Zimne, marmurowe schody. Sam ich wygląd wydawał się
ostrzegać, mówić, by nimi nie iść. Poszarpany, nadpalony, ciemnozielony dywan
tylko w tym utwierdzał. Tak jakby stając na pierwszym stopniu, ktoś już
skazywał się na ogromne niebezpieczeństwo. Na pięknie rzeźbionych poręczach
zalegała warstwa kurzu. Gdzieniegdzie wisiały przerażające i odpychające
pajęczyny, zza rogu dobiegały ciche piski gryzoni, walczących o pożywienie
między sobą. W tym domu prawdopodobnie bardzo dawno nikogo nie było. Wszystkie
pomieszczenia zostały dokładnie zamknięte, cenne rzeczy pochowane. Tak jakby
właściciel od dawna planował, że wyniesie się z domu. Coś musiało się stać.
Jaki człowiek zrezygnowałby z pięknego pałacu, położonego na skraju wielkiego, pięknego lasu.
Kilkanaście metrów za ogrodzeniem spokojnie płynęła rzeka, wpadając po chwili
do niewielkiego jeziora. Miejsce wydawało się być idealne, na zbudowanie
ośrodka rekreacyjnego. Cisza, spokój, tak ogromne, że słychać wyraźnie własne
myśli, które mogą doprowadzić do obłędu. Wśród tej głuszy, rozległ się krzyk.
Najbardziej przerażający, bolesny krzyk, jaki można sobie wyobrazić. Krzyk
umierającej osoby. Dźwięk pochodził właśnie z tego domu. Gdzieś pod strasznymi,
marmurowymi schodami było wejście. Wejście do koszmaru. W pomieszczeniu było
kilka osób. W czarnych pelerynach, maskach. Chociaż byli wśród ludzi sobie
znanych, nie chcieli pokazywać twarzy. Nie mogli pozwolić sobie na to, by ktoś
zauważył, jak krzywią się, widząc wijące się z bólu ciało. Jak oczy robią się
smutne, słysząc błagania, by wreszcie ktoś zakończył te cierpienia. Spod jednej
z peleryn wystawały jasne pasma włosów. To dzięki nim dziewczyna go rozpoznała.
Była zła, że po jej domu pałętają się osoby, których nigdy nie widziała. Co
gorsza, panoszą się, jakby byli u siebie. Wszędzie wchodzą, zaglądają, nie
pozwalają na chwilę prywatności. Rozumiała, że długo nie była w domu, ale nie
był to jeszcze powód, by zajął go ktoś inny. Gdyby tylko ojciec się o tym
dowiedział…Właśnie, gdyby się dowiedział, co by zrobił? Nie miała pojęcia,
przecież teraz zupełnie go nie znała. Sprawnie wyminęła stojących przy wejściu
ludzi. Próby zagrodzenia jej drogi kończyły się z chwilą rzucenia przez nią
niezwykle wymownego spojrzenia. Stanęła obok wysokiego blondyna, który wciąż
trzymał wyciągniętą w kierunku leżącego mężczyzny różdżkę.
-Nie powinno cię tu być, to nie jest odpowiednie miejsce dla
ciebie- powiedział cicho, nie patrząc na nią
-Cały dom nie jest dla mnie zbyt odpowiedni, odkąd wy się tu
pojawiliście. Swoją drogą, mogliście przynajmniej posprzątać. Byłoby
przyjemniej.
-Nie jesteśmy tu od sprzątania Aleandro. Mogliście pomyśleć
o tym zanim pozbyliście się wszystkich skrzatów.- Mężczyzna mruknął ledwo
słyszalnie.
-Dosyć niepoważne byłoby zostawienie ich w domu, do którego
nie wiadomo, czy kiedykolwiek ktoś wróci.
-Ty wróciłaś. A doskonale wiemy, że powinnaś być w szkole. Tutaj nie jest bezpiecznie.
-W szkole też nie jest. Myślę, że tata wolałby, żebym była z
kimś, kto mnie obroni, a nie zacznie krzyczeć i uciekać, tak jak to
robią…wszyscy
-To, co wolałby Frollo, jest akurat mało istotne, biorąc pod
uwagę, że go nie ma tutaj, oraz w żadnym znanym nam wszystkim miejscu.-
powiedział dobitnie mężczyzna, odwracając głowę w kierunku dziewczyny. Mimo
srogiego, ledwo widocznego przez maskę spojrzenia, można było zauważyć ogromną
troskę w stalowych oczach. Ciemnowłosa ją widziała, wiedziała o niej, ale miała do niego żal, że
wypowiedział te słowa. Od długiego czasu tłumaczy sobie, że jej ojciec niedługo
wróci, że zniknął, by zrobić coś ważnego, by ją ochronić. Ale tak nie było.
Potrzebowała go. Każde dziecko potrzebuje ojca, a ona miała dopiero piętnaście
lat. To za mało, by wytrzymać bez niego. Smutny, pełen wyrzutu wzrok
ciemnoniebieskich oczu spotkał się ze stalowymi tęczówkami. Przez te krótką
chwilę wszystko to, co działo się dookoła przestało być ważne. Po prostu stali,
usiłując dostrzec w sobie coś więcej, niż drugie chciało pokazać. Dopiero po
jakimś czasie zaczęły docierać do nich głosy innych, jęki leżącego na podłodze
mężczyzny. Alea odwróciła wzrok i spojrzała na ledwo poruszające się już ciało.
-On i tak nic wam nie powie. Nic nie wie.- powiedziała sucho,
a po chwili dodała pełnym kpiny głosem.- Banda
nieudaczników, znowu złapaliście kogoś, kto nie ma o niczym pojęcia.
Marnujecie tylko czas i dokładacie sobie więcej roboty. Dobijcie go, to nie
jego wina, że trafił na kretynów. – Ignorując pomruki niezadowolenia wyszła z
pomieszczenia, kierując się powoli schodami na górę. Zatrzymała się dopiero
wtedy, kiedy poczuła czyjąś dłoń, mocno ściskającą jej rękę. Zamknęła oczy,
pozwoliła, by ten ktoś zrównał się z nią. Otworzyła je dopiero wtedy, kiedy
poczuła jak lodowata dłoń ściera z jej policzka łzy, które zdążyły wypłynąć. To
był on. W tej chwili najważniejszy mężczyzna w jej życiu. Jedyny obecny
mężczyzna w jej życiu. Odkąd w pobliżu nie ma nikogo bliskiego, to właśnie on,
Lucjusz Malfoy został jedynym stałym punktem w jej życiu. To on zawsze ratował ją z opresji, to z nim
mogła porozmawiać. Tylko on ją rozumiał.
-On wróci Alea, kiedy tylko zrobi się bezpieczniej, kiedy
nie będzie już narażać ciebie i twojej mamy na niebezpieczeństwo.
-Myślisz, że zostawienie mnie pod opieką Śmierciożerców jest przejawem
troski?
-Kto inny zgodziłby się tobą zająć?- Lucjusz uśmiechnął się
kpiąco do dziewczyny. Mimo wciąż obecnej maski obojętności, ona również była
dla niego ważna. Ojciec Alei był jego przyjacielem, znali się od lat. Czuł się
za nią odpowiedzialny, właściwie, zastąpił jej ojca. Przygarnął ją do siebie
silnym ramieniem, chcąc, by poczuła, że nie jest sama. Dla kogoś stojącego
obok, ten widok mógłby wydawać się nieprawdopodobny. Lucjusz Malfoy, jeden z
najokrutniejszych Śmierciożerców, niewątpliwie niezwykle oschły w kontaktach
międzyludzkich, wydaje się, że właściwie jest bez uczuć. Właśnie ten Lucjusz
Malfoy stał na środku tych strasznych schodów, ściskając mocno piętnastoletnią
dziewczynę, przekazując jej ogromną ilość niemal rodzicielskiej bliskości. Kto
by pomyślał, że stać go na coś takiego?
Alea powoli uniosła powieki, zza okna wpadały pojedyncze
promienie światła. Podniosła się i usiadła na łóżku, przecierając zaspane oczy.
Wskazówki zegara stojącego na komodzie ustawiły się na godzinie ósmej.
Postawiła stopy na zimnej podłodze i najciszej jak mogła, udała się w stronę
łazienki. Na szafce stojącej przy drzwiach wszystko było już naszykowane.
Świeże ręczniki, przybory kosmetyczne,
ubrania. Skrzaty zadbały o wszystko. Powolnym ruchem zdjęła z siebie długą
koszulkę w której spała, a następnie weszła do wanny, rozkoszując się ciepłem
wody. W tym dniu było coś dziwnego. Tego dnia miało stać się coś więcej, miała
dowiedzieć się czegoś więcej. Jej myśli uciekały już w przyszłość sprawiając,
że była jakby poza rzeczywistością. Wszystkie czynności wykonywała zupełnie
machinalnie. Tak machinalnie, że z letargu wydarł ją dopiero głos Dracona,
który siedział w jej tymczasowym pokoju. Mówił coś, sądząc po gestykulacji było
to bardzo ważne. Zobaczył, że dziewczyna go nie słucha, zamilkł. Przyglądał się
jej uważnie, chcąc dostrzec, czym spowodowany jest jej stan. Obudź
się. Jeszcze jedna próba nawiązania kontaktu, tym razem skuteczna.
-Jesteś już gotowa? Możemy się przenieść?
-Tak, myślę, że tak. Będziemy sami?
-Moi rodzice nie są
osobami, które chciałoby się zobaczyć na Pokątnej. Właściwie sam nie
jestem.
-Dlatego to mamy?- spytała, wskazując na długie, czarne
szaty, które blondyn przerzucił sobie przez ramię.
-Tak, może dzięki temu nikt nie zwróci na nas zbyt dużej
uwagi. – Dracon mówiąc to, pomógł Alei się ubrać, dyskretnie zerkając, czy jej
oczy nadal mają złą, bursztynową barwę. Ku jego uldze, zmieniły kolor na
niebieski. –Daj rękę.- nakazał, a po chwili Alea znowu poczuła to nieprzyjemne
uczucie wirowania, chociaż tym razem, zniosła to o wiele lepiej. Otworzyła
oczy, kiedy poczuła, jak jej nogi zatapiają się w miękkim śniegu. Rozejrzała
się dookoła. Ulica pokątna była…magiczna. Cudowne kamienice, niesamowite sklepy
i piękna, wielka, stojąca na samym środku placu choinka. Poczuła lekkie
szarpnięcie, więc odwróciła się w stronę Dracona, obdarzając go pełnym
oburzenia spojrzeniem.
-Sklep Ollivandera musisz znaleźć sama, jest więcej ludzi,
niż podejrzewałem, nie możemy ryzykować, że ktoś nas zobaczy. Różdżkę masz w
kieszeni szaty, jak coś, będę niedaleko. Jasne?
-Jasne.- odpowiedziała najbardziej pewnym głosem, na jaki
było ją stać i nie czekając na nic, odeszła we wskazanym kierunku. Dracon
zniknął z jej oczu niezwykle szybko, ale to wcale nie spowodowało u niej spadku
pewności siebie. Wręcz przeciwnie, nabrała więcej tylko sobie znanej mocy.
Sklep z różdżkami znalazła szybko, za sprawą dobrze widocznego, chociaż nieco
uszkodzonego przez czas szyldu. Popchnęła delikatnie drzwi, by znaleźć się w
środku. Zlustrowała dokładnie całe, ciasne pomieszczenie. Ściany od góry do
dołu osłonięte były różdżkami, na starej, drewnianej ladzie leżały stosy
papierów, kilka małych świeczek i pojedyncze pudełka. Sam Ollivander przyszedł
dopiero po chwili, słysząc, że w jego sklepie ktoś się znajduje.
-Witam serdecznie, w czym mogę pomóc? Potrzebna nowa
różdżka?
-Właściwie…- zaczęła niepewnie.- Różdżkę już mam, potrzebuję
tylko pomocy.
-Coś jest z nią nie tak? Zniszczyła się? Ręczę za każdą
różdżkę którą wykonam. Mogę ją zobaczyć? – Alea ostrożnie wyjęła drewniane
pudełko i położyła je na ladzie. Ollivander przyjrzał się jej badawczo, po czym
wyjął przedmiot. Z każdą chwilą robił się coraz bardziej blady.
-Coś nie tak?- spytała przestraszona
-To twoja różdżka młoda damo?
-Tak, moja. Coś jest z nią nie tak? To pan ją zrobił?
-Jeżeli moje myślenie jest dobre…to to maleństwo jest
starsze od naszej dwójki razem wziętej. Nie ja ją zrobiłem, ale przez pewien
czas była u mnie. Sporo się o niej nasłuchałem i…-urwał po chwili, patrząc
sceptycznie na dziewczynę. – Czemu tu przyszłaś? Czego chcesz?
-Spokojnie, nie chcę nic zrobić. Chcę się tylko czegoś o
niej dowiedzieć. Skierowano mnie do pana, tylko pan może mi pomóc.
-Tak…zgadza się, tylko ja…Skoro twierdzisz, że różdżka jest
twoja, powinnaś ją znać, a ona powinna znać ciebie. Muszę mieć pewność, że do
siebie należycie.
-Co mam zrobić, żeby pan mi uwierzył?
-To bardzo specyficzna różdżka. Ma tylko jednego
właściciela, tylko on może nią operować. – powiedział tylko i spojrzał na nią
wyczekująco. Alea westchnęła ciężko, tego właśnie się obawiała. Musi rzucić
zaklęcie, ale jakie, skoro żadnego nie zna. Co zrobi, jeśli różdżka źle
zareaguje. Wzięła ją do ręki i zamknęła oczy, poczuła przyjemne ciepło bijące z
przedmiotu. W głowie pojawiło się słowo, jedno słowo, które powinna teraz
wypowiedzieć. Otworzyła oczy, spojrzała na różdżkę, która jakby dodawała jej
pewności siebie. Ledwo słyszalnie wypowiedziała formułę zaklęcia, znanego tylko
jej. Pergamon. Wszystkie stojące na
ladzie świeczki zabłysnęły dzikim płomieniem, a na twarzy Ollivandera pojawił
się prawie niezauważalny uśmiech.
-Znałem osobiście tylko dwie osoby, które potrafiły użyć
tego zaklęcia. To bardzo stara i trudna magia. To zabawne, pierwsze zaklęcia,
które padały z ich ust, to właśnie to. Ahh Frollo był takim obiecującym, młodym
czarodziejem, szkoda, że tak skończył, a jego syn, Clawten, jego szkoda
najbardziej, biedaczek…
-O czym pan mówi?
-Z całą pewnością słyszałaś. Frollo Salarin, pochodził z
bardzo potężnej, starej rodziny czysto krwistych czarodziejów. Ależ był dumny
ze swojego pochodzenia, aż za bardzo, można, by powiedzieć. Kiedy skończył
szkolę postawił sobie za cel pozbycie się tych, jego zdaniem gorszych od
siebie. Chodziły pogłoski, nie wiem na ile są prawdziwe, że miał wiele
wspólnego ze Śmierciożercami, a jego żona…och, pasowali do siebie. Nie mam
pojęcia jak się poznali. W końcu on mieszkał tutaj, Niobe we Francji, ale cóż,
czysto krwiste rody zawsze się złączą. Biedny był ten ich syn, dobry był z
niego chłopak, ale przecież nie mógł buntować się w nieskończoność. Szkoda ich,
szkoda, to byli zdolni czarodzieje, tylko trochę zbłądzili…
-Co się z nimi stało?
-Zniknęli, cała rodzina zniknęła. Zupełnie nie wiadomo co
się z nimi stało, ludzie gadają, że i
ich w końcu dorwali. A biorąc pod uwagę to, jakie mieli stosunki z innymi
czarodziejami jest to bardzo prawdopodobne. Ale my przecież nie o tym! Chciałaś
się dowiedzieć czegoś o różdżce, tak?
Pokaż, co my tu mamy…jedenaście cali, sztywna, włókienko ze smoczego serce i
och, tak, to z pewnością ona. W całym moim życiu spotkałem tylko jedną taką
różdżkę. Ma niezwykłą historię, od setek lat służy Salarinom, niezwykłe
połączenie, nikomu innemu potem się nie udało…miałem ją tyle czasu u siebie, a
nigdy nie zastanawiałem się nad jej wyjątkowością…
-Co jest w niej takiego niezwykłego?
-To, moja droga, że normalne różdżki są wykonane z jednego
rodzaju drewna. A ta, ma w sobie dwa i to nie byle jakie. Cis, bardzo rzadko
używany do wytworu różdżek, przyciągają czarną magię, reputację mają dosyć
mroczną i dziki bez, czarodzieje boją się potęgi, jaką może mieć wykonana z
niego różdżka. Połączenie tych wszystkich elementów dało różdżkę idealną do
czarnej magii, oddaną właścicielowi, niezwykle potężną. Nie spodziewałem się,
że do kogoś trafi, biorąc pod uwagę, że nie wybrała ani Frollo, ani Clawtena. Pamiętam, jak bardzo zaskoczyło mnie, kiedy
wybrała sobie małą uroczą dziewczynkę, córkę Salariów, biedaczka długo się nią
nie nacieszyła.
-Coś się z nią stało?
-Cóż…to bardzo specyficzna rodzina, w której priorytetem jest
to, by ród nie wymarł. Córka nie przedłuży rodu, więc nie była im do niczego
potrzebna…nie zawracali sobie głowy jej wychowaniem. Podobno wysłali ją do
szkoły we Francji…ale tam nikt o niej nie słyszał. Jak jej było na imię…Aleandra?
Tak, tak, Aleandra. Szkoda dziewczyny, bardzo szkoda… Coś się stało moja droga?
Bardzo zbladłaś.
Alea stała w miejscu zupełnie zamurowana. W głowie miała
coraz więcej pytań. Czemu uważa się, że została zabita przez własnych rodziców?
Czemu?
Kim była? Kim byli ludzie, u których
mieszkała, czy oni też byli w to zamieszani? Kim byli otaczający ją ludzie? Co tak naprawdę
stało się tamtego dnia, kiedy straciła pamięć? Tylko jedna osoba może wiedzieć
o niej cokolwiek. Tylko jedna osoba może jej pomóc. Tylko jedna osoba, do
której pała tak ogromną nienawiścią, chociaż nie jest świadoma jej pochodzenia.
Jeżeli chciecie się czegoś dowiedzieć, upewnić, czy zwyczajnie pozawracać dupę, pamiętajcie, że bardzo lubię pytania.
Jedyne co mi przychodzi do głowy to słowo REWELACJA! Od początku do końca rozdział trzymał w napięciu i był super ciekawy. I oczywiście nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) tak trzymać! Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam serdecznie! :*
OdpowiedzUsuńTo jest naprawdę niesamowite jak z każdym kolejnym rozdziałem zaskakujesz coraz bardziej!
OdpowiedzUsuńOgromne napięcie budowane już od pierwszych zdań trzyma do samego końca, o czym już wspomniała Jenny.
Ja jestem naprawdę pod wrażeniem Twojej kreatywności! Ta historia jest porywająca i z każdym słowem coraz ciekawsza. Kompletnie nie jestem w stanie się domyślić co też może być dalej, a to jest uczucie które uwielbiam podczas czytania. Przewidywalności to na pewno nie można zarzucić :D Jak teraz wracam pamięcią do pierwszych rozdziałów to w życiu bym nie przypuszczała, że akcja tak się rozwinie i potoczy się w takim kierunku. Mam oczy jak gwiazdki jak sobie pomyślę jakie to niespodzianki czekają dalej.
Cieszę się, że Aleandra (wgl, piękne jest to imię!) dowiaduje się coraz więcej o sobie, swojej rodzinie. Ciekawe jak dalej potoczą się jej relacje (jeżeli to dobre określenie) z Lucjuszem. No i udało jej się rzucić zaklęcie! Tą wspaniałą różdżką - przyznaję, że świetny motyw, nie spodziewałam się czegoś takiego.
W dodatku, bardzo spodobał mi się moment jak Draco mówi do Alei a ona go nie słucha xD To takie dla niej typowe :D
Inne kolory oczy stanowią nie lada zagwozdkę, ale w sumie nie jestem za tym by tajemnice szybko się rozwiązywały, opisujesz to wszystko w taki magiczny sposób, z takim mega klimatem, że pragnie się tylko więcej.
A, no i naprawdę kocham Twoje opisy, idealnie pobudzają wyobraźnię do pracy, dzięki czemu czytelnik może zobaczyć to, co nam przekazujesz, no i są takie naturalne i eteryczne *.*
Oby wena i chęci nie opuszczały!
Zajebiście piszesz!
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak strasznie kolokwialnie, ale nie mam takiego talentu pisarskiego jak Sara :D
Wiedz, że Twoje opowiadania bardzo,bardzo mi się podoba i z niecierpliowścią wyczekuję już nowego rozdziału! :)
~Kris
Woooooooooooow
OdpowiedzUsuńUmiesz zaskakiwać :D
OdpowiedzUsuńPart cudowny, sporo wyjaśnił, ale jeszcze więcej pogmatwał.
Ciekawie,ciekawie.
Troloolololo
OdpowiedzUsuńDawaj nowy rozdział!
no i ja w tym miejscu bym łeb urwała. :)
Usuńzaraz przeczytam i ładnie skomentuję, po prostu nie mogłam się powstrzymać. :*
spoko, dopiero pierwszy taki komentarz, a ja jestem cierpliwa :D
UsuńJesteś bardzo cierpliwa?
Usuńw granicach rozsądku, ale nie radzę mojej cierpliwości testować :)
Usuńok, mój komentarz będzie dość chaotyczny, bo komentuję wszystko po kolei (lubię dostawać długie komentarze, to sama też taki napiszę, ZERO ALUZJI, zero. :***)
OdpowiedzUsuńopis budynku jest naprawdę wspaniały, jedyne słowo, jakie ciśnie mi się na usta to "twierdza". ogółem czytając cały opis miałam wrażenie, jakbym szła po tych zimnych, marmurowych schodach, zastanawiając się, co znajduje się za kolejnym zakrętem.
wiesz, że na początku absolutnie nie miałam pojęcia o co chodzi, ale zdaję sobie sprawę z tego, że był to zamysł zamierzony i jak najbardziej się udał.
Lucjusz był dla Alei jak ojciec? o nie, teraz większość Twoich fanów płacze - no bo niby jak Alea mogłaby się związać z Draco, podczas gdy jego ojciec jej również zastępował ojca? :> zero spoilerów, to tylko moje czyste rozumowanie. :D
następna scena po przeczytaniu "Maski" wprawiła mnie w delikatne osłupienie, bo zdałam sobie sprawę, jak bardzo Alea jest podobna do głównej bohaterki powieści Koontza, a wiem, że jej nie czytałaś. cholera. :D może jednak powinnaś zajrzeć. :> może jesteś zaginioną córką Koontza? o zgrozo, takiego połączenia świat horroru i tajemnicy chyba by nie przetrwał *_*
o stara - Pokątna!
nie wiem, czy chciałaś to tak zrobić, ale jak przeczytałam "magiczna" i "choinka" to przypomniałam sobie nasz pobyt na Pokątnej w Londynie *_*. dorzucając do całości śnieg jestem wniebowzięta i lecę dalej.
rozmowa z Ollivanderem bardzo naturalna, bez problemu wyobraziłam sobie jak ten starszy pan kładzie nacisk na poszczególne słowa. :D
Alea musiała dostać niezłego kopa, jak się dowiedziała, co myślą o niej inni ludzie. w sumie to dobrze, bo jej nie lubię. :)
nie zgadzam się z komentarzem, że "Part cudowny, sporo wyjaśnił, ale jeszcze więcej pogmatwał.". moim zdaniem zostało wyjaśnione tu niemal wszystko, ale wiem z doświadczenia, że mnie i Tobie wydarzenia mogą się wydawać bardziej oczywiste, niż czytelnikom, którzy nie mają spoilerów i generalnie nie znają całości opowiadania. xd
notka bardzo mi się podobała, magiczna, trochę mroczna. odrobinę zabrakło mi tu Dracona, za dużo Alei, a jak wcześniej wspominałam - nie lubię jej (co z resztą dobrze wiesz xd).
obie powoli zbliżamy się do końca, cholera. :D tak to jest zacząć w podobnym czasie i konsultować ze sobą wszystkie pomysły. :D
ładnie jest. naprawdę - bardzo ładnie.
I TERAZ BĘDĘ NAJBARDZIEJ CHAMSKIM CZŁOWIEKIEM ŚWIATA: NO PISZ JUŻ NOWY ROZDZIAŁ!!! PISZ ALE JUŻ!!! PRZECIEŻ NIE MASZ SWOJEGO ŻYCIA, NIE CHORUJESZ I NIE MUSISZ SIĘ UCZYĆ, PISZ ROZDZIAŁ W TEJ CHWILI!!!
:D :*
hehe napisz wreszcie nową notkę to pogadamy ;**
Usuńwiem, że nie lubisz Alei, to wcale nie jest dziwne, ciężko ją lubić, ale Ty akurat wiesz, że wcale nie jest taka zła, jak się wydaje :D a co do taty Lucka, to był jak tatuś, ale już nie jest :D If you know...
Gdzie nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńpytanie za milion, jesteś poważny/ na?
UsuńŚmiertelnie.
Usuńpatrz, a ja się uśmiałam :D
UsuńBuuuuuuuuuu!
Usuńweź, pisz szybciej
OdpowiedzUsuńJesteś cudowną osobą, która pięknie pisze.
OdpowiedzUsuńhm.
OdpowiedzUsuńtrzeba przyznać, że rozdział jest zajebiście zajebisty.
to się dopiero nazywa konstuktywny i treściwy komentarz. -.-
UsuńNie czepiaj się w ogóle nie zajebisty ludziu.
Usuńja pierodlę.
OdpowiedzUsuńa kiedy 34?
kiedy go napisze?
Usuńa kiedy napiszesz?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńno tak, bo to taka gwiazda, normlanie po autograf bym się licytował, a cena doszłaby do 30 tys galeonów :D
Usuńnie no joking
kidding
reading
Marycha! Nie przeklinaj!
Usuńgówno Cię to obchodzi, kiedy Arlandria napisze.
Usuńtak naprawdę wcale nie powinna Ci odpisać na ten komentarz, więc doceń, że była na tyle miła i jednak się pofatygowała. :)
- co by nie było, tak brzmiał poprzedni komentarz tylko z literówką i mnie wkurzała. :D
mnie wkurza to Twoje 'gówno'xD
Usuńa mnie Ty wkurzasz i co mam z tym zrobić. ;)
Usuńpoza tym - to nie przekleństwo.
Oj, gejusze,gejusze!
UsuńA może gejsze?
easy tigers! :D
UsuńJeeej!
OdpowiedzUsuńSuper klimat grozy na początku, jak z dobrego horroru.
Autentycznie poczułam ciarki na ciele.
Niewątpliwie masz zdolności do budowania
odpowiedniej atmosfery.
Gratuluję.
Bardzo fajnie piszesz,cały blog jest bardzo oryginalny i nietypowy.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem powinnaś pomyśleć nad jakimś ładnym szablonem do tego nagłówka.
dziękuję <3 myślę intensywnie, tylko nie mogę się zebrać do tego, żeby do kogoś napisać z prośbą o wykonianie szablonu:D
UsuńMoże ta sama laska, która robiła dla Marii by się nadała?
Usuń~Kris
nie jest to głupi pomysł ;D
UsuńAlea jest dziwna.
OdpowiedzUsuńOna nie jest dziwna, ona jest...specyficzna
UsuńAle pieprzycie, Aleandra jest zajebista i tyle w temacie
UsuńBLABLABLABLA
Usuńgłupia morderczyni
tak mówisz? patrz, a myślałam, że to ja piszę to opowiadanie ;)
UsuńTo nie Ty!
UsuńTo UFOOOOOO!
Może to jej urok, może to maybeline?
UsuńUwiebliam to, jak piszesz.
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię czytać tę historię!
UsuńWow, stuknęło 30 komentarzy :D
OdpowiedzUsuńJuż prawie 50, tłoku
UsuńHopsa sa.
OdpowiedzUsuńHopsa sa!
Ile komentarzy.... :O
one już żyją własnym życiem :D
UsuńTO STRASZNE
UsuńLudzie, ogarnijcie.
Usuń50 komentarzy :DDD
OdpowiedzUsuńGRATULACJE!
JAPIERDOLĘ!
OdpowiedzUsuńDlaczego robicie tutaj Arlandrii taki kretyński spam?????
Na Twój blog trafiłam niedawno, przez właściwie przypadek, z lików z innego bloga, który regularnie czytam.
OdpowiedzUsuńTwój przypadł mi do gustu od początku, bardzo ciekawie prowadzisz wszystkie wątki i akcje.
Mam nadzieję, że to dzieło będzie dłuuuuuuuugie.
Zapomniałam o podpisie!
UsuńMarta K.
Co się dzieje z tymi komentarzami????
OdpowiedzUsuńmoment z Lucjuszem i Aleą boski, no i ciekawych rzeczy się dowiadujemy u Olivandera...
OdpowiedzUsuńwłaśnie,właśnie...
UsuńNA PRAWDE TO KOCHAM!!! Ja już nie wiem co ona ma z tymi oczami, ale też tak chcę *.* rozdział świetny, piszesz coraz lepiej. To jak z tym Luckiem w końcu jest to ja tez nie wiem... Ale kocham to trzymanie w niepewności. NIE POPĘDZAM CIĘ
OdpowiedzUsuńA juz wiem, jedna rzecz wydała mi się niewiarygodna, a chodzi o Olivandera. Mówił o rodzinie Salarinów, a przecież musiał sobie zdawać sprawę, że osoba przed nim musi być kimś z nich, tak mi się przynajmniej wydaje.
OdpowiedzUsuńmoże i wiedział kto przed nim stoi, ale w świecie magii są umowy, których nie wolno złamać oraz rzeczy których nie wolno mówić, jeżeli chce się przeżyć ;))
UsuńDzisiaj zaczęłam czytać Twojego bloga i od rana nie mogłam się odkleić od monitora. Rzadko spotykany talent!!!
OdpowiedzUsuńHistoria jest niesamowita, jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem.
~Eva
Natrafiłam na twojego bloga wczoraj i strasznie mi się spodobał! Ciekawa historia, zaskakujące momenty i ta nutka tajemniczości, która cały czas towarzyszy tej opowieści. CUDO! Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały. I chciałbym dodać, że maszoryginalny styl pisania, trochę hmm... chaotyczny, ale to właśnie mi się w nim podoba. Życzę powodzenia i duuuużo weny, bo wiem jak jest ona potrzebna. :)
OdpowiedzUsuń~DreamyDevil
Interesujące naprawdę.
OdpowiedzUsuńTeż uważam że wyszedł nieco chaotycznie, ale to jest właśnie cały urok.
Dzięki temu coś się dzieje a opowiadanie nie jest nudne ani monotonne a ja to lubię najbardziej.
http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com
http://niesmiertelne-serca.blogspot.com
w wolnej chwili zapraszam!
Kiedy kolejny post? Bo już tak długo nic nie dodajesz.
OdpowiedzUsuńhistoria sama się nie przerobi :) będzie dzisiaj, albo jutro
Usuń