sobota, 16 listopada 2013

44. You’re dead

-Dobrze Trip- powiedziała powoli Alea, zatrzymując się na chodniku i łapiąc chłopaka za ramiona.- Teraz spokojnie, jeszcze raz powiesz mi co się stało i czemu tak biegniemy, bo jak na razie, zrozumiałam tylko coś o kimś w wiosce. Musisz mówić jakieś cztery razy wolniej i zdecydowanie mniej machać rękami, bo mam wrażenie, że zaraz mnie uderzysz. - wciąż trzymając dłonie na jego ramionach przyglądała się uważnie jego twarzy. Chłopak wpadł na nią, kiedy szła na miejsce spotkania. Był czymś bardzo zaaferowany i przejęty, Alea miała duży problem, by zrozumieć co do niej mówi. Ten zamknął na chwile oczy, wziął głęboki wdech i starając się mówić jak najbardziej logicznie, zaczął.
-Do zamku przyleciała sowa, wysłał ją ktoś z wioski. Napisali, że przybył ktoś, kto chce się z tobą spotkać. Nie wiedzą kim jest, była wyczerpana. Wyszła zza wzgórz, zdążyła powiedzieć tylko tyle, że musi porozmawiać z Emrisse, potem zemdlała. Lomaliee zabrała ją do siebie, napisali, że dziewczyna była bardzo poraniona, mieli ją opatrzyć. Claw zszedł do nich, myślał, że ją rozpozna, ale nic z tego. Majaczyła tylko coś o jakimś Willu, że wszystko będzie dobrze i że wróci. Coś tu jest bardzo nie tak.
-Czemu miałaby mnie szukać? Jeśli zna moje drugie imię, to znaczy, że mnie zna.
-A to znaczy, że są ludzie, którzy wiedzą, że wróciłaś.
-To ja gdzieś wyjechałam? A...no tak, zapomnij - dodała po chwili, kiedy przypomniała sobie, że przez jakiś czas zupełnie zniknęła z magicznego świata, będąc pod opieką swoich zastępczych rodziców w Wilmslow. Jeszcze wiele rzeczy pozostało niewyjaśnione. Na przykład to, czemu nikt jej nie szukał, albo to, czemu ktoś w ogóle się jej pozbył. Jakby ktoś bardzo chciał, żeby zniknęła, zabierając ze sobą wszystkie wspomnienia o sobie. By nikt o niej nie pamiętał. Co takiego zrobiła? A może co takiego zrobiono jej? Nadal zastanawia się, czy powinna wracać. Może ktoś zrobił jej przysługę, dając jej nowe życie. Jednak teraz to wszystko doszło za daleko. Pojawiło się zbyt wiele wspomnień. Ludzi. Mocy. Nie odpuści, nie teraz. Spojrzała na Tripa, który, myśląc, że wciąż go słucha, kontynuował opowieść. Uśmiechnęła się lekko, ciesząc się z tego, że ma go obok siebie. Był chyba najbardziej pozytywną i radosną osobą w jej życiu. Chociaż jest świadoma tego, że nie jest święty. Zrobił wiele złych rzeczy, z niektórych jest nawet dumny. Ale jest jej przyjacielem. W jego niebieskich oczach zawsze jest dla niej tyle ciepła, szczerości. Wsparcia.
-Alea, słuchaj. -  jego ciepły głos wyrwał ją z rozmyślań. -Ja wiem, że nie wszystko jest z tobą zupełnie dobrze. Ty i Claw macie swoje odchyły, ale myślę, że to u was po prostu dziedziczne, ale zaczynam się bać, kiedy uśmiechasz się właśnie wtedy, kiedy mówię o tym, że ludzie  o tobie wiedzą i ktoś znowu może chcieć cię zabić. Mogłaś wcześniej dać znać, że wcale nie planujesz długo pożyć, nie łapałbym cię, kiedy prawie wpadłaś pod samochód. - uśmiechnął się do niej cynicznie, na wspomnienie zdarzenia, sprzed kilkunastu minut.
-Po prostu cieszę się, że cię widzę Trip. Czemu ciągle doszukujesz się w moim zachowaniu drugiego dna?
-Nazywasz się Salarin. Wy nie macie uczuć- odparł z pewną powagą
-Ranisz- powiedziała teatralnie, po czym parsknęła śmiechem i delikatnie odepchnęła Tripa od siebie. Miała dodać coś jeszcze, ale zobaczyła, że dotarli na miejsce, więc jedynie popatrzyła ponaglająco na chłopaka, by jak najszybciej przeniósł ich do domu. Była zdana na swoich przyjaciół, bo sama nie potrafiła się teleportować. Podobno była to jedna z umiejętności, której przez bardzo długi czas nie potrafiła opanować. Wstrzymała oddech, kiedy poczuła to nieprzyjemne zawirowanie w brzuchu. Wypuściła powietrze w chwili, kiedy poczuła na sobie przyjemny powiew wiatru i bardzo szybkim krokiem ruszyła  w stronę domu Lomaliee. Zobaczyła Leona siedzącego przed drzwami, uśmiechnęła się do niego, a kiedy podeszła bliżej potargała mu włosy, na co chłopiec nieznacznie się skrzywił. Weszła do pomieszczenia, gdzie na łóżku leżała brązowowłosa dziewczyna, mogła być w jej wieku. Spała, a Lomaliee delikatnie przecierała jej twarz mokrą tkaniną. Na policzkach były widoczne lekkie zadrapania, dłonie nadal  były zakrwawione. Kobieta widząc zaniepokojone spojrzenie wskazała głową na kupkę ubrań leżącą obok. Podeszła do nich jak najciszej potrafiła i podniosła do góry. Były porwane, w niektórych miejscach ponadpalane. Walczyła. Tylko z kim?
-Obudziła się w międzyczasie?- spytała szeptem.
-Raz. Ale raczej nie była przytomna. Potrzebuje jeszcze troche czasu na odpoczynek. Martwią mnie jej rany. Są poważne, nie potrafię ich uleczyć, nasze eliksiry są za słabe.
-Mogę je zobaczyć?
-Oczywiście. -odparła i popatrzyła na Tripa i Chestera, którzy wciąż byli obecni, dając do zrozumienia, że powinni wyjść. Kiwnęli jedynie głowami i skierowali się  stronę wyjścia. Alea słyszała jeszcze, jak zwracają się z czymś do Leona. Lomaliee odkryła posłanie, a Alea głośno wypuściła powietrze. Na ciele dziewczyny było wiele, głębokich ran. Nie była w stanie określić czym były zrobione. Część wyglądała, jakby wykonano je ostrym przedmiotem, a część przypominało dosyć poważne oparzenia.
-Może uda mi się coś z tym zrobić.- powiedziała cicho i przeniosła swoje dłonie na najgorzej wyglądającą ranę. Wzięła mocny wdech i zamknęła oczy, by lepiej się skupić. Czuła, jak w środu gromadzi się energia. Ciepło rozchodziło się po całym ciele. Czuła, jak mocny prąd przechodzi gdzieś z okolicy mostka i kieruje się do rozłożonych dłoni. Skupiła się na tym, że chce pomóc dziewczynie. Wyczuwała, jak zła energia promieniuje z ran, walczyła z jej mocą, ale dziewczyna się nie poddawała. Całą sobą robiła wszystko, by wyciągnąć z bezwładnego ciała to, co ją niszczyło. Na jej czole zaczęły się pojawiać maleńkie krople potu. Zaklęcie wymagało dużego nakładu pracy i sporej siły. Kiedy stwierdziła, że zaczyna słabnąć, wolała nie ryzykować i przestała potarzać formułkę zaklęcia. Otworzyła oczy i z dumą zobaczyła, że rany wyraźnie się zmniejszyły. - W tej chwili nie mogę nic więcej. Klątwa była silna, ktoś wyraźnie chciał jej zaszkodzić. Mam nadzieję, że zaraz się obudzi.
-Dodałaś jej sił, więc lada chwila powinna wstać. Zostawię was same, może bać się przy mnie mówić.
-Dziękuję ci Loamliee, cieszę się, że jej pomogłaś.
-Nie ma za co pani, niedługo wrócę zrobić nowe opatrunki.- mówiąc to ukłoniła się jej i zamknęła za sobą drzwi. Alea wstała z łóżka i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. Zastanawiała się kim może być ta dziewczyna i czego od niej oczekuje. Wydawało się jej, że nie jest zagrożeniem. Potrzebowała pomocy, była ranna. Kto jest na tyle zdesperowany, by prosić o pomoc rodzinę Salarin? Zaimponowała jej. Nie przejmowała się stereotypami, jakie są rozgłaszane o ich rodzinie. Nie bała się tu przybyć i prosić o pomoc. Jeśli miała w sobie tyle odwagi i siły, by o nią prosić, Alei nie pozostaje nic innego, jak tylko jej pomóc. Po kilkunastu minutach z ulgą zobaczyła, jak powieki brunetki się podnoszą. Bała się poruszyć, ale uważnie badała wzrokiem otoczenie.
-Jak się czujesz?- spytała Alea, wychodząc z cienia, by mogła ją zobaczyć.
-Jakbym na chwilę umarła i teraz bardzo boleśnie wracała do życia.- szepnęła słabo, starając się podnieść, ale Alea szybko ją powstrzymała.
-Nie wstawaj, jesteś jeszcze za słaba. Nie mogłam całkowicie zlikwidować ran, są tylko trochę zaleczone. Potrzebujesz kilku dni, by dojść do siebie.
-Nie mogę tu tyle zostać, muszę wrócić do Willa, on mnie potrzebuje.
-Kim jest Will? To dla niego tutaj przybyłaś?
-Tak...Emrisse, on ma bardzo mało czasu. Błagam...musisz nam pomóc.
-Ktoś was zaatakował? Patrząc na twoje rany to dosyć poważne, z nim jest tak samo?
-Jest o wiele gorzej, mnie zaatakowali, kiedy szukałam wioski. Jego wcześniej. Moje rany są bardzo powierzchowne...
-No, nie powiedziałabym. Nie wyglądają mi na zadrapanie gałęzią. Miały w sobie dużo złej energii. Rzucono na ciebie klątwe, nie wiem jaką dokładnie, ale udało mi się zwalczyć jej działanie. Wiesz kto was zaatakował? I co dokładnie jest Willowi?- spytała, siadając na skraju łóżka.
- Na Willa rzucono ucidere lentă. Wiesz kto stosuje takie metody...I wiesz, jak to działa.- powiedziała drżącym głosem. Wiedziała. To było jedno z tych zaklęć, do których znajomości nie mogła się przyznawać. Klątwa ucidere lentă powodowała stopniowe, bardzo bolesne wyniszczanie organizmu. Jeżeli nie zostanie zatrzymane w odpowiednim czasie prowadzi do agonii, a w efekcie, do śmierci.
-Czemu myślisz, że mogę pomóc? To nie ja rzuciłam zaklęcie, nie mogę go odczynić.
-Ale możesz sprowadzić tego, który to zrobił. I możesz sprawić, że to odwróci.
-Myślę, że Cienie nie są chętni do współpracy, zwłaszcza ze mną.
-Emrisse, błagam, musisz coś zrobić. On nie może zginąć.- powiedziała cicho, a w jej oczach szkliły się łzy.
-Bardzo chciałabym wam pomóc, ale obawiam się, że mnie przeceniasz. Nie mam mocy, która wystarczyłaby na kontrolowanie Cieni.
-Przecież wcześniej to robiłaś. Dzięki tobie nikogo nie atakowali...co się stało? Czemu przestałaś nas bronić? Czemu tak nagle zniknęłaś?
-Sama chciałabym to wiedzieć- uśmiechnęła się lekko.- Skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać?
-Miałam nadzieję, że tu wrócisz. Opowiadałaś mi kiedyś o wiosce, mówiłaś, że tutaj jest bezpiecznie, myślałam, że tu się ukryłaś, ale przez ostatnie lata się tu nie pojawiłaś. Oni też nie wiedzieli co się z tobą stało. Nie chciałaś, żeby ktoś cię znalazł? Emrisse, co się stało po Bitwie? Morganon zginął, przez chwilę bałam się, że ty też, ale czułam twoją energię.
-Nie wiedziałam, że ktoś mnie szuka. Ostatnie lata były dla mnie bardzo trudne.
-Rozumiem, śmierć brata musiała być bardzo traumatyczna...dlatego miałam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Wiesz, jak to jest stracić kogoś, kogo kochasz.
-Wiem. Ale wiem też jakie to uczucie, kiedy dowiadujesz się, że przez tyle lat żyjesz w kłamstwie. - powiedziała poważnie. Wspomnienie o Clawtenie znowu przywołało ból i rozczarowanie. Wstała z łóżka i kierując się do wyjścia rzuciła jeszcze- Podziwiam upór i wytrwałość, jakie wykazałaś przybywając tu. Pokazałaś, że jesteś godna, by otrzymać pomoc. Nie obiecuję ci, że go uratuje, ale zrobie co w mojej mocy, by klątwa nie zadziałała. Odpoczywaj, musisz szybko wrócić do zdrowia i zabrać mnie do Willa.- uniosła w górę kąciki ust i wyszła przed dom, wołając Lomaliee, by zmieniła dziewczynie opatrunki. Poszła w stronę przyjaciół, którzy siłowali się z jednym z koni, który za nic w świecie nie chciał dać się dosiąść Leonowi.
-Czy on nie jest dla ciebie trochę za duży? - zaśmiała się dziewczyna.- Może powinieneś spróbować na jakimś mniejszym i bardziej oswojonym. Ten wydaje się nie być skory do współpracy. - Parsknęła śmiechem, kiedy biały koń starał się wyrwać. W końcu chłopiec odpuścił i odsunął się od niego, a Trip z Chesterem puścili uprząż. Zwierze niemal natychmiast zerwało się do biegu, ale przystanęło, kiedy Alea zatrzymała się w pobliżu. Popatrzyła prosto w czarne oczy i przekrzywiła lekko głowę na bok. Powoli do niego podeszła i szepcząc coś pod nosem, położyła dłoń na jego łbie. Koń wyraźnie się uspokoił.
-Oszukujesz! Gdybym go zaczarował, to też mógłbym tak zrobić- zawołał z oburzeniem Leon.
-Nie oszukuję, po prostu mam do nich podejście- broniła się dziewczyna.
-Tak, a to mamrotanie przed chwilą to co? Znowu rozmawiasz z własnym ego?- spytał Trip
-Nie wszystko trzeba załatwiać za pomocą czarów. Po prostu dobrze się rozumiemy- posłała im uśmiech i poklepała lekko zwierze, pozwalając mu odbiec. - Możecie mnie przenieśc do Londynu? Muszę coś załatwić.
-Na mnie nie licz, jestem wykończony- Trip podniósł ręce w geście kapitulacji.
-Chester?- spytała z nadzieją w głosie
-Przecież wiesz, że nie potrafię ci odmówić. Co masz do załatwienia?
-Chcę na chwilę wrócić do mieszkania Livii, zostawiłam tam stary szkicownik, a chyba mogą tam być jakieś wskazówki dotyczące klątw. A potem chciałam poozmawiać z Draconem i zabrać go do zamku.
-O nie! Absolutnie się nie zgadzam. Żaden Malfoy nie przekroczy tego progu.- zawołał Trip
-Jakiego progu?- Alea usłyszała za sobą głos brata, który pojawił się znikąd.
-Progu zamku. Twoja siostra chce do nas sprowadzić swojego arystokrate
-Nie zgadzam się- skomentował to krótko Clawten.
-Myślisz, że brak twojej zgody mi w czymś przeszkodzi?- prychnęła Alea
-Myślę, że stanowi to dosyć spory problem, biorąc pod uwagę, że sama go nie przeniesiesz, bo niestety, ale nie masz takiej mocy. Siostrzyczko- blondyn uśmiechnął się cynicznie.
-Myślę, że nie masz prawa mówić mi co mam robić, a czego nie, biorąc pod uwagę, że bardzo szybko odzyskuję moc. Braciszku.- odparła dokładnie takim samym tonem, mrużąc złowrogo oczy.
-Chcesz mnie przestraszyć? Bo słabo ci idzie. - stwierdził z uśmiechem.
-Chyba się zapominasz.- powiedziała powoli, bardzo uważnie akcentując każde słowo. Kiedy Claw chciał coś powiedzieć, zamiast słów, z jego ust wydobyłała się woda. Spojrzał na siostrę ze zdziwieniem, nie mogąc przestać krztusić się wodą. Zalała całe jego płuca tak, że niemożliwe było zaczerpnięcie powietrza. Upadł na ziemię, zaciskając pięści, nie mogąc nic zrobić. Po chwili koszmarne uczucie zniknęło, a Alea patrzyła na niego z tryumfem na twarzy. -Następnym razem mogę tego nie zatrzymać. Uważaj co mówisz, bo możesz wytrącić mnie z równowagi. 
-Nie możesz atakować każdego, kto co się sprzeciwia.- powiedział ze złością Trip
-Nie? Widzisz, ja jakoś nie mam z tym problemu. Słuchaj, wiem, że go nie lubicie, ale Draco jest dla mnie ważny i chcę, żeby przy mnie był. Czy tak trudno to zrozumieć? Tak ciężko wam schować tę cholerną dumę i po prostu mi na to pozwolić?- spytała, a w jej głosie zamiast złości, pojawiło się rozczarowanie.
-Mnie nikt o zdanie nie pytał, nie mieszaj mnie w to- usłyszała głos Chestera.
-Ty się zgadzasz?- zapytała z nadzieją.
-Jak sama stwierdziłaś, nie lubię go. Nie jest typem, z którym mógłbym się zaprzyjaźnić, ale skoro to dla ciebie ważne...
-Czy ty mówisz poważnie? Chester litości! To Malfoy!- krzyknął Claw
-Wybacz stary, jeżeli to sprawi, że Alea poczuje się lepiej, to ja nie mam z tym problemu. No...a poza tym, nie lubię pływać.- odparł z uśmiechem i odszedł od przyjaciół, kiwając głową na Aleę.

Dziewczyna uważnie przeglądała zawartość szuflad, nie mogąc znaleźć swojego szkicownika. Miała nadzieje go znaleźć, ponieważ wydawało się jej, że na jednym z rysunków zapisała coś o klątwie. Kiedy ze złością warknęła i odrzuciła kolejną teczkę, usłyszała pukanie do drzwi. Dosyć zdziwiona poszła je otworzyć, a uczucie pogłębiło się, kiedy w progu zobaczyła Matta.
-Co ty tu robisz?
-Myślę, że to ciebie powinienem o to spytać. Jestem tu częściej, niż ty. Myślałem, że Livia już wróciła. 
-Jeszcze jej nie ma, wejdz.- odsunęła się, umożliwiając mu dostanie się do środka.
-To powiesz mi, co cię tu sprowadza? Myślałem, że już zadomowiłaś się u Dracona.
-Nie mieszkam u niego cały czas. Znalazłam swój dom.
-Nie sądziłem, że kontakty między tobą, a Livią doprowadzą do tego, że się wyprowadzisz. Nie wspominała, że szukasz czegoś nowego.
-Bo nie szukałam. Matt, ja wiem o Casa de Rau. Wiem kim jestem, wiem kim ty jesteś. Wiem, że kilka lat temu wcale nie miałam wypadku, który spowodował zanik pamięci. Nie wiem tylko czemu przez te lata mnie okłamywałeś. Myślałam, że faktycznie coś do mnie czułeś. Że ci zależało.- powiedziała cicho, stając tuż przed nim. Oczy Matta rozszerzyły się ze zdziwienia, nie spodziewał się, że pamięć Alei kiedykolwiek wróci. -Od kiedy wiesz? 
-Kilku miesięcy. Właściwie wspomnienia wróciły zaraz po tym, kiedy znowu zamieszkaliśmy w Londynie. Teraz po prostu wszystko tworzy całość. Dlaczego Matt?- spytała łamiącym się głosem.- Dlaczego nie mogłeś zdobyć się na to, żeby powiedzieć mi prawdę? Naprawdę tak mało dla ciebie znaczyłam?- poczuła, że z jej oczu wypływają łzy. Nie miała zamiaru udawać, że to jej nie ruszyło. Chłopak zawsze był dla niej ważny. Był jedyną osobą, która do niczego jej nie zmuszała, nie poganiała. Akceptowała zmienny nastrój. Matt zawsze był. Czuła się oszukana. Zdradzona.
-Nie myśl tak.- powiedział, wycierając łzy z jej policzków. - Przez ostatnie lata nie miałem pojęcia co robić, nie wiedziałem, czy to wszystko jest słuszne, ale jedyne, czego byłem pewny, to to, że cię kocham Alea. Zawsze byłaś najważniejsza. - wziął jej twarz między swoje dłonie, a swoje czoło oparł o jej. - Nigdy nie chciałem dopuścić do tego, żebyś zwątpiła we mnie. Nawet jeśli ty niczego do mnie nie czujesz. Wiem, że jest Draco. Od początku was do siebie ciągnęło. Nie mogę stawać wam na drodze. Dlatego wolałem się usunąć, chociaż cholernie boli mnie to, kiedy widzę was razem. 
-Jak mogłam dopuścić do tego, żebyś ty zwątpił we mnie?- zapytała, zupełnie nie kontrolując swojego głosu.- Matt tęsknie za tobą. Za siedzeniem na kanapie, wgapianiem się w telewizor, za spacerami. Za tym jak opowiadałeś mi o mnie. Za tym jak dobrze się z tobą czułam. Jestem idiotką, bo nie potrafiłam tego docenić. Przepraszam- zawyła- Tak strasznie cię za to przepraszam. - chciała powiedzieć coś jeszcze, ale poczuła na sobie usta Matta. Poczuła wszystkie uczucia, które nim targały i które były dokładnie takie same, jak te obecne w niej. Tęsknota, żal, potrzeba bliskości. Oddała pocałunek z pełnym zaangażowaniem i zaplotła dłonie na jego karku. Bała się odsunąć nawet na centymetr, jakby w obawie, że on zaraz odejdzie. Ale nie miał takiego zamiaru. Przeniósł swoje dłonie na dół jej pleców, by po chwili zjechać nimi niżej i podnieść do góry. Alea instynktownie oplotła go nogami, nie oddalając się od jego ust. Zrobiła to dopiero wtedy, kiedy poczuła, jak stara się położyć ją na łóżku, jak najbardziej delikatnie. Popatrzyli na siebie przez chwile, jakby utwierdzając się w tym, jak bardzo się teraz potrzebują. Nie spiesząc się, zaczęła odpinać jego koszulę. Całowała każdy, nowo odkryty kawałek jego ciała. Kiedy rzuciła ubranie za siebie, przeniosła swoje usta na jego szyję, pamiętając o wrażliwym punkcie tuż pod linią żuchwy. Mruknęła z niezadowolenia, kiedy chłopak odsunął się od niej, ale uśmiechnęła się, kiedy zorientowała się, że chciał po prostu ściągnąć jej bluzkę. Popchnął ją tak, by położyła się na poduszkach i zaczął całować ją po odkrytych ramionach, kierując się następnie coraz niżej. Zatrzymał się, kiedy napotkał przeszkodę, w postaci spodni dziewczyny, ale szybko się ich pozbył. Alea kilka chwil później nie pozostała mu dłużna, odpinając zamek jego jeansów przejechała dłonią pod gumką jego bokserek. Podniosła się nieco do góry, kiedy jego ręka powędrowała do zapięcia jej stanika, by umożliwić mu zdjęcie go. Tak samo uczyniła z biodrami, kiedy ręce Matta zsunęły się z nich, zdejmując jej koronkową bieliznę. Jęknęła cicho, kiedy poczuła, jak ręka chłopaka znalazła się między jej udami. Kiedy zobaczyła, że nie ma już na sobie bokserek, wypchnęła biodra do góry, ponaglając go. Wydała z siebie gardłowy dźwięk, kiedy poczuła, że znowu stanowią jedność. Za każdym razem, kiedy ich ciała idealnie się zgrywały. Kiedy tak bardzo do siebie pasowali. Wtedy czuła, jak bardzo go potrzebowała. Jak ważny jest dla niej, by znowu był obecny w jej życiu. Nie jest pewna, czy mogła stwierdzić, że jest szczęśliwa. Była rozdarta. Rozdarta między tym, co czuje do Matta, a co czuje do Dracona. Byli dla niej ważni. Każdy z nich dawał jej coś innego. Nie potrafiła jednak stwierdzić, czego potrzebowała teraz. Kiedy po ostatnich wspólnych ruchach zmęczeni opadli obok siebie, popatrzyła na niego z całkowicie szczerym uczuciem. Przysunęła się bliżej  i wciąż ciężko dysząc, złożyła na jego ustach krótki pocałunek. 
-Nigdy więcej nie pozwól mi odejść. Rozumiesz? - spytała i uśmiechnęła się, kiedy popatrzyła w oczy chłopakowi. Nie musiał wypowiedzieć ani jednego słowa. Jego wzrok mówił wszystko. 


Alea siedziała w kuchni, w mieszkaniu Dracona. Wyszła ze swojego starego domu chwilę po tym, kiedy przyszła Livia. Nie dało się nie zauważyć zdziwionego, ale jednocześnie zadowolonego wzroku blondynki, kiedy dostrzegła dawną parę siedzącą razem, będącą zdecydowanie pod wpływem silnych emocji. Policzki nadal ją piekły na wspomnienie sprzed kilku godzin, ale bardzo starała się nie dać niczego po sobie poznać. Udało się jej przekonać Dracona, by został z nią przez kila dni w zamku. Zasugerowała, że jeśli tak bardzo boi się o jej bezpieczeńswto, to może powinien po prostu być tam z nią. Mimo ogromnej niechęci do przyjaciół dziewczyny, zgodził się. Popatrzyła na wiszący zegarek. Chester miał pojawić się u nich za trzy minuty. Draco wszedł do kuchni, wieszając na ramieniu torbę ze swoimi rzeczami. Ciemnowłosa uśmiechnęła się do niego pogodnie, starając się ukryć zawstydzenie, które ją ogarnęło. Trzymała blondyna za rękę, a kilkadziesiąc minut temu spędziła bardzo upojne chwile ze swoim byłym chłopakiem. Tłumaczyła się przed sobą, że właściwie ona i młody Malfoy nie są parą, więc takie zachowanie mogło być do zaakceptowania. Widział, że coś trapi dziewczynę, ale wolał z nią porozmawiać na spokojnie, bez obaw, że za chwilę ktoś się pojawi i zniweczy jego plan. Zgodnie z jego oczekiwaniami, Chester właśnie się pojawił. Posłał wesoły uśmiech Alei, skinął głową na Dracona i bez słowa wystawił swoje ręce, by je złapali i natychmiast przeniósł ich pod zamek. Zostawił ich samych, dając dziewczynie możliwość oprowadzenia gościa, oraz dlatego, że wolał znaleźć się jak najdalej od Malfoya.
-No...nieźle- wydusił z siebie Draco, patrząc z niedowierzaniem na zamek. 
-Nie przesadzaj, ty też nie mieszkasz z chatce ogrodnika- zaśmiała się Alea
-No nie...ale u mnie są okna, no i drzwi, w ścianach są wszystkie części i...
-Tutaj też wszystko jest, po prostu musisz chcieć to zobaczyć, a Casa de Rau musi cię zaakceptować. 
-Co znaczy zaakceptować? 
-Musisz przejść test- wzruszyła ramionami- Chodź- pociągnęła go do największych drzwi i przyłożyła jego dłoń do skały wystającej ze ściany. Szybko ją oderwał, kiedy poczuł bolesny ucisk, Zobaczył, że po skórze cieknie krew.
-To jest ten cały test? Sprawdzacie próg bólu?
-Gdyby to było takie proste- uśmiechnęła się i podniosła dłoń do drzwi. Te otworzyły się, kiedy tylko ich dotknęła.- Teraz pozostaje mieć nadzieję, że zostałeś zaakceptowany.
-A co, jeśli nie jestem?-spytał niepewnie
-Nie przeżyjesz nocy- odpowiedział głos ze schodów, należący do brata dziewczyny.- Nasz dom wybiera sobie gości, jeśli wyczuje w tobie zagrożenie, to już nie zobaczysz się ze swoimi znajomymi Śmierciożercami. To pewnie będzie dla nich spora strata...oczywiście jeśli będą cię pamiętać po wyjściu z zamknięcia. 
-Odpuść Claw- warknęła Alea stając przed blondynem- Zrób mi przysługę i nie wchodź nam w drogę. 
-Och...ja chciałem tylko przywitać gościa- uśmiechnął się promiennie, niezwykle sztucznie.
-Więc już możesz iść. Zajmij się sobą.
-Obwiam się droga siostro, że chwilowo nie posiadam zajęcia, stwierdziłem więc, że doskonałym pomysłem będzie dotrzymanie wam towarzystwa, kiedy będziecie zwiedzać zamek. W końcu jeszcze nie pamiętasz wszystkiego, byłaby szkoda, gdybyście wpadli w pułapkę. Ktoś mógłby tego nie przeżyć- mówiąc to przekrzywił głowę na bok, niemal zabijając Malfoya wzrokiem. Ten jednak obrzucił go jedynie zupełnie beznamiętnym spojrzeniem.
-Myślę, że ze zwiedzaniem poczekamy do jutra, kiedy zrobi się jasno. A teraz pozwolisz drogi bracie- odparła,a  w jej słowach jad był niemal namacalny- Że zabiorę swojego gościa do mojej komnaty. Znajdz sobie znajomych. Wiem, że z twoją osobowością to bardzo trudne, ale może jakiś głupiec cię polubi. Tylko nie pokazuj swojej prawdziwej natury, to może go zniechęcić.  

Pociągnęła Dracona za rękę i wyminęła swojego brata, kierując się w stronę swojej komnaty. Kiedy na ich drodze pojawili się rycerze, nie pozwalając chłopakowi przejść, Alea powiedziała ciche zaklęcie deschide. Dzięki któremu mogli spokojnie przekroczyć próg jej włości. Nagle poczuła silny ból głowy, kiedy powróciło do niej bardzo silne wspomnienie. Zaklęła cicho i wybiegła, krzycząc jeszcze do Draco, że zaraz wróci i ma się rozgościć. Biegła po schodach i korytarzach ignorując rycerzy i pytające spojrzenie Tripa, który właśnie wracał z kuchni. Pobiegła przed wejście, gdzie zostawiła swojego brata. Kiedy zobaczyła, że siedzi na jednym ze stopni zaczęła krzyczeć.
-Ty podły tchórzu! Nie daruję ci tego, rozumiesz? Nigdy ci tego nie zapomnę! Jak mogłeś chcieć poświęcić swoją rodzinę?!- jej oczy ciskały pioruny, barwa tęczówek przybrała bursztynowy odcień, a powietrze wydawało się gotować.
-O czym ty mówisz? -spytał przestraszony zachowaniem siostry. Szybko się podniósł i starał się zachować bezpieczną odelgłość.
-O czym mówię?! O tym, że jesteś potworem! Już wiem, czemu wtedy wyjechałeś. Czemu rodzice nie chcieli, żebyś wrócił. Zdradziłeś nas! Byłeś zdolny poświęcić nasze życie dla kogoś zupełnie obcego! Ta dziewczyna była ważniejsza od nas? Amaya znaczyła dla ciebie więcej niż my?
-Nie rozumiesz...
-Nie chcę rozumieć! Nie chcę wiedzieć jak można być tak bez honoru, żeby zrobić coś takiego. Brzydzę się tobą. Rozumiesz? Brzydzę się i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jeżeli tak zachowują się wszyscy, to ja nie chcę nazywać się Salarin. Rodzice też nie są bez winy, prawda? Doskonale wiesz, czemu zniknęli, wiesz, czemu mnie nie szukali. Ja też już wiem. Co, zdziwiony? Nie sądziłeś, że tak szybko odkryję prawdę. Niespodzianka! Pewnie pamiętasz, że mam większą moc, niż możesz sobie wyobrazić. To dlatego...-urwała w pół zdania, kiedy poczuła, że zaczęła się dusić. Claw patrzył jej prosto w oczy z ogromnym smutkiem wypisanym na twarzy. Po jego policzkach ciekły łzy, ale mimo to pozwalał działać zaklęciu. Dziewczyna próbowała z nim walczyć, ale upadła na podłogę, trzymając się za gardło i starając się złapać oddech.
-Wiem, że znienawidzisz mnie za to jeszcze bardziej, ale to za wsześnie Alea...jeszcze nie możesz tego pamiętać.
-Nie!-krzyknęła, a szyby w okiennicach niebezpiecznie się zatrzęsły- Nie możesz mi tego zrobić! Słyszysz? Nie masz prawa!- znowu nie mogła złapać oddechu, krztusiła się, a z jej oczu lały się strumienie łez. Jedną ręką wciąz trzymała się za gardło, a drugą usiłowała podeprzeć, by patrzeć na brata. Czuła, że powoli opuszczają ją siły. Nie potrafiła się bronić.
-Mam nadzieję, że jeśli kiedyś sobie o tym przypomnisz, będę bardzo daleko. Przepraszam Alea, nie mam wyjścia- szepnął, patrząc na nią ze smutkiem, starając się zachować obojętny wyraz twarzy. - Obliviate

3 komentarze:

  1. Zajebisty rozdział!
    Wzruszający, szczególnie ostania scena chwyta za serce! Nawet nie wiem czy mi bardziej żal Clawa czy Alei...
    Weny do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. http://szlafrok-smierciozercy.mylog.pl/ ocenę?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy