś pokazać chociaż trochę pozytywnych uczuć, on jako jedyny nie jest do ciebie uprzedzony, nic ci nie zrobił, a ty już go zaszufladkowałeś.
-Przepraszam, dobra? Nie denerwuj się, po prostu jest różnica między tolerowaniem swojej obecności, a siedzeniu razem przy kominku i popijaniu ognistej. Nie wymagaj, żebyśmy stali się najlepszymi przyjaciółmi.
-Nie wymagam Draco. - westchnęła, przysiadając się do blondyna i opierając się o jego ramie. - Po prostu chciałabym, żebyśmy mogli przebywać w swoim towarzystwie nie martwiąc się, czy z którejś strony nie poleci Crucio.
-Jedynymi zdolnymi do tego osobami jesteś ty i twój brat, nie jestem głupi, nie zaatakuję nikogo nie na swoim terenie. Nie masz się o co martwić.
-Wiesz. Cieszę się, że tu jesteś. Miło jest odciąć się na trochę od tego wszystkiego.
-Odciąć się? A kto w ukryciu ćwiczy uroki? Mieliśmy dać sobie spokój z magią na kilka dni, a ty ciągle coś trenujesz.
-Nie chce dać się zabić Draco.- uśmiechnęła się lekko i wstała z łóżka. - Idę do wioski, nie wiem kiedy wrócę, ale wiesz gdzie mnie szukać. Nie zawiedź mnie Malfoy. - mówiąc to zamykała już za sobą drzwi. Kilka minut później usłyszał ryk Gryfa, a przez okno dostrzegł oddalającą się sylwetkę. To zadziwiające jak szybko nauczyła się znowu nim poruszać. Atmosfera zamku bardzo pomagała jej w nauce zaklęć. Odzyskiwała moc, czasem zaskakując nawet siebie. Jedyne, co go martwiło to brak wizji. Od kiedy wybiegła z pokoju, pierwszego dnia ich pobytu nic się nie wydarzyło. A ona sama nie wie, czemu tak postąpiła. Nie pamięta tego i właściwie podchodzi do tej sytuacji dosyć sceptycznie. Arystokrata przeciągnął się leniwie i postanowił wyjść z komnaty. Nie miał ochoty na leżenie i gapienie się w okno. Zamknął za sobą drzwi, kłaniając się stojącemu na straży rycerzowi. Ledwo zdążył wyjść ze skrzydła, a już w korytarzu spotkał jednego z mieszkańców.
-Czaiłeś się, odkąd Alea wyszła, żeby mi czymś dowalić?- spytał Malfoy uśmiechając się cynicznie.
- A ty czekałeś, aż wyjdzie, żeby zaatakować, kiedy śpię?- odparł Chester dokładnie takim samym tonem, opierając się  o jeden z filarów i zaplatając ręce na klatce piersiowej. Stali przez chwilę nieruchomo,  mierząc się wzrokiem.
- Jak za starych, dobrych czasów, prawda Catscare? - zaśmiał się lekko, przysiadając na stopniu.
- Za starych na pewno, ale nie wiem, czy takich dobrych Malfoy. - odparł, siadając obok niego.
- Czasy Hogwaru były właściwie całkiem zabawne...
-Do czasu- wtrącił Chester. - Kiedy wkroczył twój rocznik wszystko zaczęło się komplikować.
- To raczej nie wina rocznika, że Czarny Pan wybrał sobie taki moment na powrót, no...może Potter miał w tym jakąś zasługę.
-Zabawne, że nadal mówisz na Voldemorta tak, jakbyś się go bał. On już nie wróci. Nie trzeba nazywać go Panem.
- Zawsze będę Śmierciożercą. To, że znak wyblakł, nic nie znaczy, to siedzi zbyt głęboko, żeby od tak się tego wyzbyć. Ale ty powinieneś wiedzieć to najlepiej.
-Tak, powinienem. Ale dla dobra wszystkich staram się o tym zapomnieć.
- Nie powinno się zapominać o tym, co prawie wyniosło nas na szczyt. Dużo zawdzięczamy Voldemortowi, bez niego nie mielibyśmy tej pozycji, którą mamy teraz. - dobiegł ich głos zza rogu, a po chwili pojawiły się obok sylwetki Tripa, oraz Clawtena. Swobodnie zajęli najniższe stopnie, a po środku, Trip postawił butelkę bursztynowego trunku. Widząc pytające spojrzenie Dracona, dodał.- Przechodziliśmy obok, a że zawsze noszę w kieszeni ognistą, stwierdziliśmy, że  będzie idealna na wspominanie starych czasów.
-Jak zawsze czujny i przygotowany.- zaśmiał się blondyn
-Raczej jak zawsze ciekawski i wszystko słyszący- wtrącił Claw- złapałem go jak nasłuchiwał przez szkło, nikt mu tylko nie powiedział, że do tego używa się szklanki, a nie butelki whisky.
-Przydatna pomyłka, co byś zrobił ze szklanką wilczku? - odparł Trip szturchając przyjaciela.
-Wiecie- powiedział Chester krzywiąc się od ognistej i jednocześnie przekazując butelkę Malfoyowi- Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek spotkamy się w tym gronie.
-A, że będziemy pić z Malfoyem, to już w ogóle- dodał Trip, odbierając butelkę od blondyna.
-Wojna jednoczy, zdecydowanie.- stwierdził Draco
-Mam nadzieje, że i tym razem przeżyjemy.- rzucił Clawten, przekazując dalej ognistą.
-Teraz jest gorzej, nie wiemy z której strony uderzą. I w kogo uderzą teraz. Jakie mamy straty panowie? - spytał Chester, spostrzegając, że w tak krótkim czasie pozbyli się prawie całej zawartości butelki.
-Adam, Vincent i David. Nie wiem co z Mauro- podsumował Draco.
-Żyje, ale ciągle ucieka, pewnie niedługo wróci z podkulonym ogonem błagając o ochronę.
-Może to dobrze, wolałbym mieć go pod ręką.
-To zdrajca Malfoy, ale co ktoś taki jak ty może wiedzieć o honorze- parsknął Clawten.
-Nie jesteś odpowiednią osobą, żeby mi to wypominać Salarin. Wiem, że jest zdrajcą, każdy z nas nim był.
-Ma racje, każdy z nas ma coś na sumieniu- poparł Malfoya Chester.- To nie czas, żeby oskarżać się w tym gronie. Jeśli będziemy wzajemnie się zwalczać, nie pożyjemy zbyt długo. My też straciliśmy sporo ludzi, w tym tych z wioski, nie ma miejsca na błędy, bo nie wiemy kto będzie kolejnym celem.
-Raczej nikt z nas, obstawiam kogoś bliskiego Alei, jej jeszcze nie ruszą.
-Skąd wiesz? Jest silniejsza, ale nadal słaba. To łatwy cel. Szybko traci nad sobą kontrolę, nie panuje nad różdżką.
-To gra Trip- przerwał mu Clawten.- Oni czekają, aż będzie silniejsza, by w chwilę zabrać jej wszystko i zrównać z ziemią. Oni też chcą się zabawić, ale jedno jest pewne. Mogą zniszczyć wszystkich, ale nie nasze rody.
-Przysięga do czegoś zobowiązuje, nawet ludzi bez honoru- zaśmiał się Chester, odstawiając prawie pustą butelkę.
-Nasi przodkowie jej dotrzymywali
-Bo nie byli wystawieni na próbę- stwierdził Dracon.
-Racja. Żaden z nich nie miał wśród przyjaciół  maszyny do zabijania, która tylko czeka na podłączenie.- skomentował to Trip.
-Żaden z nich nie był z taką maszyną.- dodał Dracon
- I żaden nie miał nienawidzącej go siostry, która działa jak pod wpływem uroku.- skończył Clawten. Cała czwórka patrzyła przez chwile w tylko sobie znane punkty, zastanawiając się co mają robić. Ciszę przerwał Claw, ponownie zabierając głos i unosząc butelkę- Za Alee, by nigdy nie przypomniała sobie, że jedyną istotą, której powinna się bać, jest ona sama.





Alea siedziała na środku drewnianej kłody, otoczona przez mieszkanki wioski. Obok niej, zaszczytne miejsce zajmowała Bannese, świeżo upieczona mama. Trochę dalej, przy ognisku, obserwując wszystkich zgromadzonych siedziała Kathale, najstarsza kobieta w wiosce. Obecne matki podarowały Bannese rzeczy, które przydadzą się jej przy małym dziecku, część z kobiet pobłogosławiło już maleństwo proponując przy okazji imiona. Młoda Pani zastanawiała się, jakie błogosławieństwo mogłaby dać małej. Nie była zbyt dobra, hojna, wybitnie uzdolniona, nie posiadała zdolności przywódczych. Nie wiedziała, czy jest w niej coś, co sprawiłoby, że życie tej małej, śpiącej w ramionach matki dziewczynki będzie łatwiejsze. Tkwiła gdzieś w swoich myślach, dopiero kiedy poczuła rękę na swoim ramieniu, spojrzała na Bannese.
-Pani, czy moja córka dostąpi tego zaszczytu i otrzyma od pani błogosławieństwo?- spytała młoda dziewczyna z lekkim strachem. Alea poczuła, że wszystkie spojrzenia skierowane są na nią.
- Oczywiście Bannese, to dla mnie ogromna przyjemność i wyróżnienie, że w tej wspaniałej dla ciebie chwili chciałaś i mojej obecności. Czy każda z was obdarowała ją już dobrym słowem, oraz imieniem? - kiedy wszystkie kobiety przytaknęły, Alea wstała i gestem poprosiła młodą matkę, by zrobiła to samo. Płomienie z ogniska oświetlały bok jej twarzy. Lekki, ledwo wyczuwalny wiatr poruszał jej długimi włosami, oraz wprawiał w ruch lekki materiał granatowej sukni. Stanęła na przeciwko kobiety z dzieckiem i delikatnie chwyciwszy małą dłoń, ciepłym, spokojnym głosem zaczęła mówić- Ja, Aleandra Emrisse Salarin, opiekunka  ziemi  Aparare,  pani Casa de Rau, potomkini Wielkiego Merlina, witam ciebie, wśród twojej nowej rodziny, która będzie się o ciebie troszczyć, wychowywać zgodnie z naszą wiarą, uczyć szacunku i pokory, oraz nauczy cię, jak wyjątkową istotą jesteś. Z mojej strony mogę ci przysiądź, że wrota zamku zawsze będą dla ciebie schronieniem, a moim błogosławieństwem, niech będzie to, co we mnie najtrwalsze i najbardziej szlachetne, czyli siła. - odłożyła malutką dłoń i dotknęła czoła dziewczynki.- Chciałabym, żeby nosiła imię Viitorie. Bo jest naszą przyszłością. - podniosła oczy na jej matkę, a ta skinęła głową.
-Niech tak będzie pani, to będzie dla niej zaszczyt nosić imię wybrane przez panią.
-Nie jestem pewna, czy do końca będzie to zaszczyt młoda damo, ale tym razem muszę zgodzić się z naszą młodą panią. To dziecko to nasza przyszłość, więc nie pozostało na nic innego, niż cieszyć się, z przyjścia na świat maleńkiej Viitorie. - wtrąciła Kathale, bacznie obserwując reakcje Alei na jej słowa. Zgodnie z jej przypuszczeniem, oczy dziewczyny zapłonęły złowrogim, bursztynowym blaskiem, ale nic więcej się nie stało. Z uśmiechem kiwnęła na nią głową, zadowolona z tego, że młoda Salarin coraz lepiej radzi sobie z kontrolą mocy, oddaliła się w stronę swojej chaty.  Alea natomiast, przez chwilę wytrącona z równowagi, starając nie dać  po sobie poznać, iż słowa starszej ją uraziły, wróciła do rozmowy z mieszkankami, zerkając na śpiącą Viitorie. W jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia, kiedy widziała z jaką miłością matka patrzy na dziecko. Powstało w niej też dziwne uczucie, że ona nigdy nie była tak kochana. Była pewna natomiast, że to dziecko osiągnie w życiu wiele. Jej zadaniem jest tylko zadbać, by żyła jak najdłużej chroniąc jej wioskę i pilnując, by zawsze otaczała ją szczera troska i miłość.


Blond włosa kobieta przechadzała się niespokojnie po salonie. Obcasy jej butów stukały o czarno-białą podłogę, przypominającą szachownice. Poprawiała idealnie leżące poduszki, przejeżdżała dłonią po wyrytych w kolumnach wężach. Nie była w stanie ustać kilku sekund w jednym miejscu, więc ciągle się przemieszczała, sprawdzając, czy na pewno wszystko wygląda nieskazitelnie. Musiała się czymś zająć.
-Kochana, usiądź proszę, to, że tak się kręcisz zaraz wywoła u mnie zawroty głowy- rzuciła z uśmiechem siedząca na kanapie kobieta, mniej więcej w jej wieku. Miała spięte włosy, nawet pojedynczy kosmyk nie miał prawa opaść na jej czerwoną suknię. Kiedy jej towarzyszka usiadła obok z westchnięciem, posłała jej promienny uśmiech i położyła dłoń na jej ramieniu. - Myślę, że za bardzo się tym wszystkim przejmujesz moja droga. 
-Jak możesz mówić, że za bardzo przejmuję się moim dzieckiem?- lekko się uniosła.
-To nie jest już dziecko, jest praktycznie dorosły.
-On tak mało wie. Może sobie nie poradzić, ma zbyt dużo na swoich barkach, to za duża odpowiedzialność. Nie, on nie powinien być postawiony w takiej sytuacji. Nie teraz, to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. -mówiąc to, głos się jej załamywał. 
-Narcyzo najwyższy czas się z tym pogodzić. Draco zostanie Śmierciożercą, a ty musisz go w tym wspierać. Bądź dobrą matką, a nie histeryczką. 
-Wybacz moja droga, ale nigdy nie byłaś moim autorytetem pod względem wychowywania dzieci.- odparła chłodno, wstając z kanapy. 
-Wychowałam syna na odważnego, silnego i mądrego mężczyznę.- stwierdziła dumnie, ukrywając urazę.
-Masz rację, wychowaliście go w doprawdy wspaniałej atmosferze, tak wspaniałej, że postanowił się od was uwolnić i uciekł. Proponuję napisanie podręcznika z poradami jak być dobrym rodzicem. 
-Przynajmniej nie boi się własnego cienia i potrafi walczyć. Nie martwię się o niego, poradzi sobie. 
-Zachowujesz się, jakby wcale nie interesowało cię, co dzieje się z twoimi dziećmi. Twój syn ma 22 lata, twoja córka 15, a ty zachowujesz się tak, jakby każde z nich było w średnim wieku, miało swoje rodziny i ciepłą posadę w Ministerstwie. Gdyby któremuś z nich coś się stało, minęłoby kilka dni, zanim to by do ciebie dotarło i śmiem wątpić, że ubolewałabyś z tego powodu.
-Jak śmiesz zarzucać mi, że nie kocham własnych dzieci? - zdenerwowała się kobieta i gwałtownie wstała ze swojego miejsca.- To, że nie chroniliśmy ich przed wszystkim nie oznacza, że chcieliśmy ich krzywdy. Wiedzieliśmy jakie mamy czasy, wiedzieliśmy, że On może wrócić i trzeba będzie znowu stanąć przy jego boku, a nasze dzieci będą musiały być silne, bezwzględne i wytrwałe. Przez cały ten czas uczymy ich walki, odwagi, radzenia sobie w sytuacjach bez wyjścia. Dla ich dobra.
-Nie wmówisz mi, że nauczenie tej dziewczyny, że oszustwa, rzucanie uroków i zabójstwa były celowym aktem wychowawczym, by lepiej jej się żyło. To jeszcze dziecko. 
-Dzięki temu przeżyje kilka lat więcej. Zobaczysz kochana, za kilka lat będziemy siedzieć przy wspólnym stole, a dookoła będą biegać nasze wnuki.- uśmiechnęła się blondynka, nie dając poznać po sobie, iż kilka minut wcześniej była tak zdenerwowana, że ledwo powstrzymywała się od ataku. Obraz zaczął się rozmazywać, a kiedy zniknął całkowicie, Narcyza wynurzyła głowę z Myśloodsiewni. Poprawiła włosy, które przysłoniły jej oczy. Potrzebowała tego, by zobaczyć tę rozmowę. By jeszcze raz przeanalizować jej treść. To było ich ostatnie spotkanie. Ona o tym wiedziała. Doskonale wiedziała, że już nie wróci. Narcyza Malfoy mimo upływu wielu lat, nie potrafi zrozumieć postępowania tej kobiety. Jej zachowania były ze sobą zupełnie sprzeczne. Wychowywała dzieci tak, by dały sobie radę, jednocześnie nie interesując się tym, czy właściwie jeszcze żyją. Nie sądziła, że będzie miała jeszcze kontakt z tą rodziną. Spodziewała się, że kiedy Voldemort przegra, oni zaszyją się gdzieś w jednej z posiadłości na kilka lat, że przeczekają, aż wszystko się uspokoi i wrócą, w świetle chwały, jako najsilniejszy ród. Ale tak się nie stało. Najpierw w powietrzu rozpłynął się Frollo. Potem Niobe. Clawten zginął. Pozostała tylko ona. Alea. Czarna owca rodziny. Narcyza wiedziała, że dziewczyna nie powinna żyć. Że przez te wszystkie lata igra ze swoim przeznaczeniem, a za jej plecami dla asekuracji ciągle stoi jej ojciec. Kochał ją. Z ręką na sercu można powiedzieć, że Frollo kochał swoją córkę jak nikogo innego. Nie dowiedziała się czemu przeżyła. Widocznie miał w tym swój cel. Wiedziała też, jak Lucjusz ukrywa przed nią zainteresowanie tą dziewczyną. W ich domu nigdy oficjalnie nie powiedziano, że rody Malfoyów i Salarinów się znają, chociaż było to nieuniknione. Lucjusz i Frollo znali się z czasów szkolnych. Nie można powiedzieć, ze się przyjaźnili, ale szanowali i wspierali. Lucjusz traktował Alee, jak swoją córkę. Była dokładnie taka, jak powinna być jego córka. Zimna, wyrachowana, pełna klasy, dumna ze swojego pochodzenia. Nigdy jednak nie powiedział swojej żonie i synowi, że ją poznał. Tak samo, jak ona nie mówiła, że spotyka się z Niobe. Bardziej  z grzeczności, niż sympatii. Z tą rodziną zawsze wiązały się tajemnice. Nigdy nie mówiono o nich wprost. Zawsze był ten dziwny rodzaj strachu, że ktoś się dowie. Na prawdę myślała, że te czasy są już za nią. Ale w ich domu pojawiła się zagubiona Alea, zupełnie nieświadoma swojej mocy. Może nie zrobiłoby to na niej wrażenia, gdyby nie fakt, że Dracon wydaje się być zaangażowany w tę znajomość, co kilka lat temu ucieszyłoby Lucjusza. Ale nawet nie to, było tak znaczące. Coś w niej pękło, kiedy kilka dni temu dostała wiadomość, przyniesioną przez kruka. To było kilka słów, ale właśnie wtedy poczuła na swoich barkach ogromny ciężar, który chce nosić. Bo ta dziewczyna zasługuje na spokojne życie. Zasługuje na życie, co było zawarte w wiadomości. Wyciągnęła list z kieszeni i podpaliła, by Lucjusz przypadkiem go nie znalazł. To jej zadanie. Wykona je. Nie dla autora wiadomości. Nie dla siebie, by uspokoić sumienie. Nie dla Lucjusza, który traktował Alee jak córkę. Nie dla Draco, dla którego dziewczyna jest ważna. Dla Alei. By wreszcie otrzymała troskę i opiekę, o którą zabiega od lat.


Długo mnie nie było. Prawda? Za długo. Dziękuję tym, którzy ciągle czekali. Dobrze wiedzieć, że jesteście. Ja też już jestem. Postaram się być. Wy też bądźcie :)

8 komentarzy:

  1. :oooo!!!!
    SZOK!
    WIELKI SZOK.
    Wow.
    Wróciłaś! Brilliant wrócił!
    To piękne.
    Rozdział jest zaskakujący! Czegoś takiego po chłopcach zupełnie się nie spodziewałam... Powróciłaś z przytupem!

    Muszę ochłonąć.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział!!!
    Zaskoczyłaś nie tylko treścią ale tym, że w ogóle się pojawił!
    Nawet nie wiem jak wyrazić to jak bardzo się cieszę, iż znów piszesz Brillianta!
    WARTO było czekać bo jest MOC!

    OdpowiedzUsuń
  3. Misia, zdecydowanie widać, że wena pokazała się w pełnej krasie! Trochę zazdro, bo ja po przerwie (o wiele krótszej niż Twoja) miałam problem by się znowu wbić w rytm pisania, a u Ciebie nawet po tylu miesiącach nie ma mowy o spadku formy.
    Bardzo, bardzo mi się ten rozdział podoba! Jak już wyżej zauważono, wyczekiwany i zaskakujący. Chyba nie potrafiłabym określić, która scena najbardziej, wszystkie bardzo wiele wnoszą i pozostawiają po sobie wiele nowych pytań, na których rozwikłanie przyjdzie jeszcze poczekać.
    Bardzo mi się podoba cały motyw związany z narodzinami nowego dziecka w wiosce, te tradycje, podejście do nich mieszkańców przywodzą mi na myśl taką średniowieczną, zżytą społeczność. Klimat! I moment, w którym Kathale komentuje imię zaproponowane przez Aleę, bardzo sprytny przytyk! I w sumie odwaga, by tak zakwestionować czy to zaszczyt, czy jednak niekoniecznie. Nie wiem czy masz obmyślaną historię tej kobiety, ale bardzo jestem jej ciekawa!
    Męski wieczór! Zapewne inaczej można to sobie było wyobrażać w wydaniu tych panów. Mega mnie interesuje kontynuacja ich wzajemnych relacji. Zaskoczyli mnie tym, w tak zrównoważony sposób, bez zbędnych emocji, gniewu potrafili się porozumieć. Oczywiście pewne komentarze musiały paść, ale tym lepiej. No tacy przyjacielscy! ^^
    Na przykładzie Niobe i Narcyzy ładnie widać zupełnie różne podejścia matek do swoich dzieci, w ogóle intrygujący jest stosunek Malfoyów i Salarinów, mam wrażenie, że ta scena pokazuje dopiero zalążek tego jak bardzo skomplikowane są ich historie.
    Wiadomość od kruka, ciekawe od kogo^^.
    A jeszcze podoba mi się to jak z różnych stron możemy spojrzeć na Aleę podczas czytania tego rozdziału. Jest wyjątkowo uzdolniona, nieświadoma pełni swojej mocy, spragniona prawdziwej troski i miłości. Dumna, zdystansowana, ale to nie tak, że 'nie ma serca' i nic jej nie wzruszy. Tak bardzo ludzka.

    Oby wena dopisywała! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  5. To ONI SIĘ JUŻ WCZEŚNIEJ ZNALI?
    Zszokowałaś mnie tą pierwszą sceną, dziewczyno :OOO
    Teraz inaczej wyglądają wcześniejsze rozdziały...
    Kto napisał do Narcyzy? Czyżby to był ojciec Alei?
    Imię Viitorie śliszne!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział!! Masz talent ;)
    I ten piękny nowy szablon!
    Czekam na kolejny :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeden z najciekawszych rozdziałów do tej pory, jeżeli nie najciekawszy.

    OdpowiedzUsuń
  8. No w końcu wróciłaś! Ja też się w końcu wzięłam za nadrobienie i teraz już postaram się być na bieżąco :D Tęskniłam za Brilliantem, za Aleą, za Twoim stylem pisania. Dobrze do tego wrócić :)
    No i nie zawiodłam się, bo akcja dalej żwawo się toczy. Jeszcze odnośnie do poprzedniego rozdziału, który też dopiero teraz przeczytałam (nie mam pojęcia czemu, chyba jakoś mi umknął) to jestem strasznie ciekawa co to za wspomnienie wróciło do Alei, że Claw je musiał wymazać. Co on takiego strasznego ma na sumieniu? I ciekawi mnie czy Draco dowie się o tym... "incydencie" z Mattem. Mam nadzieję, że nie, bo sądzę, że by go to troszkę zabolało.
    Co do obecnego rozdziału... jak zawsze potrafisz podtrzymać atmosferę. Pojawia się sporo odpowiedzi i jeszcze więcej nowych pytań. Naprawdę nie wiem skąd Ty wymyślasz te wszystkie imiona, ale każde nowe jest coraz oryginalniejsze i bardziej zaskakujące. Podoba mi się to i cały ten motyw ze świętowaniem narodzin.
    Fajnie, że to męskie grono jednak się nie pozabijało, że potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, a nawet pić, a to już dobry znak :D
    Wspomnienie Narcyzy bardzo ciekawe. Widać, że bardzo kocha syna i się o niego martwi, co kontrastuje z takim oschłym podejściem Niobe. Nie dziwię się, że Alea tak bardzo pragnie ciepła i miłości rodzicielskiej skoro matka tak ją traktowała. Dobrze, że Narcyza postanowiła się nią zająć chociaż ciekawa jestem od kogo otrzymała tą wiadomość.
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały i duuuużo weny życzę! <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy