Koniec. Nie ma już zupełnie nic. Największa pustka jaką
można sobie wyobrazić wypełniła wszystko. Zupełnie nie zwracała uwagi na
otoczenie. Nie odwracała się, kiedy na kogoś wpadła. Nie przejmowała się tym,
że śnieg sypie od kilku godzin, a ona wciąż idąc, cała pokrywa się białym
puchem. Zapomniała o tym, że trzęsie się z zimna. Że robi się późno. Że tak
właściwie nie wie, dokąd idzie. Chwiała się, stawiając kolejne kroki, by w
końcu upaść i usiąść bezradnie na zamarzniętym krawężniku. Skuliła się,
obejmując ramionami nogi. Położyła trzęsącą się brodę na kolanach. Ludzie
przechodzący obok patrzyli w jej stronę, ktoś nawet podszedł i zapytał, czy nie
potrzebuje pomocy. Nie odpowiedziała. Nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego
słowa bez ryzyka, że jej głos nie przerodzi się
w szloch. Po jej twarzy płynęły łzy, płynęły strumieniami, jakby chciały
jak najszybciej pozbyć się smutku, który się w niej znajduje. Długie, ciemne
włosy były zupełnie mokre, gdzieniegdzie błyszczały w nich maleńkie, śnieżne
kryształki. Coś, co jakiś czas temu było makijażem, teraz spływało po twarzy,
tworząc zmieszaną ze łzami cienką lodową taflę. Dokładnie taką, jaka otaczała
ją każdego dnia. Zawsze przez nią odgrodzona, od wszystkich. Wszystkich, którzy
bali się ją zburzyć, nie chcąc poranić się odłamkami. Ledwo otwierała swoje
ciemnoniebieskie oczy. Przez zmęczenie i mróz, który niemal sklejał jej rzęsy.
Tej zimy było wyjątkowo mroźno. Chłód przeszywał do szpiku kości. Nikt przy
zdrowych zmysłach nie przebywałby poza domem dłużej, niż było to konieczne. Ale
przecież ona do nich nie należała. Nie była w domu od kilku godzin.
Teoretycznie powinna już tak przemarznąć, że nie byłaby w stanie się ruszać.
Ale przecież ona była inna. Temperatura panująca na dworze nie była tak niska
jak w jej wnętrzu. Czym więc wytłumaczyć stan, w jakim się znajduje? Pustką. Świadomością, że traci wszystko.
Wcale nie wpadła na Dracona kilka dni po sylwestrze. Nie było go w klubach, w
pracy, w domu. Zniknął, tak jak jej obiecał. Nie miała z nim zupełnie żadnego
kontaktu, nikt nie chciał jej nic powiedzieć. Nagle wszyscy stali się tak
zajęci swoimi sprawami, że przestało ich obchodzić, co się u niej dzieje. Mauro
i Vincent czasem zadzwonili, by spytać czy wszystko w porządku. Adam i David
odwiedzili ją raz czy dwa, porozmawiali przez chwilę i znów wracali do swoich
zajęć. A Marlene…Marlene nie kontaktowała się z nią wcale. Gdy przypadkiem
spotkały się gdzieś na ulicy rzucała jej tylko suche powitanie i odchodziła
szybkim krokiem. Jakby to, że Dracon wyjechał było winą dziewczyny. Wyjechał,
bo chciał. Przecież ona nie mogła nic zrobić. Przecież w jego życiu nie
znaczyła nic. Otarła łzy wierzchem zmarzniętej dłoni. Czemu płakała? Co takiego
stało się w życiu Alei Salarin, że pokazała co czuje? To, że zorientowała się,
że zostaje zupełnie sama. Przyjaciele się od niej odwrócili. Livia znika na
całe dnie, nie mówi jej niczego. Matt. Matt był jedyną osobą, której Alea była
pewna. Wiedziała, że on jej nie zostawi.
-Przepraszam Alea…po
prostu nie mam już siły o ciebie walczyć
Jak mogła dopuścić do takiej sytuacji. Jak mogła pozwolić,
by ktoś, kto ją zaakceptował taką jaka jest musiał o nią walczyć. Zależało jej
na nim. Może go nie kochała, ale był dla niej najważniejszym facetem na
świecie. Była w stanie poświęcić dla niego wiele, jak mogła mu tego nie
okazywać? Podniosła zaszklone oczy do góry, kiedy zauważyła, że ktoś się przed
nią zatrzymał. Blondynka mierzyła ją od góry zimnym wzrokiem.
-Nie masz nic lepszego do robot, niż użalanie się nad sobą?-
spytała Marlene głosem przesyconym jadem
-Jak widać, nie- odparła Alea wstając z chodnika i stając
naprzeciwko dziewczyny
-Liczysz na to, że jak zwykle ktoś tu przybiegnie i zacznie
cię pocieszać?
-Jakoś ty tu jesteś- odpowiedziała Alea uśmiechając się
cynicznie w jej stronę, po czym ją wyminęła i zaczęła iść przed siebie
-Nawet nie mam zamiaru robić dla ciebie czegokolwiek-
syknęła przez zaciśnięte zęby
-Ty naprawdę nadal myślisz, że Draco wyjechał przeze mnie?
Nie zrzucaj całej winy na mnie, nic nie zrobiłam
-I w tym problem! Nie zrobiłaś nic, by go zatrzymać
-Miałam biec za nim i błagać, by wracał? Nie bądź śmieszna.
Poza tym, nawet nie wiedziałam, że wyjeżdża
-Nie rób z siebie jeszcze większej idiotki Alea.
-Naprawdę jesteś bardzo zabawna Marlene, przemiło mi się z
tobą rozmawia, a teraz wybacz, śpieszę się- odparła oficjalnym tonem i szybkim
krokiem zaczęła iść przed siebie
-W porządku! Leć do Matta. Kiedy Draco nie ma, tylko on ci
został, no śmiało, leć, niech cię pocieszy. Ciekawe co będzie, kiedy i on cię
zostawi! – Marlene wołała wściekła za Aleą, już chciała odchodzić, ale
zobaczyła, jak dziewczyna zwalnia i po chwili staje w miejscu. Odwróciła się w
stronę blondynki. Z odległości jaka między nimi była Marlene dostrzegła smutek
który wkradł się jej na twarz, odrzucając gdzieś wściekłość. Marlene zrobiła
nieśmiało kilka kroków w jej stronę i dostrzegła łzy, spływające po jej
policzkach. Gdzieś w środku coś ją zakuło, chciała podbiec do Alei, by ją
przytulić, porozmawiać, okazać wsparcie. Jednak na zewnątrz wciąż miała na
sobie zimną i zaciętą maskę.- Co? Matt też już miał cię dosyć? – spytała głosem
raniącym bardziej, niż niejedno ostrze
-Na to wygląda- odpowiedziała Alea przez zaciśnięte gardło
-Kiedy zaczniesz dostrzegać, że ludzie dookoła też mają
uczucia? Kiedy przestaniesz patrzeć na wszystko tylko przez pryzmat swojej
osoby? Alea nie żyjesz sama, ale jakby z premedytacją dążysz do tego, by
wszyscy cię opuścili- odparła łagodniejszym już głosem- Czy tobie naprawdę na
nikim nie zależy?
-Zależy mi na innych ludziach, ale nie potrafię ocenić, kto
jest moim przyjacielem, a kto wrogiem
-I dlatego tak się zachowujesz?- spytała kpiąco- Dziewczyno
ile ty masz lat, w jakim świecie żyjesz? Kiedy nauczysz się normalnie
funkcjonować i odróżniać, kto jest dobry, a
kto zły?
Alea westchnęła cicho, po czym przeszła kilka kroków i
opadła ciężko na zaśnieżoną ławkę, chowając twarz w dłoniach. Marlene walczyła
chwilę ze sobą, ale i ona usiadła na ławce, zachowując odpowiednią odległość.
Patrzyła na bezradną dziewczynę. Miała dwadzieścia dwa lata, a zachowywała się jak dziecko. Nie
potrafiła sobie poradzić, z otaczającą ją rzeczywistością. Naiwnie wierzyła
ludziom, by po chwili odrzucić wszystkich, niczym obrażona na cały świat
czterolatka.
-Gdzieś ty się wychowała dziewczyno?- spytała Marlene ,
wypuszczając głośno powietrze
-Sama chciałabym to wiedzieć- szepnęła Alea, odwracając
głowę w stronę dziewczyny. Blondynka wyczuła nutkę żalu i goryczy w głosie
znajomej, więc odwróciła się z ledwo skrywanym zainteresowaniem
-Chcesz coś przez to powiedzieć?
-Nie chcesz chyba powiedzieć, że nigdy nie zastanawiałaś się
nad moim zachowaniem- odparła lekko rozbawiona
-Cóż…sądziłam, że jesteś po prostu…trochę dziwna, ale nigdy
się nad tym głębiej nie zastanawiałam. To ma jakieś znaczenie?
-Tak, obok ciebie siedzi ktoś, kto zupełnie nie ma pojęcia
kim jest
-Alea, wiesz, nie obraz się, ale gadasz zupełnie od rzeczy.
Możesz wreszcie powiedzieć, o co ci chodzi? Jakoś nie mam ochoty na zgadywanie-
powiedziała zniecierpliwiona Marlene
-Pamiętasz, jak rok temu nagle wyjechałam? – dziewczyna
kiwnęła głową – Wszyscy myśleli, że to dlatego, że miałam problemy
rodzinne, a Livia i Matt wyjechali, by
jako moi najbliżsi mnie wspierać. Ale niestety, nie wszystko jest tak, jak nam
się wydaje. W zeszłym roku stało się coś dziwnego. Któregoś dnia, obudziłam się
w swoim pokoju w Wilmslow i zorientowałam się, że nic nie pamiętam- widząc, że
Marlene, chce coś powiedzieć uciszyła ją ruchem dłoni- Straciłam pamięć, ale
nie całkowicie. Pamiętałam, czego uczyłam się na studiach, wiedziałam co dzieje
się na świecie, ale nie pamiętałam ludzi. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie
nikogo. Ktoś ciągle coś do mnie mówił, opowiadał historie z mojego życia, pokazywał
zdjęcia, których było bardzo mało, ale to zaczęło mnie zastanawiać dopiero
jakiś czas temu. Nie potrafiłam przypisać do ludzi żadnych uczuć, nie
pamiętałam czym są te uczucia. Dopiero poznając nowych ludzi coś we mnie
drgnęło i pojawiło się coś, jakby zalążek jakichkolwiek emocji. Przez ten cały
czas, nie przypomniałam sobie niczego, zupełnie niczego. Lekarze rozkładali
bezradnie ręce, mówiąc, że nic nie da się zrobić.
-To straszne…nie miałam pojęcia…-szepnęła Marlene
-Utratę pamięci da się jeszcze jakoś przeboleć, po prostu
zaczynałam od nowa. Ale jest coś, co nie daje mi spokoju. Od dłuższego czasu
mam dziwne wizje, które w niczym nie pasują do tego, co mi opowiadano.
Pojawiają się tam dziwni ludzie, dziwne wydarzenia, które prawdopodobnie miały
jednak miejsce. Pozostaje pytanie, czemu moja rodzina, Matt i Livia tak bardzo
chcą to ukryć.
-Może sami o tym nie wiedzą. Mówiłaś im o tych wizjach?
-Na początku, lekceważyli to, mówili że coś mi się wydaje,
więc przestałam im mówić cokolwiek. Właściwie, nie mam pojęcia czemu mówię o
tym wszystkim właśnie tobie- odparła zniechęcona i chciała wstawać, ale Marlene
przytrzymała jej ramię, nakazując, by została na miejscu
-Czy ktoś jeszcze o tym wie?
-Nie, tylko Matt, Livia no i teraz ty
-Alea- blondynka popatrzyła na ciemnowłosą z powagą- Musimy
dowiedzieć się, o co tu chodzi
-Czemu chcesz mi pomóc?- spytała zdziwiona
-Nie mam pojęcia- odparła szczerze- Po prostu mam wrażenie,
że powinnam. -Alea popatrzyła przez chwile w oczy Marlene, doszukując się drugiego
dna w wypowiedzianych przez nią słowach. Kiedy zorientowała się, że dziewczyna
mówi zupełnie szczerze, podniosła się i otrzepała płaszcz ze śniegu. Podała
Marlene rękę, pomagając jej wstać
-Muszę wrócić do Wilmslow, tam jest coś, co może mi pomóc-
powiedziała konspiracyjnym szeptem
-Powiedz tylko kiedy- odparła Marlene z uśmiechem, chociaż
coś w jej głowie mówiło, że pakuje się w ogromne kłopoty.
Siedząc w pociągu i jadąc kolejną godzinę zastanawiała się,
czy przypadkiem nie oszalała. Dzień wcześniej miała ochotę zabić Aleę, a teraz jedzie z nią, do jej rodzinnego
miasta, zupełnie nie mając pojęcia, co je tam spotka. Alea nie chciała
powiedzieć, co takiego znajduje się w Wilmslow. Nie mówiła właściwie nic, przez
całą drogę była zajęta rysowaniem jakiegoś budynku. Zaprzestała dopiero wtedy,
gdy pociąg się zatrzymał i musiały wysiadać, jednocześnie krzywiąc się z
niezadowolenia, ponieważ nie skończyła rysunku.
-To gdzie teraz?- spytała Marlene okrywając się szczelniej
kurtką i zakładając na ramię ciężką torbę
-Dobre pytanie- odparła Alea składając rysunek i rozglądając
się dookoła
-Chcesz powiedzieć, że nie wiesz, gdzie mamy teraz iść?-
spytała zła i przestraszona
-Hej, przecież wiesz, że straciłam pamięć, czego się
spodziewałaś? – spytała lekkim tonem, uśmiechając się szeroko
-Ja chyba zupełnie zwariowałam, że zgodziłam się tu
przyjechać. Jak ty chcesz się dostać w to miejsce, skoro nawet nie wiesz, gdzie
ono jest?
-Kto powiedział, że nie wiem?- na te słowa Marlene wzniosła
ręce do nieba w błagalnym geście szepcąc pod nosem
-Boże, dziękuję Ci, że nie jestem wystarczająco silna, by ją
zabić. TY to powiedziałaś!
-Nie, ja tylko powiedziałam, że nie wiem, gdzie teraz pójdziemy, nie wspomniałam nic o
tym, że nie wiem, gdzie mamy iść
-Czy nie możemy po prostu iść tam teraz?- spytała przez
ściśnięte ze złości zęby, układając ręce w pięści
-Nie chcesz najpierw odpocząć?
-Nie! Chcę tam iść już, w tej chwili.
-Nie unoś się tak. Już idziemy skoro tak bardzo chcesz
-Świetnie- mruknęła zirytowana- Długo się tam idzie?
-Za jakieś dwie, góra trzy godziny powinnyśmy dojść
-Słucham?! Trzy godziny? W takim mrozie? Zwariowałaś?!
-Nie krzycz, to ty chciałaś iść, chciałam pojechać
autobusem, ale skoro się uparłaś…
-Zamknij się- powiedziała Marlene ściskając dłonie tak
mocno, że aż pobielały
-Okej- odpowiedziała Alea przyjaznym głosem, podnosząc ręce
w geście poddania i zaczęła iść powolnym krokiem w stronę wyjścia z dworca
-Ja ją kiedyś jednak zabiję, przysięgam, nie wiem jak, ale
zabiję- powiedziała do siebie Marlene i ociągając się, ruszyła za ciemnowłosą
do stojącego na przystanku autobusu.
Usiadły wygodnie na jego końcu, nie mając najmniejszego
zamiaru się do siebie odezwać. Marlene wciąż była wściekła, a Alea uśmiechając
się pod nosem, kończyła szkic domu. Tym razem udało jej się skończyć przed
wysiadką. Na odpowiednim przystanku szturchnęła Marlene w bok i wskazała głową
wyjście. Autobus był już zupełnie pusty, bo dojechały praktycznie za miasto.
Wysiadły, a śnieg pod ich stopami strzelał niemiło.
-Wiesz gdzie teraz idziemy?-
spytała blondynka przesłodzonym głosem
-Mniej, więcej- odparła szczerze i wyprostowała rysunek-
Musimy znaleźć ten dom
-Co to jest?
-Nie wiem, ale musimy tam iść
-Świetnie- mruknęła pod nosem Marlene- Wygląda na bardzo
stary, wiesz, że może go tu już nie być?
-Jest, z całą pewnością jest i chyba nawet wiem gdzie
-Prowadź. Mam nadzieję, że to blisko- powiedziała idąc
szybko za dziewczyną, chcąc jak najszybciej znaleźć się w tym domu. Była
zupełnie przemarznięta
-Bliżej niż myślisz- Alea uśmiechnęła się szeroko i pobiegła
przed siebie- Zobacz! –zawołała wskazując na miejsce przed sobą, gdzieś na
jednym, ze znajdujących się tam pagórków- To tutaj!
-Alea…jest mały problem- Marlene stanęła obok ciemnowłosej
lekko zasępiona- Ja tu nic nie widzę…
-Słucham?
-Widzę tylko jakąś górę, nic więcej
-Nie żartuj sobie ze mnie. Przecież on tu stoi
-Tu nic nie ma Alea- powiedziała dobitnie blondynka,
przyglądając się dziewczynie. Zastanawiała się, czy to wszystko do był dobry
pomysł. Miała wrażenie, że Alea zwariowała. Jak inaczej to wszystko
wytłumaczyć? Tu nie dzieje się nic
dziwnego, ona jest po prostu wariatką powtarzała w głowie Marlene. Zaczęła
nawet trochę się obawiać, czy nic się jej nie stanie
-To niemożliwe. Zobacz, tutaj jest brama- Marlene parsknęła
śmiechem, chcąc ukryć, jak bardzo niepewnie się teraz czuje. Nie da niczego po
sobie poznać. Ale na potwierdzenie swoich słów Alea dotknęła wielkich,
metalowych prętów, które głośno zaskrzypiały i odsunęły się, umożliwiając im
przejście.
-Co ty przed chwilą zrobiłaś?
-Otworzyłam bramę, słyszałaś to?- dziewczyna pokiwała
twierdząco głową- Chodź- Alea złapała Marlene za rękę, przeprowadzając ją przez
wejście. Dziewczyna zachwiała się i musiała przytrzymać towarzyszki, by nie
upaść i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia
-Coś się stało Marlene?
-Skąd tu się wziął ten dom?- spytała trzęsącym się głosem,
teraz była koszmarnie przerażona. Miała racje.
-Teraz go widzisz? To dziwne…Zaraz. To dlatego tutaj nigdy
nikt nie przychodził. Nie widzieli tego domu. Chodźmy, musimy tam wejść-
powiedziała Alea, ale jakby sama do siebie
-A co jeżeli ktoś tam mieszka?
-To odpowie na kilka pytań- odparła Alea ciągnąc Marlene w
stronę wielkich, mosiężnych drzwi, które otworzyły się, gdy tylko dziewczyna
położyła na nich dłoń.
-Nie podoba mi się tu- szepnęła Marlene, ściskając rękę
przyjaciółki
-Cii- uciszyła ją- Ani słowa- powiedziała cicho, rozglądając
się po pomieszczeniu. Przed nią znajdował się mały korytarz, ze starymi,
drewnianymi wieszakami na ubrania. Było ciasno i zimno. Gdzieś na prawo znajdowały
się drzwi do innych pomieszczeń, ale to nie one przyciągnęły tu Aleę. To
wąskie, strome i bardzo stare drewniane schody na strych strzegły tego, po co
przyszła. – Idziemy- oznajmiła, wspinając się po schodach, uważając, by nie
narobić hałasu i niczego nie zniszczyć
-Zwariowałam, zupełnie zwariowałam- mruczała pod nosem
Marlene, ale posłusznie wchodziła za dziewczyną. Stanęły przed ciemnymi
drzwiami, które otworzyły się, podobnie jak wejściowe, pod wpływem dotyku.
Uchyliły się z cichym skrzypnięciem, co świadczyło o tym, że nie były używane
przez długi czas. Weszły do środka, rozglądając się. Pokój był raczej
rupieciarnią. Wszędzie walały się stare ubrania, książki, gazety, czy fragmenty
mebli. Zaciekawił ją kufer, stojący pod ścianą. Podeszła do niego, ale za nic w
świecie nie chciał się otworzyć. Usiadła na zakurzonej podłodze, zastanawiając
się, jak uporać się z zamknięciem, Marlene usiadła obok, przeglądając gazetę
-Dziwne-mruczała pod nosem blondynka- Czemu w tej gazecie
jest tyle pustych miejsc? Powinny tu być jakieś zdjęcia, czy coś, a tu nic.
Piszą jakieś niezrozumiałe brednie. Bez sensu…ej, czytałam to! – Alea wyrwała
jej gazetę z rąk, serce zabiło jej mocniej. To on. To ten sam mężczyzna.
Widziała go w domu Dracona, w gazecie i na zdjęciu. Tylko czemu Marlene tego
nie widzi? To wszystko robi się coraz bardziej dziwne
-Jak otworzyć ten
kufer Marlene?
-Nie mam pojęcia, ma jakiś dziwny zamek, nawet nie ma
miejsca na klucz…Alea nie podoba mi się tutaj
-Musimy jakoś go otworzyć, tylko nie mam pojęcia jak…
-Może trzeba powiedzieć wierszyk, albo zaśpiewać piosenkę…
-Tak, z całą pewnością…- nachyliła się do zamknięcia i przejechała
palcem po ostrej krawędzi i przez nieuwagę rozcinając sobie skórę. Skrzywiła
się lekko i wzięła palec do ust, by nie ubrudzić niczego krwią, która już
dążyła skropić metalową przeszkodę. Ku zdziwieniu dziewczyn zamek ustąpił
-Chyba przestraszył się tej piosenki- zakpiła Alea, po czym
zaczęła przeglądać zawartość kufra. Niebieskie mundurki szkolne, z wyhaftowaną
literką „B” na koszuli. Marlene wzięła do ręki dziwne zwoje pergaminu i zaczęła
czytać ich zawartość
-Nie są po angielsku- mruknęła zdziwiona i oddała je
ciemnowłosej
-To francuski- oznajmiła Alea
-Znasz?
-Tak…rodzice są bardzo przeczuleni na punkcie edukacji. Ja i
moja siostra od dziecka uczyłyśmy się kilku języków- odpowiedziała,
przeglądając ksiązki, które się tam znajdują. „ Eliksiry dla zaawansowanych”, „
Podręcznik transmutacji dla zaawansowanych”, „Teoria obrony magicznej” .
Spakowała do swojej torby cztery książki, jedną rolkę pergaminu, mundurek i
podłużne, zamknięte pudełko, którego zawartości nie znała, ale była pewna, że
powinna je zabrać
-Alea…to może do kogoś należeć, nie sądzisz?
-Zobacz- podsunęła jej pod nos książkę do czegoś, co
nazywało się starożytne runy. Pierwsza
strona, co jest tam napisane?
- „Runy dla zaawansowanych”
-Niżej
-Własność A. Salarin…och…-Marlne podrapała się po głowie
lekko zmieszana
-Chyba jednak to należy do mnie
-Wygląda na to, że wszystko jest twoje. Tylko czemu ktoś to
ukrył?
-Muszę się z tym wszystkim zapoznać, na spokojnie, u siebie.
Teraz ktoś mógłby nas zobaczyć. –powiedziała Alea, po czym zamknęła kufer i
wstała szybko, rozglądając się jeszcze po pokoju. Podeszła do czegoś, co stało
w rogu pomieszczenia, przykryte błyszczącą, niebieską zasłoną. Zdjęła ją i
kaszląc od kurzu, który wzniósł się w powietrze przyjrzała się swojemu
lustrzanemu odbiciu. Otworzyła szeroko oczy i lekko rozchyliła usta, nie mogąc
uwierzyć w to, co widzi. Obok niej, zamiast Marlene stał wysoki, długowłosy blondyn,
patrząc na nią swoimi tajemniczymi oczyma, jednocześnie się uśmiechając.
Odskoczyła od lustra jak oparzona, prawie przewracając się o stojące za nią
krzesło
-Musimy stąd iść Marlene, jak najszybciej…
Piszesz wyśmienicie. Przyznam się, że trafiłam tu przypadkowo, ale jak przeczytałam pierwszy rozdział to nie mogłam wytrzymac i czytałam kolejne.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekac kontynuacji. ;D
Oh God, Oh God, Oh God... To, bylo cudowne. Warto bylo czekac. Ahh ci mugole :3 Najpierw dom, potem runy, transmutacja i eliksiry. Musza przezywac szok. Nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu. Jak zwykle, Brawurowo ;)
OdpowiedzUsuńJEZU, JEZU, JEZU! GENIALNE! W końcu coś z magią B) jejciu, nie wydukam z siebie nic... Czy to było zwierciadło Ain Eingarp, a Alea zobaczyła Draco? A w podłużnym pudełku jest różdżka? Co się teraz stanie? Kiedy następny rozdział? Uwielbiam twój styl i to opowiadanie (wspominałam? xD) <3 Nareszcie coś, ale nas przetrzymałaś... Ale i tak tamte "mugolskie" rozdziały mogłabym czytać i czytać wciąż ;D I jeszcze... Marlene w mojej wyobraźni wygląda jak... Maria B) tzn. jak Maria ze zdjęć z fb na przykład ;) W ogóle pierwsza część rozdziału też super. Generalnie rzecz ujmując opisów wszelakich (w książkach, opowiadaniach itd.) nienawidzę nienawiścią szczerą i niektóre wręcz omijam (choć nienawidzę też omijania czegokolwiek w czytanym tekście, hehe), tak Twoje opisy zupełnie mi pasują i nie omijam ani linijki :D Nie umiem nic więcej z siebie dziś wykrzesać, przepraszam ;)
OdpowiedzUsuńW ogóle to jestem pewna, że zawarłam w moim, jakże składnym i rzeczowym komentarzu, wszystko co chciałam przekazać, jak również jestem pewna, że wszyscy zrozumieją to moje niezwykle składne i wiele wnoszące pieprzenie. Dziękuję, miłego wieczoru... ;)
/tesinka, co dziś nie potrafi się wysłowić
PS. Zapomniałabym... Śliczny szablon :D
widzisz, jak idealnie wykreowałaś Marlene, widzisz?! :DDD
OdpowiedzUsuńjak ludzie zaczną kojarzyć Mauro, to dopiero będą jaja... bądź ostrożna :D! (1, 13)
wiesz, że notka mi się baaardzo, bardzo, bardzo podoba, w sumie gdyby mi się nie podobała, to bym nie była do przodu z czytaniem :D
ładnie rozwinęłaś akcję pod domem, teraz jest idealnie ^^
ah, Londyn, Londynek, ale bede pisoł <3
szablon bardzo ładny :D Ann się spisała, ALE MARYSIA TEŻ!!!!!!
co Ty byś beze mnie zrobiła, aż nie chcę o tym myśleć :*
Mauro jest taki tajemniczy, że nikt nie odkryje kim jest :D
Usuńdo Londynu notatniczek do torby i powstanie kilko nowych notek :D i Ty i Ann jesteście niezastąpione ;*
mogę się założyć, że wyjmiemy notatniczki, zaczniemy pisać, a po 5 minutach będzie "EJ, A PAMIĘTASZ JAK W RZESZOWIE/WARSZAWIE/ŁODZI/..." i będzie dupa a nie notka! :D
Usuńale próbujemy, próbujemy...
cicho, bo jeszcze ktoś przeczyta, skojarzy i odkryje kim jesteśmy :DD coś napiszemy, w końcu jak siedzimy we dwie to jakoś tak wena przychodzi :D
Usuńprawda, prawda, tylko błagam, trochę wyraźniej, niż hieroglify :)
Usuńpostaram się, ale Ty też pismem technicznym to nie piszesz :D trochę zajęło, zanim się dzisiaj doczytałam ;**
Usuńoj stara bo na polskim to jest prędkość światła w pisaniu :( ale to nie moja dwójka wygląda jak jedynka, a jedynka jak nawias, no umówmy się :D
Usuńej, ej. ale ja wiem kim jesteście, lol. nooo... znaczy.. wiem tylko jak brzmi pełne nazwisko Marii i gdzie chce studiować (bo gdzieś pisała, a ja mam pamięć do takich dziwnych szczegółów) (Mario - to ja na asku wiedziałam o tych studiach xD), ale to już coś prawda? ach, i jeszcze wiem gdzie mniej więcej Maria mieszka, haha! niedługo będę wiedziała jaki kolor majtek macie na sobie ;)
Usuń/tes
różowe, nie ma za co :D
Usuńchwilowo czuję się bezpieczna, bo o mnie to chyba jeszcze mało wiesz :DD a majtki mam czarne, jeżeli to kogoś interesuje :D
UsuńAw,yey! Opis na początku po prostu przepiękny! Trzymający w mega napięciu rozdział! Alea jest już blisko poznania przeszłości, co bardzo mnie cieszy. Wgl, uwielbiam te dialogi pomiędy Aleą a Marlene *.*. Mega,mega jestem ciekawa jak sytuacja rozwinie się dalej, więc niech Cię wena nie opuszcza! :)
OdpowiedzUsuńps: Ależ się cieszę, że kolejną osobę udało mi się przekonać do tego pairingu :D Mam wrażenie, że większość osób go nie trawi bo widzi Emmę i Alana, który z wiekiem ponad 60. nijak pasuje na trzydziestokilkuletniego Seva :D
Witaj na www.by-satanje.blogspot.com pojawił się szablon, który zamówiłaś.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!