Wszystko tak zwyczajnie normalne. Poukładane w porządku.
Idealne, bez najmniejszej skazy. Obce. Czas minął niepostrzeżenie.
Ponura, pełna mokrych liści lepiących się do butów, angielska jesień minęła.
Drzewa ukazywały nagie gałęzie, strasząc przechodniów i uświadamiając, że
nadchodzi zima. Cienka warstwa śniegu przykrywała podziurawione chodniki,
tworząc niebezpieczną niespodziankę dla nieuważnych. A ona. Siedziała na ogromnym, okrągłym łóżku, przykryta puchowym,
ciepłym, zielonym kocem. Na podłodze stał pusty kubek po gorącej czekoladzie,
obok leżało pudełko ciasteczek korzennych, a na jej kolanach wylegiwała się
biała kotka, raz na jakiś czas drapiąc właścicielkę w rękę, gdy ta przestawała
się nią interesować. Przywracana do rzeczywistości przez skorą do zabawy Fiffie
uśmiechała się do niej pobłażliwie i drapała za uchem, wsłuchując się w jej
ciche pomruki zadowolenia. Podniosła się z kotem w ramionach i podeszła do
zaparowanego okna. Przetarła wierzchem dłoni szybę, otrząsając się, gdy mała
kropla wpadła pod jej rękaw. Postawiła zwierze na parapecie, wciąż je głaszcząc.
Rozejrzała się po sąsiednim podwórku, na którym dzieci sąsiadów biegały w
kółko, tarzając się i rzucając ubogim śniegiem. Zastanawiała się, czy jej
dzieciństwo wyglądało podobnie. Czy ona też biegała beztrosko po dworze, nie
martwiąc się o nic. Czy liczyła się chwila? Wszystko zaczęło się tak bardzo
komplikować. To jej drugie święta. Drugie, od tamtego zdarzenia. Odkąd jej
życie opiera się głownie na opowieściach i suchych faktach. Oglądała zdjęcia,
ale było ich tak niewiele. Nie przedstawiały właściwie niczego. Prawie na
wszystkich była sama. Tylko na jednym zdjęciu obok niej stała Livia i Matt, ale
tak dziwnie obcy. Podobno znają się od zawsze, a na zdjęciu widoczny był dystans.
Stali obok siebie, ale między nimi było coś, jakby niewidzialna ściana.
Dokładnie taka jak teraz. Chociaż właściwie zbliżyli się do siebie ostatnio. Znów
spędzali ze sobą dużo czasu. Wszyscy. Matt miał luźniejszy okres w pracy, Livia
wróciła do szkoły, przebywały ze sobą prawie cały czas, chociaż były na innym
roku. Marlene była częstym gościem u nich w mieszkaniu, a Livia wydawała się
nawet zaczynać ją lubić. Wychodzili do „Gist” w wolnych chwilach, których
jednak było coraz mniej. Studia niewątpliwie są czasem wzmożonej aktywności
umysłowej, po której marzy się jedynie o wyspaniu i braku pośpiechu. Ostatnio
całą grupą widzieli się w weekend przed świętami. Spotkali się u Marlene i Mauro, by wspólnie spędzić ich świąteczny wieczór.
Stali się sobie tak bliscy. To zaskakujące, że znali się właściwie tylko kilka
miesięcy, a Alea czuła, gdzieś w środku, że to są ludzie, na których będzie
mogła liczyć. Potrafiąca wysłuchać, służąca dobrą radą Marlene, Mauro
poprawiający humor w każdej sytuacji. Vincent, który mimo swojego młodego wieku
posiadał tak ogromną mądrość życiową, że po chwili znał dobre rozwiązanie do
każdej sytuacji. Adam i David zawsze nierozłączni, zaskakujący wszystkich
swoimi pomysłami i potrafiący sprawić, że każdy problem wydaje się być błahostką.
Potrzebowała takich ludzi, zwłaszcza teraz, gdy jej świat zaczynał się walić.
Wracały do niej dziwne wspomnienia. Wciąż dotyczyły tego samego. Tej dziwnej
szkoły, słów których znaczenia nie rozumiała, rzeczy, w których wykonaniu nie
widziała sensu i logiki. I jego. Zazwyczaj w snach wracał do
niej obraz tamtych kilku dni, kiedy stali się sobie tak bliscy. Było w nim coś,
co sprawiało, że go potrzebowała. Potrzebowała jego osoby obok. Przy nim się
nie bała. W jego obecności stawała się kimś innym, jakby ktoś wchodził w jej
skórę i nią kierował. Ale jego nie ma. Wyjechał. Tak po prostu. Bez słowa.
Właściwie wcale nie musiał się z nią żegnać. Przecież nie miał wobec niej
żadnych zobowiązań, tak samo, jak ona nie była mu nic winna. Minęły prawie dwa miesiące,
odkąd ostatni raz spojrzała w jego stalowe i zimne oczy. Tamtego dnia wyszła.
Bez słowa. Siedziała na krześle przy łóżku i rysowała coś na znalezionej kartce, zupełnie jak w amoku. Potem po prostu wstała, zabrała swoje rzeczy i patrząc na jego
wykrzywiającą się ze złości, nawet przez sen twarz, wyszła.
-Uciekłam?
-Zawsze uciekasz
-Chciałam sprawdzić,
czy będziesz mnie gonił
Nie gonił. A może ona nie chciała być złapana? Teraz to jest
przecież bez znaczenia. Zniknął z jej życia tak szybko, jak się w nim pojawił.
Ale przecież nie wniósł tam nic. Nic.
Jedynie zdradziła chłopaka, który jest w niej do szaleństwa zakochany. Ale to
przecież bez znaczenia. Alea Salarin nie przejmuje się nikim. Nikim poza sobą i
jej chorymi myślami. Odwróciła się od okna, gdy usłyszała ciche pukanie.
Kremowe drzwi uchyliły się, a zza nich wychyliła się dorosła kobieta, z
krótkimi, jasnymi włosami zaczesanymi za ucho. Uśmiechała się do niej
przyjaźnie i zielonymi, kocimi oczami zlustrowała cały pokój, jakby czegoś w
nim szukając
-Jesteś spakowana? – spytała ciepłym głosem
-Tak, już jakiś czas- Alea uśmiechnęła się ciepło do kobiety
i podeszła do łóżka, kładąc na nim Fiffie
-Czemu nie zeszłaś na obiad?
-Przepraszam, nie byłam głodna
-No tak, ciągle chodzisz z tymi ciastkami, nic dziwnego, że
nie chce Ci się jeść. Pamiętaj, te wszystkie kalorie jeszcze się do Ciebie
dobiorą i któregoś ranka obudzisz się, orientując się, że przybyło Ci
dwadzieścia kilo- powiedziała kobieta poważnym tonem, podchodząc do dziewczyny
-Mamo, mówisz o sobie, czy jest to czysto teoretyczne
stwierdzenie? – dziewczyna usiłowała zachować niewzruszony wyraz twarzy, ale
kiedy rodzicielka uderzyła ją lekko w tył głowy zaśmiała się szczerze i mocno
przytuliła kobietę.- Tata gotowy?
-Tak, zaraz przyjdzie po torbę, możesz się ubierać
-Jasne, zaraz schodzę. Szkoda, że nie zdążę pożegnać się z
Florie
-Też żałowała, ale przecież niedługo znowu się zobaczycie
-Tak, myślę, że tak
-Przyjedziesz na jej urodziny, prawda? Wiesz, że to dużo dla
niej znaczy
-Jasne, że przyjadę. W końcu moja mała siostrzyczka będzie
pełnoletnia, trzeba to uczcić- Alea uśmiechnęła się promiennie i wyjęła z
jasnej szafy długi, czarny płacz, a następnie oplotła szyję grubym szalem, tego
samego koloru. Wciągnęła na nogi długie, ciemne kozaki na obcasie i ostatni raz
przejrzała się w lustrze wiszącym na ścianie. Wyglądała przerażająco poważnie. Czarny
ubiór kontrastował z bladą, mleczną skórą, nadając jej dosyć przerażający
wizerunek. Ciemne, kasztanowe włosy spływały po płaszczu, kończąc się gdzieś za
talią. Ciemnoniebieskie, szklane oczy, umalowane na czarno jeszcze bardziej
dodawały jej mrocznego charakteru.
-Nie lubię Cię w czarnym- westchnął mężczyzna z ciemnymi
włosami, w których gdzieniegdzie pojawiały się siwe pasma
-A ja Ciebie tato- Alea obdarzyła go wzrokiem pełnym
troski.- Trzymasz się jakoś?
-Nie mam wyjścia- odpowiedział cichym głosem, siląc się na
spokój- To były jedne z najgorszych świąt
-Zawsze jest strasznie, kiedy ubywa jedno miejsce-
dziewczyna podeszła do ojca i przytuliła go mocno
-Na szczęście u nas jest wszystko dobrze- odpowiedział
uśmiechając się do córki i głaszcząc ją po głowie- Musisz teraz bardzo wspierać
Livię, wiesz o tym, prawda?
-Wiem- westchnęła z bólem- Nie sądziłam, że coś takiego się
wydarzy. Przecież z jej tatą wszystko było już dobrze, a tu, tak…nagle…- mówiła
łamiącym się głosem
-Alea, proszę, nie płacz, bo i ja się rozkleję. Nie chciała
teraz z Tobą wracać?
-Nie, powiedziała, że chce jeszcze pobyć sama z mamą.
Stwierdziłam, że musze to uszanować. Mamy jeszcze parę dni wolnego, więc niech
zostanie, jeżeli to ma jej pomóc. Jeżeli będzie trzeba, to po nią przyjadę
-Cieszę się, że ma w Tobie takie wsparcie. Jesteś naprawdę
dobrą przyjaciółką.
To żart?
-Jedźmy już, nie chcę spóźnić się na pociąg- dziewczyna
uśmiechnęła się lekko, poprawiając włosy, które opadły jej na twarz
-Masz jakieś plany w Londynie? Wychodzisz gdzieś w
sylwestra?
-Właściwie, to umówiłam się ze znajomymi stamtąd, ale to
żadna impreza. To raczej nie jest odpowiedni czas, na takie rzeczy
-Jesteś młoda Alea, przecież możesz się bawić. Jeff w końcu
nie był Ci tak bardzo bliski- odparł mężczyzna zatrzaskując drzwi srebrnego
samochodu
-To byłby brak szacunku dla niego i dla Livii. Nie czułabym
się zbyt dobrze
-Jesteś tam szczęśliwa?- spytał, zupełnie zmieniając temat
-Tak, myślę, że tak. Znalazłam ludzi którzy akceptują mnie,
mimo tego, że niczego o mnie nie wiedzą- mężczyzna uśmiechnął się pod nosem,
nie odzywał się jednak już do końca ich podróży
-Na pewno nie chcesz
zostać?
-Nie dam rady Mauro,
nie teraz. Przeczekam to u rodziców
-Wrócisz?
-Wrócę- odpowiedział
chłopak pakując ostatnią torbę do samochodu i zatrzaskując drzwi. Podszedł do
towarzysza, przytulił go po męsku i usiadł za kierownicą
-Draco…stary…
-Coś nie tak?
-Nie, w porządku. Po
prostu obiecaj, że jeszcze się spotkamy
-I to niedługo Mauro
Otworzyła oczy, nadal znajdowała się w pociągu. Czemu
widziała tę sytuację? Czy ona wydarzyła się naprawdę? Przez ostatni czas działy się dziwne rzeczy.
Odkąd widziała w pokoju Dracona, ten dziwny przedmiot. Różdżkę. Na porządku
dziennym było to, że kiedy się denerwowała coś obok nagle zaczynało się palić,
lub pękać. Kiedy nie mogła czegoś znaleźć wystarczyło, że po prostu mocno się
na tym skupiła i jakaś magiczna siła sprawiała, że przedmiot nagle się
pojawiał. Magiczna? Ostatnio też
miała wrażenie, że słyszy myśli innych. Że widzi ich wspomnienia. Tak jak przed
chwilą. Po prostu skupiła się na osobie Mauro i to zobaczyła. W jej życiu
zaczynały dziać się dziwne rzeczy, nad którymi musiała zapanować. Jakaś siła
ciągnęła ją w pewne miejsce. Domek na obrzeżach Wilmslow. Widziała go. Nie
wiedziała co się tam znajduje, wiedziała, że musi tam iść, ale podczas świąt
nie było na to czasu. Musiała tam wrócić, za jakiś czas. Uciekaj.
-Marlene, czy my naprawdę musimy tu czekać? Jest zimno…
-Przestań narzekać. Przecież nie pozwolę na to, żeby Alea
wlokła się sama po Londynie tak późno i w taką pogodę!
-A my możemy, tak?- spytał Mauro pociągając nosem i kuląc
się z zimna
-Jak Ty wiecznie marudzisz! Dałbyś już spokój
-Przepraszam- mruknął lekko urażony chłopak
-O! Zobacz! Coś jedzie, myślisz, że to ona?
-Mam nadzieję, przymarzam do tych płytek…
-Pomyśl co ona przeżywa w tym pociągu!
-Zero wiatru, ogrzewanie, bufet w wagonie. Faktycznie,
koszmar- mruknął z przekąsem
-Jechała zupełnie sama przez 5 godzin! Wiesz, jakie pociągi
są niebezpieczne?
-Naprawdę myślisz, że ta istotka dałaby zrobić sobie
krzywdę? Wystarczy, że na Ciebie spojrzy, a Ty już chcesz wiać. No pogrom nie
kobieta
-Mam nadzieję, że nie mówisz o mnie- odparła stojąca za nim
ciemnowłosa dziewczyna, na co Marlene parsknęła śmiechem
-Alea! Witaj moja Królowo Śniegu!- Mauro odwrócił się do
dziewczyny i ścisnął ją tak mocno, że zabrakło jej powietrza
-Nie myśl, że tak szybko Ci daruję- sapnęła, gdy uwolniła
się z uścisku- Wyglądacie na zmęczonych…
-Wiesz, stanie na dworcu w środku zimy do
najprzyjemniejszych nie należy. Ale dla Ciebie wszystko
-Czy to była sugestia, że mam u was dług?- spytała podnosząc
brew i poprawiając szalik, który się zsunął
-Cieszę się, że się domyśliłaś- odparł Mauro z uśmiechem, a
Marlene uderzyła go w ramię, kryjąc rozbawienie
-No tak, czy mogłam liczyć na bezinteresowność z waszej
strony? To co, jedziemy do mnie? Mama dała mi ogrom jedzenia ze świąt, a sama
tego nie zjem
-Właśnie anulowałaś swój dług kochana- powiedziała ze
śmiechem Marlene, idąc za Mauro, który już pobiegł w stronę samochodu z torbą
jedzenia.
Czas wracać?
Informacje o nowych notkach i rzeczy związane z blogiem znajdziecie tutaj, a tu możecie zadawać mi pytania, jakie tylko chcecie :))
uwielbiam tę notkę.
OdpowiedzUsuńkocham Marlene i wiesz, jak zabawnie wyobrażam sobie Mauro :D spróbuj ich rozdzielić, to masz lipę.
Potwierdzam! + Mauro i ten jego zoladek.. :D
Usuńah, akurat nie o jego żołądek mi chodziło. raczej o to, że wiem, jak wygląda :DDD! i bez problemu jestem w stanie sobie wyobrazić go w takich sytuacjach, jakie są tu opisywane. nie, żeby coś, ale nawet GŁOS pasuje :))))) tak, tak... wyobrażam sobie jego głos... ale co w tym dziwnego, Arlandrio? ;**
UsuńGDZIEEE tam, nic dziwnego. Wiesz, że to niechcący xd ;**
Usuńno to... że tak powiem... HEJJJJJJ :)!
Usuńno to fajnie :D
UsuńKomentowanie tutaj zaczyna robić się nudne, bo ile można pisać o tym, że rozdziały są świetne i nie mogę doczekać się więcej? ;D
OdpowiedzUsuńB.
niby tak, ale klamac nie mozna.. :D
Usuńoj zawsze jest się do czego przyczepić :)
Usuńoooooooooooooooo kocham te notki! Poprostu Parapapapaam! Zacznijmy od tego, ze juz sie domyslam ze WTF... znaczy wiekszosc faktow znam, ale nie wszytskie... Drrrrrraco! Warcaj! A Alea moglaby nw, znalezc stara ksiazke z zkaleciamy Dracona i powiedziec jedno na glos, zeby cos sie wydarzylo... xD To bylo super. Wyobrazam sobie jej mine xD Notka jak zwykle swietna! Troszke krotka jak na moj gust, ale wazne ze jest :3 Co do mnie, przenioslam sie na bloggera :# Nie, nie bo ty go masz, poprostu w szkole nie moge uzywac blooga, ale blogspot jest dpostepny. W dodatku troche latwiej sie go obsluguje. Poprzenosilam tam juz 4 notki, do 22'ego zajme sie reszta, bo tego jak ze magicznego dnia dodam nastepny rozdzial, ktory powali na kolana :D link -http://www.syriuszilily.blogspot.com nawet nazwa ta sama xD Zapraszam, btw, na bloogu jest notka no6 wiec w razie W. :D Pisz dalej, weny i nie opuszczaj bo przeplyne do ciebie kajakiem ocean spokojny! :D
OdpowiedzUsuńdla Alei wymyśliłam już coś ciekawego, spokojnie :D a co do notek, to piszę tak jak mi leci, raz są długie, raz krótkie, po prostu piszę tylko to co mam w głowie w danej chwili :D
Usuńblogspot to dobry wybór i spokojnie, przez ocean nie trzeba, na aż takim odludziu nie mieszkam :)
No spoko spoko :D niedlugo bedzie cala notka powsiecona rozterka. w sumie nawet 2 :D ale ta jedna to bedza wspomnienia. Nie pamietam, czy to ty czy ktos inny, ale ktos powiedzial, ze ludzie malo pisza o Luniu. Niedlugo to sie zmieni. :D A ja nie moge sie doczekac kiedy ta Salarin cos odwali <3 Weny!
Usuńfenomenalne, jak zawsze... zostawia niedosyt - jak zawsze!
OdpowiedzUsuń/tes
To wszystko jest takie...magiczne!
OdpowiedzUsuń