niedziela, 17 sierpnia 2014

46. Go away

Dracon Malfoy siedział na krześle przy swoim biurku. Z grymasem odkładał każdy rysunek Alei,wyciągnięty spomiędzy swoich książek i dokumentów. Rzeczy dziewczyny walały się dosłownie wszędzie. Draco odniósł wręcz wrażenie, że przejęła ona całe jego mieszkanie. Co chwila potykał się o jej ubrania rzucone na podłogę. Znajdował szkice pod łóżkiem, na blacie kuchennym były pozostałości po ziołach, a w szafce ubywało naczyń, kiedy zbyt się zdenerwowała i coś przypadkiem się roztrzaskało. Radziła sobie coraz lepiej, ale moc ją przerastała. Clawten bardzo dosadnie uświadomił go, że ta niepozorna, kapryśna dziewczyna jest tykającą bombą. Wystarczy jedno, nieodpowiednie słowo i stanie się nie do opanowania. Z jednej strony to przydatne, przez takie wybuchy może się świetnie bronić. Jednak z drugiej, jeśli straci nad sobą kontrolę w nieodpowiednim momencie, strach pomyśleć jakich zniszczeń może dokonać. Jeśli wpadnie w szał, jedynie moc Clawtena może ją powstrzymać. Jako jedyny jest silniejszy. Być może ich wspólna wyprawa nauczy ją opanowania i pokory. Podczas jednego ze wspólnie spędzanych wieczorów w zamku padło bardzo ważne pytanie. Gdzie są ich rodzice? Czy w ogóle żyją? Od tylu lat nikt nie miał od nich wiadomości. Sam Claw przeszukał wszystkie znane mu posiadłości, by znaleźć chociaż ślad ich obecności. Na nic. Jakby zapadli się pod ziemię. By upewnić się, że nie zapadli się pod nią dosłownie, postanowili wybrać się do Viata Pădure. Jest to miejsce niemal święte dla Salarinów. Nikt poza nimi nie zna jego lokalizacji, nikt inny by tam nie trafił. Ponoć jest to magiczne miejsce, ale co takiego tam się znajduje, wiedzą tylko oni. Obawiał się tego, że rodzeństwo uda się tam samo. Ich relacje nie poprawiły się na tyle, by mogli w spokoju wspólnie przebywać, a co dopiero być zdanym tylko na siebie. Chociaż przestali rzucać w siebie urokami, a okiennice coraz częściej pozostają nienaruszone podczas ich sprzeczek nadal uważał, że nie był to dobry pomysł. Trip, albo Chester powinni z nimi polecieć. Sam chętnie by to zrobił, by mieć ich na oku, gdyby nie ostatnio panujące kontakty z Aleą. Przed ich podróżą wrócili na kilka dni do Londynu. Głównie po to, by sprawdzić co z Marlene, ale Alea uparła się, że musi spotkać się z Livią i Mattem. Od tego spotkania było inaczej, Chodziła rozkojarzona, praktycznie nie słuchała o czym do niej mówił, a gdy pytał o co chodzi zbywała go, tłumacząc się stresem przed podróżą z bratem. Było coś jeszcze. Czuła się nieswojo. Często widział, jak spłoszona odwracała od czegoś wzrok, jak nerwowo zaciskała pięści, mówiła coś pod nosem. Odejdź.  Odwracała się gwałtownie na każdy ruch, czy cień. On też czuł się dziwnie. Czuł czyjąś obecność w mieszkaniu. Czasem miał wrażenie, że widzi kogoś w odbiciu lustra, albo jak coś przemieszcza się po pokojach. Nie czuł strachu. Zazwyczaj z czyjąś obecnością wiąże się napięcie. On tego nie czuł. Był zupełnie spokojny. Zniszczysz go. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Ale tak jakby ta obecność nie była zła. Odłożył wszystkie rysunki na brzeg biurka, gdzie powinny znajdować się od początku ich powstania. Nie zwracał uwagi na to, co na ich było. Zbyt duży natłok informacji stał się przytłaczający, dlatego starał się od tego odciąć. Usłyszał ruch za sobą i gwałtownie się odwrócił, ale cokolwiek tam było, zdążyło uciec. Zastanawiał się, czy ktoś faktycznie jest w jego domu, czy tylko chce, by tak było. Zbliżały się urodziny Leaili. Wciąż za nią tęsknił. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek przestanie, ale to chyba nie było możliwe. Za bardzo ją kochał. Alea pojawiła się w jego życiu, ale nie zastąpi Leaili. Trip wspominał kiedyś o matce Alei. Powiedział, że miała niesamowitą moc. W dziwnych, nikomu nieznanych wierzeniach była kimś w rodzaju kapłanki. A kapłani potrafią być w dwóch światach jednocześnie. Są przejściem, między światem żywych, a umarłych. A skoro potrafią przeprowadzić ludzi na jedną stronę, to czemu nie na drugą? Kiedy Draco spytał, czy Niobe faktycznie potrafiła sprowadzać ludzi do świata żywych, on tylko się zaśmiał i stwierdził, że gdyby to było możliwe i Alea potrafiłaby kontaktować się z tamtym światem, a do tej pory nie zauważył u niej nocnych pogaduszek z duchami. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie jest możliwe. W końcu nikt nie może być panem życia i śmierci, jednak nie mógł przestać o tym myśleć. Kiedy przypadkiem wspomniał o tym Alei, odparła, że gdyby to było możliwe i nieszkodliwe, ożywiłaby wszystkich, którzy odeszli zbyt wcześnie. Wszystkich. Więc też Leailę. Co by było, gdyby Alea mogła ją sprowadzić? Poprosiłby o to? A może sama by się domyśliła. Czy byłaby świadoma, że gdyby była taka możliwość, bez zastanowienia wybrałby Leailę, nie zważając na konsekwencje? Może wiedziała i to dlatego, ukrywała przed nim tę moc. Szybko odgonił od siebie tę myśl. Alea może nie miała najbardziej szlachetnego serca z osób, które znał, ale nie zrobiłaby mu tego. Doprawdy? Nie odebrałaby mu szansy, na szczęście. Znowu ruch. Teraz gdzieś za drzwiami. Wiedział, że mu się nie wydawało. Poszedł do salonu, gdzie wydawało mu się, że skierowała się postać. Trzymał przed sobą różdżkę, był całkowicie gotowy, by w razie czego zaatakować. Jednak to, co zobaczył sprawiło, że zupełnie wmurowało go w ziemię. Opuścił rękę wzdłuż tułowia i wpatrywał się w jedno miejsce. Myślał, że zupełnie zwariował, ale wszystko było zbyt realne, by tylko mu się zdawało. 
-Jak się tu znalazłaś?- spytał drżącym głosem, ale w odpowiedzi otrzymał tylko przepraszający uśmiech. 
-Wróciłaś?- spytał ponownie. Dziewczyna przecząco pokręciła głową. Widział w jej oczach smutek. Ogromny smutek i tęsknotę. Patrzyła na niego z taką samą miłością i czułością jak zawsze.Wyciągnęła do niego bezradnie dłoń, jakby chciała go chwycić, ale po chwili ją opuściła. Orientując się, że to nie jest możliwe.
 - Możesz wrócić?- przytaknęła. -Jak?- wskazała na stos ksiąg rozrzuconych na stole. Ksiąg Alei. Nigdy ich nie przeglądał. Mówiła, że są po francusku i i tak ich nie zrozumie. Podszedł do nich i położył dłoń na pierwszej, ale brunetka zaprzeczyła ruchem głowy. Kiedy dotknął następnej, uśmiechnęła się. Zaczął przeglądać strony, dałby sobie odebrać różdżkę, że spuścił wzrok na kilka sekund, ale kiedy podniósł głowę, dziewczyny nie było. Nagle zrobiło się przeraźliwie zimno, a firanki zafalowały, mimo zamkniętych okien.  Pomyślał, że zupełnie postradał zmysły, ale postanowił przejrzeć księgę. Faktycznie nic z niej nie rozumiał, jeden z wielu podręczników ze szkoły. Jednak pojawiło się kilka stron, które go zaintrygowały. Były to małe kartki, zapisane ręcznie. W zupełnie nie znanym mu języku. Niektóre symbole przypominały starożytne runy. Nie potrafił ich czytać, ale było to coś podobnego do ich, nieco zmodyfikowane. Były też rysunki. Nieskończone. Przedstawiające dłoń, wynurzającą się w wody. Łapę z dużymi pazurami. Kły. Duże kły, z całą pewnością jakiegoś zwierzęcia. Miał trochę czasu do powrotu Alei, więc postanowił dowiedzieć się, co znajduje się a tych kartkach. Był niemal pewny, że Salarin go okłamała. Nie wiedział tylko czemu i w jakim stopniu.  


-Wiesz, myślę, że bardzo ułatwiłabyś nam zadanie, gdybyś się tak nie wlekła, chociaż twoje tempo można nazwać raczej toczeniem się. Pod górę. Bardzo stromą górę. Czy ty w ogóle się poruszasz?- ironizował, lekko wyprowadzony z równowagi Claw. 
-Może po prostu osłaniam tyły? Na każdej misji tak się robi. Ktoś toruje drogę, a ktoś pilnuje tyłu, a kiedy coś atakuje tego pierwszego, ucieka.  Nie oglądasz filmów? - przewróciła oczami, opierając się o drzewo. - Możemy zrobić przerwę? Zmęczyłam się. 
-Przecież robiliśmy niedawno.
-Tak, cztery godziny temu, kiedy wreszcie przyznałeś, że jednak prawdopodobnie nie idziemy w dobrym kierunku. - warknęła, ciężko opadając na ziemię. 
-Przepraszam, że nie jestem pewien gdzie iść w lesie, który kończy się chyba na Alasce. Dodam tylko, że nigdy tam nie byłem. Właściwie nawet nie wiemy, czy coś takiego istnieje. 
-Chcesz mi powiedzieć, że od kilku godzin błądzimy po lesie, szukając miejsca, które może istnieć tylko w legendach? Nie, jak dla mnie świetnie. Całe życie marzyłam o tym, żeby chodzić i podziwiać krzaki i drzewa, które, do cholery wyglądają identycznie! 
-Właśnie, więc nie dziw się, że się zgubiliśmy.
-O nie mój kochany, jedyny i wcale nie denerwujący braciszku. To ty się zgubiłeś, bo jak sam powtarzasz co chwilę, to ty prowadzisz, bo ja się nie znam. 
-Bo kobiety nie mają pojęcia o tym, jak zachowywać się w terenie. Zawsze mężczyzna odpowiada za mapę, kompas, wytyczanie ścieżek, planowanie. A wy co robicie poza gadaniem?
-Myślimy. 
-To czemu tego nie robisz? 
-Masz szczęście, że nie chce mi się wypowiedzieć żadnego zaklęcia. Gwarantuję, że byłoby bolesne. - Alea zmrużyła gniewnie oczy, patrząc do góry na brata. 
-Miałbym szczęście, gdybyś po prostu przestała się odzywać.
-A kilka tygodni temu błagałeś, żebym zaczęła z tobą rozmawiać. Claw, nie mam ochoty na bycie obiektem twoich wewnętrznych kłótni. Uporaj się z tym i dopiero wtedy do mnie mów. 
-Nie wiem co mną kierowało, kiedy zacząłem cię szukać, ale zdecydowanie byłem niepoczytalny. - stwierdził, patrząc z rezygnacją na siostrę, która zachowywała się jak marudna kilkulatka. 
-Gdzie się podziała twoja chęć do ocieplania naszych kontaktów, drogi bracie?- spytała przesadnie miłym głosem.
-Została pogrzebana żywcem na początku lasu, kiedy zaczęłaś mówić. 
-Ranisz.- skomentowała beznamiętnie i niezgrabnie podniosła się z ziemi, otrzepując pelerynę z liści. - To naprawdę bez sensu, że jako jedni z najpotężniejszych czarowników musimy poruszać się o własnych nogach. Jest przecież tyle możliwości transportu.
-Oczywiście pamiętasz o tym, że aura lasu nie sprzyja czarom i żadne magiczne stworzenia spoza granicy tutaj nie wejdą? 
-Oczywiście, że o tym pamiętam. Ruszajmy dalej, może w końcu trafimy.- odparła, po czym zaczęła iść przed siebie, nie oglądając się.
-Alea!- zawołał za nią Clawten
-Czego znowu chcesz? - odwróciła się zniecierpliwiona. Była zmęczona i chciała jak najszybciej  dotrzeć na miejsce. 
-Nie w tę stronę- posłał jej promienny uśmiech, wskazując prawidłowy kierunek. Alea zacisnęła ze zdenerwowania szczękę i szybko go mijając, rzuciła :
-Tylko cie sprawdzałam.- na co Clawten zaśmiał się pod nosem i ruszył za nią. Pozwolił jej prowadzić, widząc, że trzyma się kierunku. Szedł w bezpiecznej odległości, by nie dostać kawałkiem gałęzi, dlatego nie zrozumiał, kiedy Alea spytała:
-Czujesz to?
- Co mam czuć?- zapytał podchodząc bliżej
-Mam wrażenie, że jesteśmy na miejscu- powiedziała cicho, robiąc ostrożnie krok w przód. Clawten zrównał się z nią i przytaknął kiwnięciem głowy. Ziemia była jakby innego koloru, była czymś w rodzaju granicy. Początkowo drzewa nie różniły się od tych z wcześniejszej części lasu. Nagle jednak uderzyła w nich siła, bijąca z pni drzew. Zupełnie obumarłych drzew. Tam gdzie stali, konarów było najwięcej, od każdego z nich biła moc. Ale ta moc była...martwa. Spojrzeli na siebie i powoli szli do przodu. Znaleźli to miejsce. Właśnie znajdują się w Viata Pădure. Świętym miejscu dla Salarinów, gdzie każdemu z członków rodu odpowiadało jedno, potężne drzewo. Drzewo rosło razem z danym czarownikiem. Umierało razem z nim, ale nic nie było w stanie go zniszczyć. Alea rozglądała się dookoła, była przytłoczona tym miejscem. Ciężko było jej oddychać. Każdy kolejny wdech wiele ją kosztował. Musiała przytrzymywać się drzew, by nie upaść, ale każdy kontakt z korą był dla niej bolesny. Jakby wszystko chciało jej pokazać, że nie powinno jej tutaj być. Claw nie zwracał na nią uwagi, szedł przodem pochłonięty mocą. On czuł się tam doskonale. Czuł w sobie ciepło, energię. Odwrócił się, kiedy usłyszał za sobą hałas. Zobaczył, że Alea podpiera się o ziemię, klęcząc. Podbiegł do niej i podniósł jej głowę do góry. Ciężko oddychała, a kosmyki włosów przyklejały się do spoconych policzków. 
-Co się dzieje?- spytał przestraszony. Alea próbowała coś odpowiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle. Ręce się pod nią załamywały, każda chwila przy martwych drzewach zabierała jej siły. Nie myśląc dłużej wziął ją na ręce i ruszył niemal biegiem przed siebie. Minął dziesiątki, może setki martwych drzew, by dotrzeć do tych, których poszukiwali. Zaleźli te cztery drzewa, a których im zależało. Położył ją ostrożnie pod najmniejszym z nich, cierpliwie czekając, aż odzyska siły.
-Co to było?- zapytała słabym głosem. 
-Przodkowie. Nie są zadowoleni z twojej obecności.
-Myślałam, że chociaż rodzina mnie poprze- odparła, posyłając mu zbolały uśmiech. 
-Nie spodziewałem się aż takiej reakcji. Nawet po nich. Coś musi im bardzo w tobie nie odpowiadać. 
-Ale tutaj już jest lepiej. Myślisz, że ci ostatni mnie lubili? 
-Ciężko stwierdzić, ale myślę, że są miej radykalni niż ci, sprzed kilku stuleci. Zaleźliśmy je. Wiesz o tym?
-Jeszcze nie oślepłam. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy nie.
-Rodzice żyją.
-Ale ich przy nas nie ma. Coś musiało się stać, że zniknęli i jeszcze się nie pojawili. 
-Może mają powód?
-Który rodzic znika na kilka lat i nie wraca nawet wtedy, gdy jego dzieci są w śmiertelnym niebezpieczeństwie? 
-Może właśnie to jest ten powód- odparł Claw- Może ich tu nie ma, bo wiedzą, że ich obecność tylko pogorszyłaby sytuację. 
-Może...mam nadzieję, ze masz rację, ale jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi. Spójrz na moje drzewo. Było podpalone. 
-Myślisz, że ktoś chciał cię w te sposób zabić? Przecież to nie jest możliwe. 
-Myślę, że ktoś chciał w ten sposób ukryć to, że żyję. Pytanie tylko, kto to był i czy to ta sama osoba, która usunęła mi pamięć.  
-Jeśli to ktoś inny, to chyba masz więcej wrogów, niż ci się wydawało. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że te osoby w końcu połączą siły i uderzą w nas wszystkich. 
-Uderzą od środka, prawda? 
-Już zaczęli eliminować przeszkody. Przetrwają najsilniejsi, a wśród nich jest zdrajca. 
-Czyli pomagamy przeżyć temu, kto chce nas wykończyć? Kto by pomyślał, że Salarini dadzą się tak podejść. - westchnęła zrezygnowana. 
-Nie poddawaj się tak łatwo siostrzyczko. Mamy coś, o czym inni boją się pomyśleć.- uśmiechnął się do niej przebiegle. - Mamy moc o której nikomu się nie śniło, a jeśli będziemy trzymać się razem, będziemy nie do pokonania, rozumiesz? 
Rozumiała. Wiedziała, że jedyną szansą na przeżycie będzie współpraca z jej bratem. Tylko on może jej pomóc w odkrywaniu mocy. Wiedziała, że nie może zaufać mu w stu procentach. Nie zrobiłaby tego. To co jej zrobił siedziało w niej zbyt głęboko. Ale przyszedł czas na schowanie dumy i urazów. Zbliżała się wojna. Trzeba było zawrzeć z kimś sojusz. A z kim, jeśli nie z rodziną? 


Młody Malfoy chodził od ściany do ściany. Dostał od Alei kurka  z informacją, że podróż się udała. Ich rodzice żyją, a ona pojawi się w mieszkaniu na wieczór, ponieważ ma mu coś ważnego do przekazania, co jest za długie na wiadomość. Starał się być spokojny, ale nie potrafił. Okłamywała go, przez cały ten czas go okłamywała. Tylko czemu? Czy faktycznie była aż taką egoistką? Czy miała w tym swój cel? Jak mogła być tak bezduszna, że zataiła przed nim informacje, że może pomóc wrócić Leaili. Mógłby wrócić David, Vincent, Adam. Czy to nie były osoby, które odeszły zbyt wcześnie? Usiadł na skraju łóżka i przetarł twarz dłońmi, by po chwili ją tam ukryć. Był zły, rozżalony, rozczarowany. Nie spodziewał się tego po Alei. Wszystkiego, ale nie tego, że celowo zrobi coś, co w niego uderzy. Chociaż właściwie co on o niej wiedział. Zupełnie nic. Przez chwilę myślał, że byli sobie bliscy, że kiedyś im się ułoży. Teraz wiedział, że to było niemożliwe. Alei nie zależało na jego szczęściu. Ją obchodziła tylko jej osoba. Usłyszał przekręcany klucz w zamku. Otwierające, a po chwili zamykające się drzwi. Słyszał wołanie dziewczyny i stukot jej obcasów, kiedy szła do pokoju. Mimo to, nie zmienił swojej pozycji. Bał się, że minimalny ruch spowoduje, że wybuchnie. 
-Wołałam cię, nie słyszałeś?- spytała pogodnym głosem, ale kiedy nie zauważyła jakiejkolwiek reakcji, spoważniała. - Draco, coś się stało? - podniósł na nią przekrwione oczy, a następnie spojrzał w stronę leżących na biurku kartek. Zdezorientowana podeszła, a z każdym krokiem, kiedy litery stawały się coraz większe, a rysunki coraz bardziej wyraźne, ona bladła. -Skąd to masz?- spytała siląc się na spokój.
-Dostałem pewne wskazówki, że możesz nie być ze mną do końca szczera- odparł beznamiętnie, nadal na nią  nie patrząc.
-Od kogo?
-Nie sądzisz, że to ja powinienem zadawać pytania?- zapytał, patrząc w jej oczy. Przestraszyła się, dawno nie widziała w jego spojrzeniu takiego chłodu. Wolała go nie drażnić.
-Co chcesz wiedzieć?
-Może to, dlaczego przez cały ten czas mnie okłamywałaś? Dlaczego niemal każdego dnia śmiałaś mi się w twarz?!- podniósł głos, gwałtownie wstając  i stając na przeciwko niej. 
-Draco to nie tak...-próbowała mu przerwać
-A jak?!  Codziennie patrzyłaś, jak bardzo męczę się ze świadomością, że chłopaki i moja dziewczyna nie żyją. Widziałaś jak bardzo nie mogę sobie z tym poradzić i jak za nimi tęsknie. Pocieszałaś mnie, mówiąc, że to i tak niczego nie zmieni, że nie cofniemy czasu, a ty mogłaś po prostu pomóc im wrócić. Czemu tego nie zrobiłaś?
-Nie mogłam...
-Mogłaś. Dobrze wiemy, że mogłaś. Odkryłaś to niedawno, więc wszystko pamiętasz.
-Nie zrozumiesz-próbowała się bronić, mając łzy w oczach, kiedy Draco niemal się na nią rzucił.
-Masz racje, nie zrozumiem. Nie wiem, czemu to przede mną ukrywałaś. Bałaś się, ze cię zostawię?
-To nie o to chodziło.
-A o co?!- krzyknął, ściskając jej ramiona. 
-Nie mogę- wyszeptała, pozwalając łzom płynąc po twarzy.
-Czego nie możesz? Teraz nagle nie możesz mówić? Jakoś wcześniej sobie radziłaś mówiąc te wszystkie podnoszące na duchu monologi. Do cholery Alea, jeśli potrafisz ich przywrócić to po prostu to zrób. Wtedy zapomnimy o całej sprawie!- wrzasnął i odsunął się od niej, widząc, że cała się trzęsła.
-Nie- powiedziała ledwo słyszalnie
-Słucham?- Draco miał nadzieje, że się przesłyszał.
-Nie zrobię tego- rzekła już pewniej.- Owszem mam taką moc, mogłabym to zrobić, ale tego nie zrobię. Nie przywrócę nikogo. Ani Davida, ani Vicenta, ani Adama, ani twojej Leaili. A wiesz czemu? Bo to nas zniszczy, to nas wszystkich zniszczy.- uniosła głos, nadal jednak płacząc.
-To ty nas niszczysz, robiąc wszystko pod siebie! Nie potrafisz znieść myśli, że ktoś może być szczęśliwy bez twojej obecności, bez twojego udziału. Nie zawsze będziesz najważniejsza, pogódź się z tym. Dam ci jeszcze czas, na przemyślenie tego i...
-Powiedziałam, że tego nie zrobię!- krzyknęła- Kto jest martwy, ma zostać martwy, taka jest kolej rzeczy i nic z tym nie zrobisz, rozumiesz? Oni już nie żyją. Nie ma ich tu. 
-Leaila jest. Wróciła.
-Wrócił kawałek jej osoby. Zrozum, jej już nie ma. Jest tylko błąkająca się dusza, która nie może znaleźć spokoju, bo wciąż roztrząsasz jej śmierć i jest tylko jej gnijące ciało. Nie ma już twojej Leaili! Kiedy to zrozumiesz? Ona odeszła i nie może wrócić. Jej miejsce jest po tamtej stronie!
-Wyjdź.- warknął
-Słucham? Powiedziałam coś, co zabolało i mam wyjść? Bardzo dojrzałe Malfoy, ale czego innego mogłam się po tobie spodziewać. Nigdy nie lubiłeś prawdy. 
-Wynoś się stąd, rozumiesz?- powiedział najbardziej zimnym tonem, na jaki było go stać- Zabieraj swoje rzeczy i się wynoś. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. 
-Nie mówisz poważnie- zaśmiała się zbita z tropu
-Masz pół godziny na spakowanie i zniknięcie z mojego mieszkania. Kiedy wrócę, ma nie być po tobie śladu.- dodał, wymijając ją.
-Jak masz żyć przyszłością, skoro nie chcesz zamknąć za sobą przeszłości?- spytała, a Draco jedynie odwrócił się przez ramię i rzucił.
-Pół godziny.
Usłyszała trzask drzwi, podeszła do progu i powoli się po nim osunęła. Nie mogła w to uwierzyć. Straciła go. Przegrała. Przegrała z martwą dziewczyną. 


12 komentarzy:

  1. Zajebisty rozdział!!!
    Szczerze pisząc, trochę mnie na kolana rzucił bo nie spodziewałem się taki niuansów...
    Czy Leaili uda się wrócić???
    Dlaczego Alea tego nie chce?
    Draco impulsywny...ale nie dziwię mu się, też bym się wkurzył...

    Co Ci przodkowie mają do Alei? O.o
    Ciekawe co wyniknie z jej współpracy z bratem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej, nowy rozdział!
    Strasznie mi się spodobał ten motyw z lasem, z drzewami i przodkami Salarinów. Naprawdę genialnie wymyślone i oczywiście jak zawsze piękna i zaskakująca nazwa tego miejsca. Ciekawa jestem czemu przodkowie aż tak bardzo nie lubią Alei. Wiadomo, czasami nie jest zbyt miła i dobra, ale to jednak rodzina. Widać też już, że chociaż Alea nie potrafi zaufać bratu to jednak zaczynają się dogadywać i współpracować, może wyjdzie im to na dobre :)
    Draco odkrył tajemnicę Alei... no to klops. Rozumiem czemu się tak zachował, zdenerwował i wyrzucił ją z mieszkania, przecież tęskni za ukochaną i chciałby ją odzyskać... Ale rozumiem też Aleę, wiem czemu nie chce przywrócić Leaili i chociaż wiedziałam, że to się tak potoczy to jednak straszne smuteczki mnie złapały jak czytałam ten fragment.
    Szkoda mi Alei i szkoda mi Draco, ale teraz można już tylko czekać na dalszy rozwój akcji i moment, kiedy obydwoje znajdą szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam...wybacz, ale brak mi słów!
    :O Powaliłaś mnie akcją!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjątkowo udany rozdział!!!
    Nie pozwól, by wena opuściła <3

    OdpowiedzUsuń
  5. JEJU DZIEWCZYNO MASZ TALENT!!!!!!!!! napisz własną książkę!

    Zapraszam na mojego nowego bloga! Dopiero się rozkręcam, będą modne stylizacje, kosmetyki i porady urodowe! zapraszam do obserwacji http://byisiuuulek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyjątkowo udany rozdział!
    Co będzie dalej z Draco i Aleą???
    Co z Lealią? :ooo
    Czy ona może "ożyć"? :O

    OdpowiedzUsuń
  7. Aleą wielką przegraną tego rozdziału :D nawet przodkowie coś do niej mają xD

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy